środa, 2 listopada 2016

10–20.09.2016


aberracja 21.08.2016

10 września, sobota

zatę Żono ma

dzieci przyszły budzić o 7, więc spania nie było, ale spokojnie, skoro dziecku wystarczy jeżdżenie traktorem po ciele, w końcu wstałem nieżywy i pojechaliśmy na Stogi poprzez Kidzińskich
***
Babcia niereformowalna, ale udało się obejść staw (żałowałem, że nie plaża), czapla siwa, nieustanne zabieranie kapsli dziecki, Babcia robi obiad
ale mimo tych fragmentów niereformowalnych miałem chwilę na LnŚ, był kawałek chillu, przeżyliśmy obiad i inne atrakcje (kupa), w większości czasu bawiliśmy się dobrze (szkoda, że musiałem w tym aktywnie), bez płaczu, i maliny dobre
***
popracowana Mama wróciła i zabrała na wieczorne i straszne mycie włosów, żadne tam rondo na głowę
***
rano obejrzałem 4 kwartę, więc mam załatwione
rano porobiłem, a potem porobiłem dużo wieczorem, bujnąłem się do snu, w 10 min jak nic

aberracja 24.10.2016

11 września, niedziela

zatę Żono ma

znowu było wcześnie, tym razem poszedłem jakoś tam "spać" do małego pokoju
jajecznica z tatą, te posiłki w domu to tak różnie
kawa, zabawki i w drogę! dwa place zabaw po staremu, huśtawka już tak nie bierze, jak kiedyś, nagle z tej szarówki (co miała być plażówką) zrobiło się słońce i ciepło
***
zasypianie południowe poszło bardzo słabo — 40 min
więc zawęził się czas na tyranie, ale potyrałem jak Mama wyszła na zakupy
***
dziecko obudziło się nie w sosie, ale zjedliśmy pyszny obiad przygotowany przez Mamę: sałatkę, buły i mięso gyros, sos czosnkowy do tegoż, pysznie pysznie było (choć niekoniecznie fajnie z tym wlewaniem wody do sałatki, a potem na podłogę)
***
zebrałem nas, kosiarkę i poszliśmy
tam, na działce, nagle było jeszcze lato jak za dawnych czasów, kosiłem a dziecko obżerało się winogronami oraz ostatnią papierówką
wymęczyłem i wypociłem, ale zrobione, jaszczurki nie było, było bawienie się w chowanego za drzewami ("aaaa, was tu pięciu!")
***
wracamy — a tam Mamy nie ma!
tata zarządził śledzie i sałatkę śledziową na kolację
oraz program o zwierzętach na Kubie
***
były wieczorne i zasypianie, roboty chwilowo nie, więc powziąłem wino z jabłek, zlałem wszystko, dzięki pomocy Mamy zrzuciłem owoce (ciekło) i siup z powrotem, nie skisło
***
to był wieczór cudacznych serów i aroniowego wina, przymulony porobiony poszedłem spać bez telewizji

Chrek — tak się przedstawił
12 września, poniedziałek

zatę Żono ma

były jakieś ze dwie pobudki, dziecko nad ranem chciało spać dalej, aleśmy się wybrali
(któregoś dnia, już nie pamiętam, nie jechały tram — a człowiek widział i nie pomyślał — więc miał w nogach, potem te mięśnie po 25 minutach biegania bolały przez 3 dni, a i tak było spóźnienie)
***
wszystkie moje ręce na pokład książki a potem pisma, jedziemy
było trochę telefonowania
***
dostałem wolne na pizzę, ale nie chciało mi się jeść, więc kupiłem skarpetki dla małego w pepco, stamtąd wynika, że współczesny mężczyzna kupujący w takich sklepach może się już ubrać w spodnie wyłącznie dresowe
apncerio parkowe, ostatnie podrygi lata (które w tyrce czuć na całej przepoconej koszulce od tygodnia)
***
zebraliśmy się z wro do domu, wieczorne, i mimo zmęczenia dziecka, zasypianie zajęło standardowe 30 min (Time Tunnel, teraz Alamo)
Mama zakończyła swoje prace, ja dokończyłem swoje i trzeba się było zebrać do snu, ale sporo przed 23, brawo

13 września, wtorek

zatę Żono ma

wstawanie utrudnione z niewyspania, dwie pobudki, mleko o 6 i dziecko jak żywe, zbieramy się ziewająco
***
tyram, acz jedno już za mną
i drugie, więc dzisiaj idę z piwem walnąć się na łące
***
Kiss Kiss Kill Kill (1966)
***
no to nie byłem na łące, tylko poszedłem na wro, bo wyszedłem później
jeszcze mnie zdenerwowali pod koniec dnia, a przecież zrobiłem WSZYSTKO
***
niemniej, wróciliśmy do domu, "powitaliśmy" "ciocię", zabraliśmy się za wieczorne, ciotki poszli na drinka, my do snu, wszystko udanie, załatwiłem przelew i zaliczyłem archiwalny odcinek, wzruszyłem się udaną sceną kaskaderską
jeszczem dolał drożdżaki, przygotowania na jutro i o prawie przyzwoitej porze do snu, brawo

Superman II - Meddings - city - model
14 września, środa

zatę Żono ma

The Four Carnation (2000)
zelektryzowało mnie, bo tego nie ma, więc rzucam wici, szybkie decyzje, co do reszty paczki
***
dziecko było dzisiaj marudne w nocy, i szybko wstało, więc tata niewyspany, jeno dziecko zadowolone i z ogórkiem
Mama ma podpuchnięte oczy, a przecież nie biję
to się nazywa regularna praca i poranne wstawanie
***
dzisiaj czytam małą książeczkę, ten Hrabal to artysta, ale chwilami zbyt hermetyczny w swoich praskich przygodach, acz stryj Pepin robi swoje
***
zaliczone trailery, wpisane do zeszyciku
zanim coś się nie zesra, to mam chwilę luzu i wiem, czym spokojnym się zająć
***
luz okazał się nieco złudny, gdyż wieszałem do samego końca dnia, bez chillu, przynajmniej oglądam plakaty przygodówek, leci
***
podjechałem wozem z leasingu, spokojne zakupy w l, Mama zje sobie sałatkę, ja miałem paszteciki z grzybami, dawno niesmakowanego loda z białą czekoladą (wydawał mi się bardziej wodnisty) oraz nowe faworyty z miętą — smakują mi
nie szwendałem się z kamienia, spokojnie przetransportowałem się do Wrzeszcza, szczęśliwie bez wielkich ciężarów, graliśmy różności, na szybko, bo Przem spieszył się na mecz, piwo zrobiło swoje, ale jeszcze bardziej zrobił David Arnold, aż przemknąłem przez las (w sumie dziwne, że nie chciałem bliżej domu), by szybko obejrzeć film, bo MUSIAŁEM
jak sądziłem, Mama jeszcze zasypiała dziecko, więc od razu seans, choć w mieszkaniu ciemno, jeden i drugi prysznic, pokrzepiony trunkami z radością potwierdziłem dostępność płyt w koszyku (yeeei!) i jeszcze bardziej zadowolony z obrazu udałem się do snu

Derek Meddings - Goldeneye
15 września, czwartek

zatę Żono ma

The Four Carnation (2000)
JEST!
to nie będzie najdroższa, bo trylogia Appleseed Cast kosztowała swoje, ale to jest rarytasik, którego nie ma na świecie!
***
był pochlej i najebka, bez toksykologii o poranku, uratowało mnie to pójście spać o 22, tylko dwie pobudki, mleko o 5:30, dziecko jeszcze nie odleżane, ale jedziemy, zaskakująco dla siebie mam niezły humor, wróciłem do De Gaulle'a, kupiłem sieciówkę, powąchałem Szadółki i już tutaj
***
tutaj oczywiście nerwy (nie dojechało na czas), a potem nerwy (raporcik ppt NA JUTRO!!!!)
***
wobec znacznej cichości materiału mój plan zniszczenia świata (=katalogowania) przeniosłem tutaj, będę lepiej słyszał na słuchawkach niż na pełny regulator, w drugą stronę pójdą ostatnie skarby, oczywiście nie wszystkie 100 pozycji
***
szybko pojechałem, to wtrząchnąłem sobie dwa pieczone skrzydełka niemal na łące, mniam
***
ja zapierdalam w tyrce, Mama w pracy się nudzi, ale to ona jest bardziej zmęczona wieczorem, życie
dziecko zaliczyło pierwszy sik (siczek) do nocnika, wieczorne ponad normę (dziecko samo sobie leje wodę z kaczki na głowę) i zasypianie poniżej normy, ponad 30 min, Time Tunnel zmierzył do Indiach Brytyjskich i spotkał Kiplinga — to taki historyczny serial jest w sumie
***
jak sobie przypomniałem, że ten film z Frederickiem Staffordem, kiedy jako kombinezon zwija się z fortecy, oglądałem, to zapuściłem hiszpańskojęzyczną komedię (raczej) = 21 minut i już 3 piosenki były
i do snu/żurowania


16 września, piątek

zatę Żono ma

skończyły się disco Animals, Blue Cheer, teraz Commodores — bezinwazyjnie
***
jedna pobudka w nocy, potem bezsenna godzina ze strony taty, następnie mleko i pobudka o 5:37 i już koniec spania, dziecko zaliczyło jedno łóżko, potem powlokło się do drugiego pokoju, wstajemy, jedziemy
***
"tradycyjnie" z rana miewam dobry humor, starcza go do jakiejś 8:10
***
nerwówka była mniejsza niż tradycyjnie, nawet coś porobiłem i miałem okazję na dokumenty, zdaje się, że już jestem na 010, był Ken Adams
***
wyszedłem, może niekoniecznie z lekkim sercem, ale wyszedłem na zasłużony spacer i udałem sie na wro, świeci słońce, ale już nie jest ciepło, mocny wiatr, żółte światło, żółte trawy, chyba wtedy machnąłem to foto na pętli
***
nie przypominam sobie, by piątkowe popołudnie czymś się wyróżniało, nie wiem też którego dnia weekendu Time Tunnel przeskoczył z Indii do Robin Hooda (który tym razem jest postacią poboczną)
***
wieczorem różowe wino, przekąski, prawie oglądamy film, w międzyczasie przeglądam wszystkie skarby, będzie co oglądać, np. Der Schatz im Silbersee (1962)
Mama miała spać, ale zaraz poszła dyżurować
zdaje się, że na ostatnim oku dokończyłem
Kommissar X - Drei gelbe Katzen (1966)
niespecjalnie uważałem podczas oglądania, ale wciąż jestem pod wrażeniem filmowanych lokalizacji (bagna bagna!), to mogło mieć wpływ na 007

Lwów
17 września, sobota

zatę Żono ma

tym razem 7:20 okazała się w zupełności wystarczająca, czułem się wyspany
to był poranek z jajecznicą, kiedy Mama już wstała, potem tata się zajął sobą, a Mama musiała załatwić i dziecko i zakupy
***
operacja szafka łazienkowa + umywalka zakończona!
się nabiegałem i chwilowo nagłówkowałem co do śrubek, ale stoi na mur, a drzwi się zamykają, ba, nawet półeczka jest, i z tym wszystkim się postarałem do czasu przyjścia Babci
***
kaseta, grabie i na działkę
sucho jak pieprz, a wszystkie drobne pocięte trawki latają w powietrzu i nie chcą się złapać, pogrzebałem mocno, natyrałem się na 4 wiaderka, już nie ma nic do żarcia na działce, wyciąłem trochę suchych krzaków i odrostków drzew, zrobiło się przejrzyściej
jak co jakiś czas, słońce na naszym zboczu opala, jeszcze można się zachwycić
***
wróciłem w tym czasie co dziecko i do drzemki je
czymże to zajmowałem się wtym czasie? a racja, Mama pojechała na ślub (zabawne historyjki z życia damsko-męskiego), tym razem uznałem, że nie warto pilnować go po 45 minutach i dobrze, sam się obudził, kiedy trzeba
***
i wiem, co jeszcze:
ApC wciąż grają (obecnie, po wlk. bryt., trasa z Caspian), będą nagrywać = przypomniał mi się Berlę, do tego płyty i zakupy
***
na obiad grilowane mięso kurczaka, wspaniale wyszło
Mama wróciła, a potem idziemy na tradycyjne dwa place zabaw, jak nie ma słońca, jest zimno, zmarzłem, dziecko pewnie też, trzeba się było nastarać i trochę porysować kredą i pokazać, jak zjeżdżać ze zjeżdżalni
***
wieczór i wieczorne zapewne tradycyjnie (nie pamiętam), jak i zasypianie
tym razem, mimo że późno, już była pora na film
chyba księżyc teraz jest ważnym punktem życia dziecka
Inside Out (2015)
popłakałem się 3 razy, Mama więcej
i do snu, kręgosłup styrany, ale silikon jeszcze wieczorem był

Otto Preminger in Batman
18 września, niedziela

zatę Żono ma

tym razem 7:20 była w zupełności niewystarczająca, niewyspany i zaspany
dobre to na początek, że przez 20 min w spokoju oglądaliśmy "Szatana z 7-mej klasy"
potem kanapki na śniadanie (wyjątkowo dziecko zamula, często też nie chce siedzieć), wybudziłem wcześniej Mamę, skoro do zoo
jedziemy
***
słońce nie grzeje, wiatr mocno chłodzi, jeżeli chodzi o zwierzęta, to więcej atrakcji było dla taty niż dziecka, ale trochę mogło mu się podobać
ładne zdjęcia wyszły
***
dziecko było bliskie zaśnięcia w aucie, ale w domu już nie, zrezygnowałem po 40 min, zanim prawie sam nie zasnąłem
potem zabrała się za niego Mama i się udało na 2 ha, aż do 16
w tym czasie zrobiłem listę z książki 1000 filmów i doskoczyłem do magicznej liczby 1600 filmów, ale wciąż mam wrażenie, że to archiwum jest niepełne
***
Tata zrobił zbyt czosnkową sałatę, ale nadgonił sosem, również czosnkowym
na obiad był gyros w bułce, ale dziecko było rozbite
zabijam muchy od 2 dni, nastawiliśmy dwie pułapki, są efekty
obiad dla mnie pyszny, potem zebraliśmy się i siup na rekonesans działkowy (a tam nic do jedzenia drogie dziecko) + place zabaw, już zrobiło się ciemnawo i bardzo zimno
wracamy do domu na kolację i wieczorne
ponieważ była już 21, to zasypianie poszło gładko
z tym czasem już nic nie dało się zrobić
Mama wyczyściła łazienkę na ekstra
coś oglądam po 10 min do snu, bo potem padam, i nie pamiętam teraz tytułu


19 września, poniedziałek

zatę Żono ma

niby 22:30, a człowiek się nie wyspał
i jeszcze jakoś tak zamarudził z rana, teraz słuchamy Komedy
jedziemy, a nad ranem jest już bardzo chłodno, sweter + marynarka
***
dzisiaj z rana same zapiski robię, na szczęście mleko nie skisnęło
***
i już wiem, co jeszcze, rano ziąb, smutna muzyka, więc witaj jesienny smutku, czas zaczynać
(tyle że w tyrce słucham Commodores, hje)
***
http://snoqualmiefalls.bandcamp.com/
se machnęli piękną płytę za piękną cenę
***
nie poszedłem na pizzę bo nie, spacerniak był, gdyby nie kwas w tyrce od połowy dnia (bo moja grupa i dziwne decyzje), to nawet miałbym chill
a tak to se zawitałem na wro, tam było luźno, po powrocie do domu też było luźno, i były luźne wieczorne, a potem luźne zasypianie, bo to już grubo po 20 (długa drzemka w środku dnia)
***
w tzw. międzyczasie odbierałem telefony i sprawdzałem pocztę
ale nic z tego wyszło, jeno dupa, a inni trafili do szpitala — w sumie historia, w którą trudno by uwierzyć
***
zaszedłem do piwni podsypać cukru, wróciłem do snu, 22:30
Mama zrobiła mięso schabowe, ja oglądałem do snu tamten tamten, co nie znam tytułu, o, to:
Dick Smart 2.007 (1967)

Secret of Incas
20 września, wtorek

zatę Żono ma

zaśnięcie jeszcze jako tako, potem pobudka w nocy by oddać wazon moczu, a potem już tylko prowadzenie wewnętrznych dyskusji, jak się wykaraskać z tego co nie moje, mocno walczyłem, by skupić myśli na czym innym, ale snu z tego było niewiele
rano dziecko tak samo zaspane jak ja, tyle że Mama dyżurowała, więc miałem wolniej
***
84 cm!
***
zrobione zakupy w sklepie i już czekamy na stracenie
***
Isaac Hayes mnie wynudza bardzo, nie mój styl, tylko momenty bywają
***
się zrobiło gorąco i nerwowo przed wyjściem, dobrze że były chwile spokoju w środku dnia
musiałem machnąć ładnego pdfa, coraz bardziej podoba mi się adobe acrobat
***
przeszedłem się, choć już pogoda nie ta
de Gaulle rządzi
i jeszcze zdążyłem na wizytę u lekarza, dziecko zestresowane, lekarz nic nie pamięta (indywidulana terapia!), ale wyniki dobre, więc mamy na pół roku spokój
***
na wro pomidory i brokuł i wcale nie takie zaraz wyjeżdżamy
wieczór tradycyjnie, wieczorne również, podobnie jak kąpiel i zasypianie
po Iwo Jimie Time Tunnel przeprowadził do przyszłości z aktorami z twarzami pomalowanymi srebrną farbą
wysłałem swoje, więc miałem już wolne, Mama na drugiej zmianie
przeszedłem się ze śmieciami dookoła bloku, na ściance w tych ciemnościach człek już sobie nie pogra, śmierć i niebyt witają w myślach
***
po małym zmywaniu miałem jeszcze czas, by dokończyć
Dick Smart 2.007 (1967)
cwane to było, że hej




Brak komentarzy: