piątek, 17 czerwca 2011

J'ai tué ma mere (2009)


wtorek, 14 czerwca

Heh, "wiedziałem" jaki mecz mam oglądać na żywo! Nie pamiętam, czy kiedykolwiek świt mi tak smakował. (Świt = zło). Nawet niedawna euforia związana z powrotem do domu o świcie była trochę naciągana. W końcu imprezka z the tape była jedynie chwilowym zastrzykiem energii. Z gruntu nieco chybionej. Piszę tak o tym, bo "w tym wieku" świty spędzane na żywo to pokaźne zużytkowanie sił życiowych, których już nie da się odzyskać. A to już drugi w bliskim odstępie czasu. Oczywiście nie ma się co podniecać — człowiek wróci do pracy i od razu wybiją mu to z głowy. Przynajmniej chwilowo (póki jeszcze nie przyszło popołudniowe zmęczenie) (choć energy drink w zapasie) jest chwilowy prime time i można wrócić do starych kasetowych przyjaciół ("You only live twice").
***
Jak okazać komuś na forum swoją sympatię:
"w pytaniu o schlebianiu tobie nie chodzilo mi bynajmniej o felliniego, ktory byl spedalonym wloskim nudziarzem i nie moglbym sie o niego troszczyc mniej"
***
BS kitu, do jedenastej w poniedziałek byłem jak na haju. Potem mi przeszło.
***
A we śnie karmiła mnie (pałeczkami?) (cicho)Tajka (chyba).

środa, 15 czerwca
No ej. Dzieci, Death Cab for Cutie — Codes and Keys (2011) — płyta tygodnia. Jakby miał coś z czaszką. Jakbym słuchał starego dobrego małżeństwa.
***
Chyba naprawiłem spłuczkę. Mówię chyba, bo to nigdy nic nie wiadomo. To bardzo skomplikowane stworzenia. Jak kobiety.
***
(dla zbulwersowanych osobniczek) (dodam: płci żeńskiej): cofnąć się dwa metry od monitora i przeczytać jeszcze raz.
Nic?
Dwa metry od monitora = dystans.
***
(tekst nie ma mówić prawdy, ma się wyrażać)
***
J'ai tué ma mere (2009) w przeciwieństwie do "Kyodontas" robi. Wszystko jest tutaj tak niewłaściwe/niemożliwe/odrzucające, że odnoszę wrażenie, że dobrze skręcone właśnie. "Przekaz emocjonalny" — tak. "Opatrzony intrygującą muzyką" — nie, to zwyczajne banały. Bardzo podobają mi się kompozycje wnętrz "domów mieszkalnych".
***
Odcinek z Johnnym Cashem był postem nr 500 okazało się. Gratulacje!
***
Z cyklu z kim uczcić rocznicę (Lyndsey Caldwell, in Santa Monica, CA):


(foto jest Ztond: http://girls.sportsbybrooks.com/index.php?action=dosearch&tag=lyndsey&os=5)
[— anyone know her last name
— Yep we need more lyndsey. Im surprised theres not more of her
— Her breasts steals the show, but look at those beautiful eyes]

Brak komentarzy: