środa, 18 lutego 2015

Odcinek z początkiem jeszcze tygodnia urlopu yeee



26 stycznia, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca od porannego ju-es-dżi, a potem normalniej.

Mikal Cronin — MCIII // Clear Vinyl
ani power ani pop
***
Kathryn Joseph
Bones you have thrown me and blood i’ve spilled // White vinyl
rzewne, ale miło się słucha
***
Félicia Atkinson
A READYMADE CEREMONY // Clear vinyl
szumy, trzaski, recytacje
intrygujące
***
dzisiaj mam kaca (choć dziwnego) i jestem zmęczony wrzaskiem (jak zawsze)
ta 1/5 wiaderka orzeszków to zdecydowanie nie był dobry pomysł
***
Prado coraz bardziej, bardzo dużo pamiętam. Słucham krążków w stereo. Chyba, że są mono.
Dzisiaj dzień Johna Barry'ego.
Był spacer był LAS. Ten drugi zmęczony. Na nowy obiad potrawkę z indyczym mięsem machnęłaś.
Wędzoną makrelę muszę ja, nie narzekam, mniam.
***
Kenny Tudrick
Church Hill Downs // Firefly Splatter 7”
country-rock, który zaskakująco dobrze wpada (Creedence sie kłania)
***
Trey Frey
Tres Frais // Black Vinyl 12”
muzyka bardzo kiepska, ale OKŁADKA!!!
***
poczytałem ciut Tableau, ale na razie obsłuchuję sly-vinyle
***
Richard Houghten
Saving a Life / New Mexico // Clear 7” Vinyl
ślicznie wygląda taki singielek


27 stycznia, wtorek

Odcinek z wtorku nie było

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wtorkiem, którego nie było.


28 stycznia, środa

Odcinek z wyjazdową popijawą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca z wieczornym zapachem taty i zabawą takąż.

Poranki takie same (co ja tam pamiętam), a już byłem ucieszony, że będzie wyjazd. Spacerniak był obowiązkowo, kontynuuję głośny odsłuch znanych przebojów.
Na Stogach (tym razem bez kolędy) odkryłem duży piękny zestaw: Paweł Paulus Mazur i Krzysztof Siemak (już leci), podpisany = te kasety były ważne. Tak, ambitny pomysł kabla stereo + zgrywanie.
***
Przed wyjściem zobaczyliśmy kawałek meczu Polska-Chorwacja, potem dostałem wynik esem, czym zdenerwowałem Przema. Zagraliśmy normalnie, dla chłopców najważniejszy serial Foo Fighters oraz sobotni występ. Pewnie, czemu nie, ja szukam krążków.
***
Potem już wracam z absurdalnymi kolegami, jest wesoło, jest fajnie. Humor taki mi się utrzymał do klasycznego wieczora i nocnego przekazania dziecka.


29 stycznia, czwartek

Odcinek z 3800

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zaliczyliśmy pierwsze szczepienie.

Poranek niemrawy i zburzony rozkład dnia
musiałem do LASu jakoś tak wcześnie. Dziwaczne takie. Wtedy, po obiedzie, transfer wózkiem parę ulic dalej, a potem spacer w wersji skróconej. Dziecko rośnie. Było dzielne. Następnego dnia się okazało, że w ogóle bez dolegliwości czy zaczerwienienia.
***
Pojechałaś się zakupować (tutaj jeszcze było wszystko ok), potem rozpoczął się wieczorny dramat, w którym nie wytrzymałem ja. Potrzebna była zmiana opiekuna. Miska jogurtu czy kanapka nie pomogły. Padło na pestki z dyni oraz filmy.
***
Dokończyłem:
The President's Analyst (1967)
***
Niżej stoi:
Dr. Goldfoot and the Bikini Machine (1965)
***
Za to przed nocą pojawił się klasyk, zaskakujący już od samego intro:
Kiss the Girls and Make Them Die (1966)
za sam tytuł są dodatkowe gwiazdki.
***
Dość tradycyjnie do snu 2:15, pobudka o 10:00.


30 stycznia, piątek

Odcinek ze świętem niejako

My drogi i Miłościwie Nam Panująca podróżowaliśmy.

Rzadki przypadek wpisu bieżącego (+ wiele zaległości).
Specjalnie w tym celu włączyłem nie wieczorem.
***
Poranek tradycyjny (wyniczki), choć ze spankiem na klacie. Transakcja się odbyła, a potem mogliśmy rozpocząć dwugodzinny okres przygotowywawczy. W końcu się udało, jedziemy zapakowani, trafiamy na czas, na wzgórzu z moim marzeniem strasznie wieje, udaję się na spacerniak.
Wyasfaltowaną wspaniałą serpentyną zmierzam do zbiornika retencyjnego (zamarznięty!) (tutaj w dolinie potoku jakby zimniej, błoto skute lodem). Nie było czasu na pełen zestaw, ale zmrożonymi wertepami podążyłem na skraj rodzinnych ogródków działkowych, gdzie park tuż tuż, za dwoma zakrętami. To właściwie podczas zjazdu zorientowałem się, dlaczego sam las nie jest wystarczający
bo lasu w nim za dużo. Brakuje brązowawych wzgórz porośniętych trawami, krzakami, młodymi drzewiakami. Siena taka. Palona. Zmarzłem. Do muszkieterów na czas. Wertepami, acz potem wygodnie.
***
To był pierwszy, szybki, pobyt w sklepie. Są wędliny! Jest piwo! Jest czekolada! Są jogurty! (ten wczorajszy miks był świetny).
Wracamy na ogórkową i wielkie zesranie (całodobowe, przeciekło). Czyli wszystko działa jak należy.
***
Rozleniwiłem się obiadem, kawą, i już nie miałem ochoty zmieniać widoku. LAS co prawda codziennie inaczej potrafi zauroczyć swoimi kolorami i gęstością jak z obrazów flamandów (szczególnie jak z szarości nieba przebijają się te niemrawe, niebieskawe tła, wybrudzone, niedoczyszczone), ale jeszcze trochę mu brakuje.
***
Potem zastąpił wieczór, miałem portera, miałem nastrój, miałem dziecko (w różnym nastroju), ogarniałem się, oglądałem nadciągający śnieg, robiłem nocne foty, miałem zaszyć się z kolorowym technicolorem, ale zbyt dużo myślenia (na pamięć), więc dokończyłem
Kiss the Girls and Make Them Die (1966)
i to jest PIĘKNY film.
Potem coś skreślę na ten temat, dziecko poszło w tan, a ja poszedłem w tańce przy Umpagalore 2, taka noc.


31 stycznia, sobota

Odcinek z występem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zaliczyliśmy 60.

Poranka nie pamiętam (tradycyjny?), nie wiem, czy też był spacer, nie było za to szwedek w mięsnym, a ja późno wstałem, bo późno się położyłem (3:30?).
Ogórkową jedliśmy na sposób ruski, bo ostatni talerz był.
Brera. Dużo tekstu, ładny druk.
Jakoś zeszło i mogliśmy się zbierać. (+ mini-afera z dyskiem)
Na wro planowo, białe porto + babeczki i idę.
Występ, jak występ (dziwne, że nie miałem słuchawek na drogę), Czecho teraz bez wyrazu takiego jak w Domu Zarazy. My z problemami technicznymi, ale niektórym się podobało. Buty też. (właśnie!)
Popiliśmy sobie, porozmawialiśmy i zebrałem się. Potem jeszcze pakowanie, wypakowanie i tak poszliśmy spać ok. 2, tyle że wszyscy o tej porze. Ciasta były przepyszne.
***
Ach, to jednak była sobota z Babcią, więc był dłuższy spacer, gdzie Ty odsypiałaś do 15 aż. A Babcia przywiozła pudełko z płytami, i ta badziewna firemka (fire talk records), nie dość, że spóźniona o 4 miesiące, to jeszcze nie załączyła singla, za który zapłaciłem masę kasy. A zamiast "extra giftu" otrzymałem pustą dodatkową kopertę winyla. Takie sprawy.
***
Ale (pomijając 4 płytkę z kolekcji), Tjutjuna mnie zachwyca i wreszcie to jest długi psych, którego chciałem słuchać. Mam używanie.


1 lutego, niedziela

Odcinek z wizytą Cioci

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, a ja to nawet nie wyszedłem z domu.

Poranek chyba w normie, następnie z okazji wizyty miałem godzinę wolnego, którą poświęciłem na ryż, sprzątanie i głośną muzykę.
Kurczak (Twój) świetnie się upiekł na kratce, reszta niedzieli z gościem minęła spokojnie, leniwie i z faworkami (obżarstwo).
A potem się zaczęło (a takie było spokojne wcześniej).
Przez te ryki nie mogłem spać do północy, a przecież jeszcze stres związany z powrotem do pracy. Ugh.



Brak komentarzy: