Klan — EP (1970) — wypasiona płytka. Chyba nawet lepsza niż pełny album. Szkoda, że poszli w taką teatralną psychodelię, bo mielibyśmy — obok Polan — wypasiony rhythm'n'bluesowy band.
***
Wiedźma ple-ple - takie zjawisko dziecięce mi się przypomniało.
Niby tylko jeden dzień w pracy, ale potrafi zmęczyć. Toksyczne pomieszczenia. I co więcej, po robocie pojechaliśmy do liroja, żeby zakupić metalowy regał dopiwiniczny. Wyprawa się udała, regał zakupiony, dodatkowo jakaś pościel. Ale już do Wrzeszcza nie pojechałem. Może w poniedziałek.Ach tak. Znowu oglądałem programy o przestrzeni kosmicznej i końcu wszechświata. I znowu fakt, że słońce zamierza powoli wygasnąć, powiększając swoją objętość i pochłaniając planetę Ziemię, wprowadził mnie z katastrofalne przygnębienie.









Grizzly Bear — Veckatimest (2009) — to jednak już muzyka nie dla mnie (wszystkie te animal colectivy i inne dziwy). Przyjemnie się tego słucha, ale gitar nie uświadczysz. Często wobec polskich zespołów domowych stawiany zarzut, że "robienie klimatu" jest jedynie zasłoną dymną dla nieumiejętności pisania piosenek, to właśnie odbieram to w ten sposób, że post-produkcja i całokształt brzmienia sprawia, że nie słyszę tam melodii, refrenów, podziałów piosenkowych — chyba że to już jest efekt po dekonstrukcji typowej piosenki, która była elementem wyjściowym.
W światowej historii bondologii jestem na etapie ewidentnej porażki finansowej "OHMSS", której ofiarą padli George Lazenby i Peter Hunt, skądinąd niezły reżyser i montażysta (w dużej mierze sukcesy Terrence'a Younga to też jego zasługa). Ewidentnie scenariusz był zjawiskowy, historia niezwykła, realizacja poprawna, ale ludziom się nie spodobało. Stąd nacisk na Guya Hamiltona, powrót Connery'ego, i powielenie wybuchowego schematu "Goldfingera" (który, rzecz jasna, był/jest najlepszy; chyba). Stąd już w każdym następnym odcinku na końcu mamy totalną rozpierduchę, bo to jednak najlepiej się sprzedaje. Jednak pierwsze odcinki Younga miewały inne rozwiązania. Szkoda, że poszło w stronę schematyzmu. Wycięte sceny z "DAF" są, choć są bez rewelacji, Connery wyraźnie zachłysnął się swoją sławą. I wyraźnie się postarzał. "LALT", Moore, i definitywnie wkroczyliśmy w lata 70. Nie spodziewałem się, że Dr Queen ma całkiem żywy charakter — w przeciwieństwie do tego, co widać na ekranie. 




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz