środa, 11 lutego 2015

Odcinek z wigilią przejazdową



24 grudnia, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca jednak nie wychodzimy.

Wstałem po ten chleb.
Kupiłem świątecznego psa.
Ustaliwszy plany i zapakowawszy wiele towaru pojechałem na Stogi z przystankiem szpitalnym. Wiadomo, że świąt nie obchodzimy, ale świętujemy sukcesy laktacyjne. Pada wigilijny deszcz.
Mnie tam wszystko ryba, Tobie nie z tym.
W dodatku te nieustające karmienia lub uspokajania.
***
No niestety choinka mnie nie ominęła. A zdziwiony byłem, że płyty nie doszli. Krótkie ubranie (i choinka i ja).  No to już wiemy, że jutro nie, zatem jem w kwadrans i jadę. Puściutko tam i przychodzą tacy z rodzin, ale bez kolędy.
Prezenty nie dzisiaj.
Wracam, Zabieram się za schab z boczkiem. Trochę zajęło, ale trzeba było.
Wyjątkowo jak na taki pobyt (ostatnie takie święta) nie oglądam ulubionego serialu do snu. Jakoś druga była...


25 grudnia, czwartek

Odcinek z NAGLE

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wracamy do domu. WSPÓLNIE!

...a musiałem wstać o 8 na "świąteczne" śniadanie.
No dobra, przynajmniej się człowiek nie obeżre.
A potem zaskakujący tel. i znowu mamy sraczkę pakowniczą (=dzień jak co dzień).
Zatem z jeszcze większymi zakupami niż poprzednio dymię się do domu. W ramach rozstroju nerwowego wziąłem (dwójnasób) lekką książkę:
Edmund Niziurski, Sposób na Alcybiadesa, 1964 — strasznie się zajarałem (jak onegdaj).
Ubrałem fotelik oraz żółty plecak i zmierzam.
Tam trochę nam zajęło, te wszystkie graty, karmienie 2 x na zapas, no i jest przyfotelikowy ryk. Ale sam się uspokoił, a dziadek jechał tak ostrożnie, jak nigdy w życiu. Dziecko śpi jak aniołek najpierw tu, potem tam. Mamy nieśmiałe emocje, w końcu sami możemy się ogarniać.
***
Karmienie, spanie, jest rytm (mały rytmik) przez całe pół dnia. Mamy czas na prezenty (PREZENTY!), kolację i odświeżanie się.
Ale okazało się, że to dzienne wyspanie wyszło nam bokiem w nocy, hehe.
Niemniej, nie powiem, strach jest. Takie toto.
I takie wytrwałe w spaniu.
Robimy celowo hałas, ale człowiek nie może powstrzymać się od chodzenia na palcach.


26 grudnia, piątek

Odcinek z pierwszym dniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca uczymy się.

Wstaliśmy zupełnie nietrzeźwi. Świąteczne trzeba jeść, dziubiemy.
Trzymamy rytmik ze szkrabem. Wiadomo, biorę rzeczy zadaniowo.
Mamy szczęście, mamy czas.
Jedynie brak tlenu i ta łaźnia w mieszkaniu mnie męczy (aczkolwiek wieczorem się wyziębia).
Lecimy z krążkami, by leciało.
Zrobiłem potworną rzecz i pobiegałem na tym lekkim mrozie z jakieś 30 min. Odświerzające.
Choć człowiek nieprzyzwyczajony. Jedzenie=zmęczenie. Bierzemy przykład z naszego malucha i udajemy się na 2-godzinną drzemkę.
Potem dziadek uczy nas kąpania wanienkowego.
Rytmik z drobnymi odchyleniami nam się kołysze do wieczora.
Korzystam z wczesnej nocy, kończę Edmunda (wzruszenie), znajduję Lali Punę (ożywienie). No proszę, udało się przeżyć. Jest słodki. Jak śpi.
No dobra, nie jest tak strasznie.
Jakkolwiek, tak, mam łatwiej.


27 grudnia, sobota

Odcinek z drugim dniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca uczymy się nadal, bo.

Sobota — otworzyli sklepy!
Wyszedłem ja, wyszłaś Ty. Dzień nam minął w trybie Tymkowym. Nie było tyle spania, co poprzedniego dnia.
Chwilowo nie zbadamy wpływu jedzenia na jedzenie. Dzisiaj było gorzej, z obiema stronami.
Znowu zrobiłem potworną rzecz.
I pół dnia jechałem czosnkiem. Może to czosnek?
Pierwszy ominąłem, załapałem się na drugi mecz w europejskiej porze. Jednym okiem obejrzałem jak Toronto rozwala LAC, w tym czasie uzupełniając uzupełnienia. LAC nie wyglądają na kandydata do MŚ.
Sen nam się układał rozmaicie, ale zasadniczo nie ma co narzekać.
Być może złamałaś mu rękę piersią.


28 grudnia, niedziela

Odcinek z prasowaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca spędzamy leniwą niedzielę.

No to nie będzie kurczaczka, będą kopytka. Sprawdziłaś fotelik na własne oczy. Wypoczynek przerywany karmieniem i trochę nerwami. Dramatycznych odchyleń od normy nie ma.
Ponownie potworna rzecz. Ładne widoki, zmęczyłem się.
Miałem wypaśny wysmażony niedzielny obiad (mi wolno).
Powoli wykańczam świąteczne zapasy, trzymam linię.
Gruby sprężynowy materac może spełnić swoją fuchę.
Już chyba drugi raz napocząłem d'Orseya.
Zmierzyłem się z furą prania — podobnie jak mycie szyb: zbędne, ale bardzo wygodne i lubię.
Nie trafiliśmy z godziną w jedzenie, zatem kąpiel jutro.
Jutro też załatwianki.
Wieczór nie był dla mnie. Odpadłem o 22.


29 grudnia, poniedziałek

Odcinek z pełnym wyjściem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca jesteśmy uporządkowani, że hej.

Spanie wspólne jakoś nam wszystkim pomogło, aczkolwiek wybudziłem się (celowo) nie w tej fazie. Ale urlop na razie załatwiony.
Telefony telefony.
Terminy późne (przyszły tydzień) bądź późniejsze (czerwiec).
Po śniadaniu pospałaś sobie z młodym, więc śniadanie, telefony, zakupy,
...
Piękna zima na 4 stopnie nam się zrobiła.
Młody śpi przez dzień cały, więc w nocy będą Panie harcowały.
Obiad taki gotowany (każdy swój), realizm, ściągizm.
Five Ease Pieces (1970)
telefonizm i czekamy na przebudzenie. Uprzątnąłem Ci biurko, Ty dokonałaś reszty.
Zrobiłem tabelkę, będzie schematyzacja, zobaczymy, co nas czeka wieczorem.
***
Wieczorem czekało nas matczyne zaśnięcie, które "popilnowałem" do jakiejś 1, przy okazji zabawiając się hi-hatem oraz "more cowbel!".
Quiller w dusty tanieje.




Brak komentarzy: