środa, 15 czerwca 2011

Johnny



piątek, 10 czerwca

Ale nas Arek rozwalił w tę ostatnią tegoroczną salę. Miałem super skuteczność 14/44 (innych nie liczyłem, bo to nie miało sensu), ale moc gry była.
***
Walk the Line (2005) oglądałem głównie z miłości do płyty best off Casha. I pewnie dlatego warknąłem na "juhu" wtrącone w trakcie grania muzyki. "Joaquin Phoenix i Reese Witherspoon przez pół roku uczyli się gry na różnych instrumentach oraz pobierali lekcje śpiewu" — wzruszające. Ale już określenie "ckliwy sentymentalizm" jak najbardziej na miejscu. Niemniej — jak na taki pomniczek i tak obejrzeliśmy bez problemów.
***
Eastern Promises (2007). Niby to Cronenberg, ale wszystko szyte tak grubą dratwą, że nie warto się dłużej zatrzymywać nad opinię, że film ów oglądało się sprawnie. Mnie ta atmosfera rosyjskiej baśni ani nie uwiodła, ani nie zszokowała.

Brak komentarzy: