czwartek, 3 października
(foto dnia jest nieadekwatne, no ale co tam) (reszta z kolejnością chodzenia — a i tak musiałem się nawybierać)
My Drogi i Miłościwie Nam Panująca wciąż odkrywamy, że gdzieś jeszcze trwa lato i chodzimy przez cały dzień, choć mieliśmy tego nie robić.
Śpi się tutaj mrocznie, bo nie ma okien. I dlatego śpi się za długo, nawet jak na taką zarwaną noc (od 22 do 10:30). Śniadanie lekkie, poranny widok kuchni przezadowalający. A kuchnia jest z półwyspem (bo nie wyspą) i indukcyjna. Grzeje. Ładnie. Garderoba, te sprawy.
A poszliśmy sobie do portu. Przez przypadek obejrzeliśmy wielką katedrę. Potem kawałek portu i muzeum z zewnątrz. Być może nasza dzielnica jest "popularna", ale nie ma co narzekać. Wokół lasu masztów i starych fortów dwie nowoczesne budowle, które robią znakomite wrażenie architektoniczne. Może będzie Miro?
Obchodzimy "typowy" basen portowy, orientujemy się w cenach statków, które dzisiaj nie pływają (ze względu na warunki pogodowe), jest wczesna pora (16), więc wciąż mamy czas. Na górę w okolicę kolejnego fortu oraz pałacu — widoki wspaniałe. A potem już powolnym leszczem, ulicami, w kierunku stacji metra. Marsylski lidl, już u nas w pobliżu, nie oferował wielkiej przestrzeni, co do wielości produktów to nie wiemy (nie mieli bagietek), ale mieli cydr. Zatem chleb tostowy i już lecim do domu na kolację z makaronem. Słodki cydr bardzo dobrze, potem się okaże jak z tym brutalnym. Rano net jeszcze działał, a teraz już nie, więc nie będzie ZDJĘCIA DNIA. Piwo, orzeszki, Steig, płyta wyczyszczona, ale mam wrażenie, że potrzebny nam lepszy sprzęt, bo smugi zostają.
(foto dnia jest nieadekwatne, no ale co tam) (reszta z kolejnością chodzenia — a i tak musiałem się nawybierać)
My Drogi i Miłościwie Nam Panująca wciąż odkrywamy, że gdzieś jeszcze trwa lato i chodzimy przez cały dzień, choć mieliśmy tego nie robić.
Śpi się tutaj mrocznie, bo nie ma okien. I dlatego śpi się za długo, nawet jak na taką zarwaną noc (od 22 do 10:30). Śniadanie lekkie, poranny widok kuchni przezadowalający. A kuchnia jest z półwyspem (bo nie wyspą) i indukcyjna. Grzeje. Ładnie. Garderoba, te sprawy.
A poszliśmy sobie do portu. Przez przypadek obejrzeliśmy wielką katedrę. Potem kawałek portu i muzeum z zewnątrz. Być może nasza dzielnica jest "popularna", ale nie ma co narzekać. Wokół lasu masztów i starych fortów dwie nowoczesne budowle, które robią znakomite wrażenie architektoniczne. Może będzie Miro?
Obchodzimy "typowy" basen portowy, orientujemy się w cenach statków, które dzisiaj nie pływają (ze względu na warunki pogodowe), jest wczesna pora (16), więc wciąż mamy czas. Na górę w okolicę kolejnego fortu oraz pałacu — widoki wspaniałe. A potem już powolnym leszczem, ulicami, w kierunku stacji metra. Marsylski lidl, już u nas w pobliżu, nie oferował wielkiej przestrzeni, co do wielości produktów to nie wiemy (nie mieli bagietek), ale mieli cydr. Zatem chleb tostowy i już lecim do domu na kolację z makaronem. Słodki cydr bardzo dobrze, potem się okaże jak z tym brutalnym. Rano net jeszcze działał, a teraz już nie, więc nie będzie ZDJĘCIA DNIA. Piwo, orzeszki, Steig, płyta wyczyszczona, ale mam wrażenie, że potrzebny nam lepszy sprzęt, bo smugi zostają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz