środa, 4 lutego 2015

Odcinek z Barbórką




4 grudnia, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca bez przedweekendu.

Kawałek śnieżyka. Święta po wodzie?
***
Wobec szarości potrzebuję radości: zatem przypomniało mi się, że bodaj w niedzielę, kiedy już sprawdziłem hasła klucze na allegro i żadne 007 i żadne Barry, postanowiłem zajrzeć w dawno nie oglądaną zakładkę OST, gdzie w niedalekim panelu czekało sobie za 15 zeta kup teraz "From Russia with love", w które celuję już od roku. I proszę! I dziękuję.
***
Jack Ackerman — Faces (1968)
sporo przyzwoitego prostego jazzu w tym OST
***
Inny miły fakt mi się przypomniał, wczoraj nie musiałem się spieszyć po tyrce. Poszedłem zupeeeełnie spokojnie. Relaksujące. Mimo zimna.


5 grudnia, piątek

Odcinek z pizzą!

My drogi i Miłościwie Nam Panująca i dobijamy do połowy.

Krótkie wspomnienie radości. Rano, jak śnięty śledź, wiadomo, to nie jest dzień, kiedy będziesz oglądał 5 długometrażowych szpiegowskich pod rząd przy piwie i pop-cornie. Na szczęście Bryson, mimo że jest powtarzalny do kliszy, daje radę (ponownie!) i rozbraja. Po prostu.
Następnie, widzę, że za oknem nic nie widać (u niego zorza, u mnie mgła). Nie mogłem przepuścić takiej okazji, żeby nie zobaczyć tego w naturze. Widoczność 20 m, w dodatku szadź na płaskich powierzchniach, typu udeptana droga, człowiek (nawet ja) może się pośliznąć. Do tego rośliny, uzimione, oblokły się białymi kryształkami. Gdyby nie to, że miałem 18 minut na dotarcie do, to spędziłbym tam sporo chwil na fotografii.
Kolejny fragment nie że wstydliwy, ale niepasujący: Spice Girls dobrze robią z rana (słusznie napisane). To pewnie takie doświadczenie pokoleniowe, jaki dla mnie była kaseta Whigfield. Każdy chce kawałek disco.
***
Tym razem plany były inne (a było w zeszłym tyg. iść na dokumenty).
Italia — Casanova 70 — Mario Monicelli (1965)
rozbrajające
***
Zachodzę na górną, a tam średnia tele za 12 zeta. Dobrze, że na cienkim (zapamiętaj!), bo bym nie dał rady. Biedra ok i ogólnie bardzo ogólnie. Dobrze zaplanowane.
Mniej zimno, mi nie szkodzi, widziałem lisa na lodzie. Pewnie po tej pizzy.
***
Było na 4, więc czasem leniuchowałem, kiedy 3 — brakowało siły. Kilka cudaków wpadło. Skręcona noga (nie ja), ale grunt, że wygraliśmy przecież. Intensywnie.
***
Lecimy z serią tych 50 krótkasów.


6 grudnia, sobota

Odcinek z jedzeniem na mieście

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zupełnie inną sobotą nie roboczą.

Ktoś tu wstał znowu po 10.
Mikołajki grzecznie były.
Się okazało, że po śniadaniu od razu musiałem obiad.
Wyniki i lecim, parkowanie daleko.
Obchodzimy wyspę spichrzów (po raz pierwszy niektórzy). Zielony smok przyzwoicie zaskoczył (smocze języczki, tagliatelle z warzywami i kurczakiem w sosie śmietanowo-miodowym z chilli, kibiny z mięsem).
Piwiarni potem nie było, ale kawa z amaretto nieoszukana.
Kiedy już zrobiłem tę trasę po raz trzeci, to się zmęczyłem (nie ma słuchawek — nie ma łażenia dalej).
***
Oczywiście nie wiem jak, ale wieczór się rozlazł.
I tymczasem (z zaskoczenia) zakończyliśmy złą siostrę. Bez sentymentu. Drobne zakręty fabularne, ale następna seria niech będzie ostatnią rzeczywiście.


7 grudnia, niedziela

Odcinek z niczym

My drogi i Miłościwie Nam Panująca przeleniliśmy niedzielę.

Niby wcześniej, ale tylko prasówka (=wyniczki).
Na śniadanie niegotowy.
Leżakowanie na luzaku (okazało się, że niejedno).
Będzie obiad (czyli zakupy w sklepie).
Zgarnąłem gałązki, ale paluszki marzną.
Listwy — czek, malowanie płytek — czek, zamiatanie
czek, akryl do dziurek czek.
Resztę wieczoru słuchałem, klasyfikowałem i umieszczałem płyty (pewnie zacząłem to w sobotę).
Premiera:
Low Level Owl
side AB


głośno, wyraźnie, na pełnej uwadze (Ty drzemiesz)
***
sprzedajemy kolejne
Wizz przegrywają w Bostonie — szybka decyzja:
A Most Wanted Man (2014)
niaach — szpiegowski
może te najlepsze muszą dziać się w Niemczech? (Quiller, Palmer)
i do tego te zawiedzione nadzieje czytelnicze, wspaniale!
Stawiam, że dlatego Hoffman strzelił samobója


8 grudnia, poniedziałek

Odcinek z ostatnim rzuceniem tamburynem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca nie dzielimy się pączusiami, oj oj nieładnie.

Zaliczyłem dzisiaj śnieg z deszczem (po porannym niewstaniu przydała się orześka).
***
Zaznaczam sobie, gdyż wcześniej nie zaakcentowałem:
Johnny Harris — Bloomfield (1972)
film sportowy (?), ost popowy, i miewa różnorodne momenty, to jest czas medalu olimpijskiego, dzwonów i długich fryzur, kiedyś sprawnie robili pop-music, BECK wiele się nauczył z tych brzmień i rytmów perkusji piosenek
od czasu do czasu lubię The Who czy The Kinks — mają te nieszczęście, że nie zainwestuję w winyl
określiłbym to jeszcze mianem post-american-hippie-pop-music (czyli chórki kobiece trza dorzucić), miałem jakieś takie płyty no name
(kolejny zestaw przepalonych ost-ów — poprzedni zaliczony)
***
Z serii 30 na 30 dowiedziałem się o:
"No mas" Roberto Duran v. Sugar Ray Leonard
nie wiedziałem, nie widziałem


***
ledwo wstałem, leń dzisiaj straszny
ale już kompletuję numery na nagrywkę Vreena
***
nie pisałem, ale wykupiłem już prawie wszystko z netu
czekam na cuda i okazje
***
Strasznie się spracowałem umysłowo (procedura).
Zakupy i zdążyłem na kawę, rozłożony z kablami.
Chłopcy dzisiaj byli bardziej układni (ja również), dograne, ściszone, przesunięte, wymyślone. Kończymy, kończymy. Jakoś to tam będzie.
U mnie na głośnikach ładnie gra. Ha.


9 grudnia, wtorek

Odcinek z Siekierą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca po CAŁYM dniu pracy na paczkach.

Props tego, że przestraszyłem się, że Vreen 3 był 3 lata temu, w 2011 roku (Kamila przypomniała o kurtkowej wigilii), po brysonowemu mógłbym napisać, że przez 3 lata byłem zajęty niedosypianiem się, pisaniem o tym co przed chwilą zjadłem, narzekaniem, że obejrzałem za mało filmów, marudzeniem, że chłopcy nie grają tak, jak bym to sobie wyobrażał tudzież "właśnie wymyśliliśmy nowy numer!" oraz zamartwianiem się, że brakuje mi spacerów i czasu spędzanego na świeżym, jakże zdrowym, powietrzu.
(acha, dopisać: robiłem werbel)
Nic dziwnego, że nie ma z czego wydoić piosenek.
Nic to, zaraz wracam do swoich prywatnych bezczasowych wzruszeń.
***
"Refleksja": wcześniejsze kładzenie się spać nic nie daje, straszna pomroczność dzisiaj z rana, w dodatku, zazwyczaj po dobrej próbie człowiek miał pewność, że przynajmniej dobrze się napił piwa, a teraz?
***

Sonny & The Sunsets — Antenna to the Afterworld (2013)
to zespół jakby na moim poziomie wykonawczym i realizacyjnym
bardzo miłe
mix gatunków jak w Experimental Pop Band
***

Alexander von Mehren — Aéropop // Black Vinyl 2xLP (2013)
to solidna Sterolabowa popówa, ale mi teraz nie w głowie (skoro puszczam)
***

Saturday Looks Good to Me — Cold Colors (2007)
o, to mnie przyjemnie zaskoczyło, experyment a miłe
12" EP + Instant MP3 White $4.00 <= $10.00
Polyvinyl Records
ale oczywiście nie
***

Asobi Seksu — Fluorescence (2011)
wreszcie jakaś ich płyta, której mogę słuchać
LP + Instant MP3 180-Gram Clear Pink $8.00 <= $16.00
Polyvinyl Records
ale nie
***
James Husband — A Parallax I (2009)
tak to jest z solistami, którzy postanawiają wydać coś poza zespołem
ale, to dosyć Malkmusopodobne, lekkie, bez nadęcia
LP + Instant MP3 180-Gram Black $7.00 <= $14.00
Polyvinyl Records
oczywiście nie
***
Wędliniarnia, a z żurawiną mnie oszukali.
Szybko przez czarny park, na Stogach prawie wszystko poupychane, z ciekawości przejrzałem winyle, z którymi już nie da się nic zrobić (przecież nie wyrzucę). Poszły nba po angielsku na makulaturę — pół internetu kiedyś wydrukowałem.
***
Płyta dla Wojta, kolejna zapłacona (Cassandra) zapakowana. Słuchamy mojej wieczornej dobranocki i oglądamy płytę z wypożyczalni, yeee: From Russia with love z naklejkami.


10 grudnia, środa

Odcinek z "ostatecznym" próbowaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca krótkim wieczorem.

Zabójcze wstawanie. Świt nad pętlą na śliczne czerwonawo.
Narzekałem na brysonowość, ale to coś, co czytam, to jest dosłownie "Chata" (zmień literkę).
***
No to mam już zajęcie na dzisiaj, doszło wiele ost na dusty, od czasu do czasu zaglądam na zestaw rock do 5$, wtedy nabieram ochoty na posłuchanie paru klasyków, by ich wyrzucić z koszyka. Fajna zabawa.
***
The Second Time, Sally Le Roy z albumu "Wild In The Streets" (1968) — ależ świetne chlapnięcie mocnej stopy tam jest.
***
Przesłuchuję te starocie i moja zawodówka była cudownie wspaniała: skinhead, punki, metalowcy, disco-popowcy i zupełnie nieokreśleni, a zdążyliśmy się zapłodnić klasyką rocka i bluesa, wyszkolić na latach 80., podjarać 90. Żeby na wspólnej popijawie zgodnie puszczać woodstock. Ta współczesna muzyka jest taka chwilowa i tak jej za dużo.
***
Dużo tej muzy było, aż się zmęczyłem i nic się nie przydało na zakupy.
Zapomniałem o wyprzedaży koło teatru Wybrzeże.
Będziemy mieli nowego redaktora NT.
***
Dojechałem na pseudo-kubusiu, pogralim to co zawsze (no future/no past) i szykujemy się do snu zimowego. Moje kasety brzmią dobrze tylko na moim walkmanie. Roy Budd.
***
"From Russia with love" brzmi tak świetnie, że aż ekstra. Muszę się temu przyjrzeć z bliska, na siedząco. Tymczasem do snu, bo przed nami 16 lat.


Brak komentarzy: