poniedziałek, 6 czerwca 2011

jak się dobrze zabawić


środa, 1 czerwca
Przygód nie było (http://johann-vreen.blogspot.com/search?q=bohater+klasy+pracuj%C4%85cej).

Szału raczej też nie. Gdyby nie chwile radości. Podsumowując:
— w googlach było na pierwszym miejscu, że są urodziny
przekonałem się, że mam całkiem zgrabne paluszki u nóg
że o łydce nie wspomnę
dobrze, że nie muszę się depilować
wygrałem w twistera (ha!)
bardziej się najadłem niż napiłem
wcześniutko skończyliśmy
w nocy (sen) goniła mnie wielka Cyganka; i to wcale nie w celu kopulacyjnym; dziwne; dlatego się nie wyspałem
pogoda nie odpuszcza -> zaczęło się kolejne lato w naszym pokoju
miała zostać dłużej, już bez dzieci, ale mąż nie pozwolił
wrócił po pijaku na rowerze do domu; ciekawe, co trzeba zmajstrować, żeby mieć bana na powrót do domu po 21
wiadomo, że prawdziwa impreza zaczyna się parę godzin później
a mówiłem, żeby nie mieszać
i niech ona nie dotyka twoich włosów
wszystko zależy od tego w co się bawisz i z kim się bawisz
a ciekawe, czy by dała w te zaczerniałe od czerwonego wina zęby (impresja taka)
miałeś się już nie odzywać
a coś mnie podkusiło
jeżeli twoim najbardziej h/c wspomnieniem jest, że pobrudziła ci się skarpetka od twistera...
zdruzgotany porażką w wyścigu dżdżownic rzucasz w towarzystwie 30 dzieci: "k..., kto tam ciągnął z tyłu!?!" bezcenne

czwartek, 2 czerwca
Postanowiłem być miły i zająłem się wokalami do "Twillight Sattelite". Wokale pięknie, nie wiem jak teraz pomieszczę gitary. To zmartwienie na potem. Początek "like brothers do" wrzucam, bo jest podjarka. Pamiętam, że kiedyś miałem podobne wrażenia w kwestii "Ringo", a nie wrzuciłem i teraz żałuję. (bo do finału jeszcze trochę czasu).

Like by johannvreen

I okazało się, że wciąż włączamy komp stacjonarny przez F1. Ale przynajmniej nowy/stary (dostany w prezencie) monitor pozwala pracować. W związku z tym, że to jednak nie jest najnowszy sprzęt, chyba jednak zdecydujemy się na zmianę jednostki.
***
Don Black odpisał. Fajnie. (heh, ciekawe który). Ale zobaczymy co dalej.
***
Chritopher Hitchens, Misjonarska miłość. Matka Teresa w teorii i w praktyce. Krótkie. (anty)propagandowe.
***
Criss Cross (1949). A co tam. Nie dam się filmu noir tylko dlatego, że jest wyklepany według schematu. Ok, przyznaję się, Burt Lancaster mnie nie przekonuje. Ale mają naprawdę ciekawe zmiany w chronologii przedstawianych zdarzeń. Ale Tony Curtis nam się pojawił podczas tańca. Ale muzyka jest kapitalna. Ale jakość obrazu jest tak zniewalająca, że aż chce się oglądać dla tej skali szarości. Same ale. Yvonne De Carlo. A tutaj jeszcze lepiej: Sophia Loren, Yvonne De Carlo and Gina Lollobrigida.



Brak komentarzy: