wtorek, 14 października 2014

Odcinek z niesprzyjającą pogodą



25 sierpnia, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca musieliśmy mnie uspokajać, bo padało, a ja chciałem pielić.

Tak, to ten Michael Cera:
http://michaelceramusic.bandcamp.com/releases
***
Spacerniak może był. Po czym przez resztę dnia martwiłem się o pogodę. I ona się popsuła!
Ale twardo niszczyłem sobie kręgosłup, odsłoniłem więcej pigwy, a potem jedliśmy pizzę. Acha, jeszcze martwię się zapiaszczeniem pokoju. Wojną chwilowo trochę mniej. Pizza rules.
Po ciemku zebrałem spadnięte śliwki do mokrych oraz plastiki/szkła do wyrzucenia. Wciąż nie wiem jak, a raczej gdzie odsiać korzenie i perz. Miejsce jakieś by się przydało. To było moje poranne zmartwienie.
Po zmasowany pakowaniu na wtorek (3 kg papierówek, kg śliwek, słoiki, kaset wiele) można było się zbierać.
Mówisz, że nowa książka fajna.


26 sierpnia, wtorek

Odcinek z klasyką na bosaka

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mocno pakujemy się na jutro. Jedni to inni tamto.

Mam zaległości. Ale najpierw zacznę od wtorku:

Sabot — kaseta nieznana. We wczesnej młodości, kiedy już dochodziła wiedza do Sonic Youth, to była podjarka, że wow, tylko bas i perkusja, i że babka na perkusji, a taki czad. Ale to właściwie jazz-garaż jest. Tyle, że wciąż współcześnie brzmi, a kaseta nagrana źle.

WOW po jednej stronie (bo mam oryginał), a po drugiej nowy Michał Biela — początek myślę sobie fajny, taki polski/zagraniczny. Ale ten szept mnie zmęczył, ten minimalizm znudził i właściwie melodie nie wpadają. O co to halo.

Janis Joplin — Pearl (1971) — już jestem za to za stary i wysłuchany w tymże.

Talk Talk — The Colour of Spring (1985) — a to było zaskakująco nowoczesne. I podobało się i można by jeszcze popatrzeć.

Empty Bottles — zespół Bartka i Panny Oleander. Czasy. Słabo to nagrane, typowe do bólu, co gorsza, znam te numery. Historyczny zespół, jakby nie było.

The Orb — Cydonia (2001) — kiedy zaczynał się internet na serio, to była wygrana w jakimś konkursie. Słaby konkurs, słaba wygrana, ale darowanemu koniowi. Niby coś tam plumka, ale to już wtedy było stare. Może jeszcze musi chwilę odczekać? Z tym — to nudnawe.

Kontrast — W ciemnej nocy zawieszone słońce (2002) — muzyka ze Słupska. Byliśmy tam. Pewnie była najebka. Jedynie bół głowy zostaje po takich wyjazdach. Niemniej, po to się gra muzykę przecież. Co tutaj pokazują?
https://pl-pl.facebook.com/Kontrastoofka/posts/391471980962970?stream_ref=10
Oczywiście, to takie zjawisko społeczne. Nasze. Rodzime.

"V symfonia c-moll op. 67 Ludwiga van Beethovena należy do najsłynniejszych i najczęściej wykonywanych utworów muzyki poważnej". Też przez to przechodziłem i mam to zapamiętane. To takie radio złote przeboje. Całkiem przyzwoite, nawet po latach.

U2 — Boy (1980) — śmierdzi trochę polską nową falą, są już jakieś przebłyski stylu rytmicznego, ale nie jest to specjalnie ciekawe.
***
Esquivel.
Przesłuchałem hurtem wszystkie, bo było zarobienie, a chill był potrzebny. To jest świetne, ale nie aż na winyl. To jest niezwykłe jeszcze bardziej ze zdjęciem twórcy.



Jerry Goldsmith — Rio Conchos (1964) — zaskakujący pozytyw. Jak na western, to nawet nie śmierdzi. Bardzo rozbudowane, klimatyczne, z wielością nastrojów. Brawo.

Jerry Goldsmith — Planet of the Apes (1968) — jest świetnym atonalem. Nie powiem, że to arcydzieło, bo brakuje melodii, ale robi wrażenie. Wciąż.
Powtórka ma ciut więcej z popu.

Tom Scott & Leonard Rosenman — Conquest Of The Planet Of The Apes — Battle For The Planet Of The Apes (1972) — pod wpływem poleciałem. Wiadomo, że klasa już nie ta, głównie trzyma się dzięki klimatowi, ale słucha się dobrze.
***
W lidlu nie było tego jabcokownika. W parku nie było ciepło. Na Stogach nie było termometru. Ale latałem na boso po dywanie i było ciepło (wspomnienie lata). Szalałem z gazetami (pielenie). Piliśmy piwo, leciała tv, pakunki/sprawunki. Kończę już Fowlesa, przynudza trochę. Ale też filozofuje (ateizm, śmierć, przyroda, te sprawy — czy troszkę oswaja? może). Ja jestem teraz głównie skupiony na katalogowaniu i przebieraniu i pieleniu. Bo czasu mało, a coraz częściej pada.
***
Grześ zrobił lampki, wspaniale.
Pojawiła się nowa sala na horyzoncie. Znaczy się na Kowalach. Żeby było ciepło.
Z muzyczką do snu, ale znowu niewyspany z rana. Ty zawozisz do Gdańska. Na czczo.

ps. oryginał, bo go w końcu pomniejszyłem




Brak komentarzy: