piątek, 4 listopada 2016

20–30.09.2016




21 września, środa

zatę Żono ma

Matka tradycyjnie zadzwoniła, Mama tradycjnie zapominała, jeszcze wisi nad nami ta nieszczęsna książka, ale już powoli wchodzę w nastrój dzisiejszego wyjścia spacerniakiem — będzie najebka!
ba, przecież jest okazja
i wziąłem nawet walkman
***
już jeden apncerio zaliczyłem dzisiaj z rana, rześko na dworze
po kiepskiej nocy mieliśmy dobry poranek, jest też "nowa" płyta na talerzu, "Man in the middle"
coraz więcej włosów z brody wyrwanych
***
jeszcze fajne było to, że idąc na tram, znalazłem chyba z 6 orzechów włoskich, z tamtego drzewa spadają
koncert Mudhoney przyzwoicie, ale bez zaskoczeń
***
obecnie disco Jamesa Browna
***
w nocy zrobiło się zimno, więc noc była przerywana, łącznie z próbami przykrycia/przytulenia dziecka, które nie toleruje kocyków itp., ale ono chyba się wyspało, drań
***
mi się zawsze smutno robi, kiedy Ken Adam opowiada, że to był ostatni wspólny film z tą ekpią, albo wspominają nieżyjących gości od efektów specjalnych (John Stears, Derek Meddings), tudzież Bernarda Lee
***
tak se siedzę, robię, miałem potem posłuchać i się ewentualnie zastanowić, ale jak zobaczyłem po ile chodzi płyta, to aż mną wstrząsnęło
Seam - Are You Driving Me Crazy? (1995)
prócz tego, że znam na pamięć, to chyba kwestia młodości, że wtedy człowiek nachłonął nagraniami (być może niewybitnymi), które wciąż wydają się niepowtarzalne, wyjątkowe, i "lepsze"
***
racja, ogladałem Castelo de Castro Marim
***
jeszcze czystodruki i lecę
inter, imieninowe ciasta tortowe, piwo (varia), pieczony zrazik!
troszkę zaczęło kropić, ale na pełnej trasie zaparkowej Raduńskiej (2,28 km) smakowało świetnie, trochę zamuliły tramwaje (więc moje plany, jak sobie pogram, że hej! wzięły w łeb), było cofanie i takie tam (w ramach lekkiego czytania "Książki" z Mannem na okładce), drewutnia
tam sobie gramy, jest nowy numer, są smichy, tupię nóżką, mógłbym tak nawet na występie
wracam już po ciemku dawno nie widzianą trasą z tram, podejrzewałem, że tym razem spanie już będzie, niemniej jeszcze trafiłem na ciemną chałupę, rozebrałem się do rosołu, na dokładkę nowe bez i już prawie oglądam, ten fragment jazdy do Ocean Club i sceny w nim bardzo lubię
małe wieczorne, przed samym snem torciki i o bardzo przyzwoitej porze do snu
w nocy kilka przebudek (dramatyczne nieznalezienie smoczka), ale ciepło, tym razem miałem tylko pół godziny niespania a rozmyślania, mleko o 4, pobudka o 6:05 i dziecko mogło dalej spać
chłodniej, jedziemy


22 września, czwartek

zatę Żono ma

operacja Seam nie zakończyła się skucesem, co mnie nawet rozczarowało, ale będzie mniejsze obciążenie dla budżetu, ale poza tym imieninowy wieczór można uznać za udany, nie ma to jak się dobrze samemu zabawić
***
skutki wczorajszego picia nieszczególnie poważne, tyle że przez spóźnienie (inna trasa, tram) nie mam mleka do kawy, ani obiadu
może se pójdę
faktem jest, że w przeciwieństwie do lata zeszłego roku, kiedy dla zdrowia (oderwania od kompa, chwili spaceru), chadzałem do biedry po pączuszki/lody (dla zdrowia), oraz po warzywa i owoce, w sporych ilościach, to w tym roku w ogóle to zarzuciłem, chuj ze zdrowym odżywianiem się
***
chciałem się pośmiać z takiej głupoty:
https://www.youtube.com/watch?v=SgjF1YdKCdg
ALE zwróciłem uwagę, jak zmieniał się sposób wykonania, nagrywania i interpretacji tematu głównego i to jest pasjonujące
***
wyruszyłem, co sprawiło mi przyjemność, oczywiście nie po owoce, czy warzywa, akurat wyszło trochę słońca
***
wyjątkowo był taki dzień, że już zacząłem się zastanawiać, co wieczorem
tymczasem szybki spacerniak, bez przestojów, ponieważ na wro Dziadek robi spacer, wybywam na rower, zrobiłem dwie miłe pętelki, zmachałem się
pakujemy się i do domu, Mamie chce się chorować
***
wieczorne i zasypianie zeszły nam bez trudności, bo to już bardzo późno było, wyszedłem o 21, ciasto, szykowanie do nocy, a przed nią obejrzałem fragment, nawet 2 x, bo pokazałem Mamie
Nice Guys (2016)
podoba mi się komediowość w tym


23 września, piątek

zatę Żono ma

noc zawierała wiele pobudek, tych ze smoczkiem i takiej, że nie można pójść się wysikać cichaczem, potem, po 2:30 nastąpił fragment niespania z mojej strony (tym razem bez nerwowych rozważań) i potem o 4 i 5 (mleko) oraz 6 byłem nieprzytomny, dziecko chciało spać dalej, ale obyło się bez dramatów
***
chłodno i pochmurno na dworze
de Gaulle schodzi ze sceny, a tram znowu przyblokowane, tym razem — niegroźny — wypadek, w dół z Ujeściska piechtą, potem bus, bo mało czasu zostało
piatek!
***
już wiem, co będę oglądał w sobotę wieczorem!
(owszem, przydałoby się nieco zająć "sztuką", ale)
***
Nice Guys (2016)
bardzo mili


24 września, sobota

zatę Żono ma

Stogi, Kidzińscy, czekam na wieczór!
***
Stogi, bo pojechaliśmy na Stogi, zrobiliśmy całą pętlę dookoła stawu, na piechtę, bez ryków, udało się uniknąć kapsli i szkła, udane to było
***
w domu udało mi się dokończyć fragm. "Kursu wymiany" Bradbury'ego z LnŚ (się czytało to kiedyś w młodości, się nic nie pamięta z tego znakomitego języka)
dziecko usiłowało drzemać, ja w tym czasie nawet zagrałem chwilę w H3 = lato! wakacje!
ogólnie było nieźle, Mama wraca ciut wcześniej, bo wybywa na imprę
***
wracamy, robię wieczorne, już nie pamiętam jak, grunt że się zmieściłem w czasie i zrobiłem całe, zachwycające:

Creature from the Black Lagoon (1954)

coś, co jest mega, im więcej razy człowiek ogląda, tym bardziej nasiąka zachwytem, a tego wcale nie było na przeglądzie


25 września, niedziela

zatę Żono ma

kompostownik!

rower!

***
śniadanie przeminęło, tata wybrał się z dzieckiem na działkę, to był jeszcze jeden z tych ciepłych dni, szpadel, widły i przewalamy gnijące się jabłka do balii, smród na całą działkę, następnie z dołu wybieramy bardzo ładną czarną, prawie przerobioną (parę gałązek zostało) ziemię do niebieskiej beczki, zasypujemy gałęzie, liście i resztki gnijącymi jabłkami i ziemią, ładnie się uklepało
pod wpływem tego nawet rozkłada się ta folia, którą wyłożony jest szkielet czworoboku
dziecko angażuje się w zgniłe jabłka, wędrujące robaki i wijące się dżdżownice, styrałem się, spociłem do mokrego, ale mieliśmy bardzo udane i pracowite te dwie godziny, niewiele było do jedzenia, może truskawka się znalazła, trawa z mchem miękka, pachnąca, do siedzenia i tarzania się nadająca
wracamy na drzemkę
***
zaśnięcie chyba też przebiegło, bo nagle, wyszedłszy z pokoju, wpadłem na pomysł, że to jedna z ostatnich okazji na rower, zatem huzia, duża pętla przez kosmicznie nasłonecznioną zieloną dolinę, w górę i zwiedzam nowe ścieżki, znalazłem dwa nowe łącza, jedne do drogi krzyżowej, następne, po zmyleniu drogi na sam szczyt dla szaleńców, kolejna pętla i powrót przez nasłonecznioną, się wymęczyłem i wybyczyłem, upojnie było
***
już jak wróciłem z roweru, albo właściwie już po obiedzie, miałem dojmujące odczucie, że bardzo lubię pokoje z oknami wychodzącymi na zachód, są cieplejsze, nieważne jak nisko jest już słońce i jak szybko chowa się za domami, ale poświatę widać jeszcze przez długi czas, a jej obserowanie jest wciąż kojące, niż patrzenie na szaroniebieską stronę świata
do tego też się przyczyniło Moving Mountains oczywiście
***
tymczasem poszliśmy razem (więc nie było leżakowania) na plac do garnizonu, gdzie była kupa ludzi (to piękne miejsce do mieszkania przecież i wyskakiwania na drinki wieczorem) i dzieci i w sumie było fajnie na huśtawkach i przyrządach
powrót po 19, kolacja, wieczorne, zasypianie z miętowym piwem bezstratne, w końcu to już 21 była, Time Tunnel jest obecnie z duchem Nero podczas II WŚ oraz Eduardo Ciannellim!
***
do snu zacząłem oglądać
Grand Slam (1967)
co na moje sterane nerwy i nastroje jesienne okazało się zbawienne, bo mogłem zaszaleć, ale nie to było ważne, lecz niezwykle sprawny i dobry film, który mnie autentycznie wciągnął, niezależnie od tego ile alkoholu wciągnąłem ja
= wyspałem się


26 września, poniedziałek

zatę Żono ma

nie pamiętam poranka, rekordowa ilość orzechów = 15
tyram, nawet nie było wpierdol, tylko nieprzyjemne spotkanie, jak zawsze
powrót na wro i jak zawsze
***
przy wieczornych poszło o chłodną wodę, która leci z prysznica zamiast ciepłej, potem spokojnie, 52 minuty zasypiania przez BARDZO ZMĘCZONE DZIECKO, które sypia w ciągu dnia od 12 do 15
Mama poszła na piwo, które spędziła na rozmawianiu o dzieciach, długo zajęło i bardzo dobrze, bo dzięki temu, z pełnym napięciem (a miałem się nie denerwować) oglądałem do końca akcję
Grand Slam (1967)
***
zakończyło się raz znakomicie, dwa zaskakująco i w sam raz o 22:30 niemal do snu
fajnie, tylko że, pobudka o 2, potem 2:35, następne 2 ha sobie nieprzespałem (z własnego mózgu), mleko o 4, dziecko też chwilę nie mogło zasnąć, więc o 6:20 obaj byliśmy nieprzytomni
ale jest nowość: chce się przykrywać


27 września, wtorek

zatę Żono ma

pilnie tyram w tyrce, żeby móc pójść na urlop
już nie pamiętam poranka, tylko dwa orzechy były
***
powrót na wro i jak zawsze
choć nie, dziecko miało fatalny nastrój i robiło aferę o cokolwiek, ponadto nie zjadło obiadu, a kolację słabo
po kąpieli było tak rozstrojone, że poszło od razu spać, bez mycia zębów
w Time Tunnel z ducha Nero wskoczyliśmy do Jozuego i murów Jerycha
***
obejrzałem do snu, bo dostałem samodzielne łóżko, jutro po pijaku będę się wysypiał z dzieckiem, bo ono często teraz się pobudza
Il marchio di Kriminal (1968)


28 września, środa

zatę Żono ma

no i się człowiek zatyrał do późna, na szczęście dzisiaj pochlej i najebka, a nr z ostatniej próby fajny, to nic, że pada
***
porobione na pół następnego dnia, nawet spowolniłem z "nowymi" przygodowymi
***
a jak rano? dziecko przyszło po ciemku zaraz po 6 i chciało, żeby czytać Słonia Trąbalskiego, więc włączyłem Szatana z 7-ej klasy
potem trochę zaczął marudzić zgodnie ze swoim wczorajszym humorem, a to są bardzo nieprzyjemne zagrania i spotykają się protestem rodziców
***
aż 12 stopni rano, piękny wschód słońca i ani jednego orzecha włoskiego
zaraz skończę Aleksandra, bo już Mitterand i Chirac
***
Duży Łukasz!
a zatę, byłe w lidlu, już wracam z browarami i lodem, kiedy go spotkałem, poplotkowaliśmy o starych czasach (sentymenty do Vreena i Mińska Mazowieckiego, a może bardziej szaleńst Gerarda), on z dwójką dzieci, ale odstawionych (jestem ciekaw opowieści), gdyby nie to, że próba i najebka, to byśmy poszli
idę przez park, jadę, tram stoi w kolejce, było cofanie i jazda do tyłu (czytam starsze "Książki" z Mannem, znakomite), w tym czasie telefon, Przem, wiec jadę do domu z nadzieją, że zaszaleję, jak onegdaj, by posłuchać płyty Flinta, albo zaraz po występie WOW, by jak najwięcej pooglądać filmu, aż się wtedy pocę, jak biegnę do domu
zatę chwila dla siebie, nawet zdjęcia pooglądałem i już rozpakowałem świeżutką, nieruszaną od maja płytę
Total Control - Henge Beat (2011)
właściwie kupiłem ją dla jednego numeru, słucham bardzo głośno, skaczę i już przychodzą dzieci, kiedyś bywali przed 20, teraz są o 19, wciąż skaczemy
***
niespodziewanie znalazłem swoje emblematyczne zdjęcie
***
potem wieczorne, a ponieważ pochlej i tak był (właśnie, nie wiem czemu szedłem przez las, skoro mi się spieszyło), to i poszedłem spać wcześnie


29 września, czwartek

zatę Żono ma

zapierdalałem jak zawsze, acz wiedziałem, że są szanse na zakończenie robót w terminie, dostałem też wyjątkowo uczynnych graczy, więc tak minął czwartek
***
wybrałem się na krótki spacerniak poczytać w terenie
postój na wro, wracamy do domu, tam wiele czasu do 20, więc nawet prysznic, dokończyłem cegłę, kawa, dziecko samo się bawiło klockami, wieczorne ok, zasypianie względnie szybko, Time Tunnel przeniósł się z Jerycha (Myrna Fahey) do Hernána Cortésa
***
uznałem, że jak wieczorem porobię, to następnego dnia będę miał więcej możliwości na dokańczanie, więc tak też się stało, w końcu urlop, co nie?


30 września, piątek

zatę Żono ma

nie ma już żadnej satysfakcji, że taki byłem udanie pracowity i tyle projektów pociągnąłem, za to nie dostaje się bonusów, po chuju z taką pracą
niemniej, pociągnąłem i teraz będę miał godzinę wolnego
***
zostało jeszcze pół miski zupy, a jeść to mi się nie chce za bardzo
kolejna osoba z naszej DRE sobie właśnie dzisiaj poszła, ciastka były smaczne
***
noc dzisiaj była mniej tradycyjna, mleko o 5:35, potem śpimy jak zabici, wyciągnąłem szczebelki, więc dziecko po przebudzeniu same sobie wyszło i bez płaczu, jedna pobudka na smoczek o 2:20 + 2 bez interwencji, gdyby nie to, że poszedłem spać o 22:30 za zasnąłem po 23:15 byłoby ok
***
nawet ciepło się zrobiło dzisiaj
***
wracałem spacerniakiem, z chillem na ustach, byłem raczej wypruty niż zadowolony
wro i do domu, wieczornych i zasypiania już nie pamiętam, wiem, że późniejszy wieczór na niczym długo zszedł i w końcu skończyło się na dwóch piwach, bo wcześniej byłem w sklepie po nie
jestem też w trakcie
Il marchio di Kriminal (1968)
ale teraz film Cohenów mnie owładnął, co miało wpływ na sobotni seans



Brak komentarzy: