wtorek, 31 grudnia 2013

pan 1000



Odcinek jubileuszowy zakończę berlinianką, bo tak wyszło w kolejności. Reszta oczywiście się zapisuje i pójdzie hurtem zaraz potem. (co się tam będę rozpisywał, dajcie mi film z agentem albo naszym człowiekiem).


W końcu czas na podsumowania i statystyki, trzeba będzie przejrzeć mp3, zrobić listę, wybrać.


Na razie sylwestra szał (klosze już są fantastycznie, My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy klimatyczne światełka w kuchni oraz wspaniałą konstrukcję filmową).


Bo TO taka pętla, spacer po zaprzyjaźnioną rurkę, drapanie się z winylowym kotem, zwieńczenie, zakończenie, extra, 


superaśnie, a muza mi nigdy nie zgaśnie (wstałem rano, świeci słońce, widać COKOLWIEK!, odwaliło mi trochę z radości), koncertowy przebój roku (no, sformułowanie, że byłem tylko na 5 koncertach w życiu już jest trochę nieaktualne), trzykrotne wakacje i inne rewelacje (dodać cudzysłowy).


Trochę trzeszczy (życie, panie), ale przecież można się doszukać ładnego, znajomego, adekwatnego:


Kto wie, może w tym roku pojedziemy do Fromborka, ho ho! To co, znowu foto Z!, hę? Buziaczki. Najszczerszego najlepszego i uszanowanko.


"koszykarze, koszykarze, zawsze zawsze..., z okazji: konwalie i szacunek..."


poniedziałek, 30 grudnia 2013

Berlę pxlr Anne


jak nasz dworzec, co nie?
i jak nasze kanały
inaczej, ale podobnie, i z wodą (lubię)
nowoczesność
tradycja, widowiskowo
klasyk, ale w bardzo ładnym filtrze
flitr wciąż rządzi, dworzec też
filtr, filtr, ale jakie ujęcie!
nie wiem, czy się kręciła
NYC, we filtrze


ps. 999, do czego to doszło


poniedziałek, 23 grudnia 2013

Berlę pxlr Jean


bo taki szary i jesienny, a jednak
w efekcie jeszcze bardziej stylowo
nie dość, że stylowo, to staroświecko
i mają rozbudowaną sieć kanalizacyjną, git
i wciąż się budują (tradycja i nowoczesność, wiecie)
historycznie
historycznie wciąż, monumentalnie także
NYC
z pięknego dworca (inna efekciarska ramka)
przebierz się za op. cita



piątek, 20 grudnia 2013

Odcinek z D2W3



3 listopada, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zwiedzamy, bo tak trzeba.

Wstajemy grzecznie i po cichu. Idziemy pod blok na niemieckie śniadanie w wersji extra. Dwa pełne zestawy, którymi objedliśmy się na dzień cały (2 x 8 + 2E napiwku jakieś w sumie), ale warto było, szczególnie ja z moimi kiełbaskami po bavarsku. Świeże ciepłe pieczywo i kelner z pomalowanymi na czarno paznokciami.
No i to sformułowanie dotyczące kawy.
Przestało siąpić, idziemy zwiedzać monumenty. Trasa spokojnie (miasto ma klarowny układ), chodzimy, zwiedzamy, patrzymy, sklepy nieczynne w niedzielę, na dzielni pusto na ulicach. Potem sami turyści a budynki coraz monumentalniejsze. I niebrzydkie. Mamy zaliczone topowe zdjęcia (muzeów nie zwiedzamy, za krótko). Zmęczenie stóp, ale bułeczka. Są nazwy, są nazwiska, jest dworzec. Już drugi ładny. Na pamiątkę podwójna currywurst (5E jakieś w sumie), zwiedzamy gazety, jest nba (nie biorę), jest film i top 50 szpiegowskich wymienione (nie biorę), jest sklep z piwami (biorę dużo), siadamy, czekamy chwilkę i wracamy.
Tym razem pełno hiszpańskich dzieciaków, ale spokojnie się wyczytuję, aczkolwiek nie do końca. Skończyłem w poniedziałek.
W domu jesteśmy z powrotem o 22:00. Transport i fruzia do łózia.

To już trzecie wakacje w tym roku! — szczęściarze, ha.



czwartek, 19 grudnia 2013

Berlę pxlr Hagrid


Ponieważ on szary i chłodny, posłużyłem się efektem. Seria 1.

pierwszy look na czadową naziemną
bez podpisu
kolorowo i kolejkowo
miał być old-school
przechadzamy się z rana
a on wciąż się buduje
złoto wyszło na wierzch
miejski las (po wyjściu z parku)
kluczowe rondo przed nawrotem do domu, niemal jak NYC
już po currywurście
takie piliśmy
szpitalnie, ale
szkoda, że nie lato, ale najklimatyczniawsze
się ukolorowało prawie samo
cwany fake
nowa tradycja: zwiedzanie salonów samochodowych = ciepło, miło, ciekawie
estetyczna ponowoczesność + natura (tudzież "natura") (nieważne, grunt, że kolor)

wtorek, 17 grudnia 2013

Odcinek z D1W3



2 listopada, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca jesteśmy w tra(n)sie

Zatem święto na grobach świętowaliśmy dość tradycyjnie, jak w zeszłym roku. Z rodziną to nic złego, a samo wesoło, w końcu widujemy się raz w roku, właśnie na te święta. Gdzieś obok Babci Drewniowej. Babcia Drewniowa wygląda na kolorowym slajdzie nieco demonicznie. Ale kolor slajdu bardzo ładny (widziany we wtorek). Z tych świąt to ja mam nawet więcej charakterystycznych wspomnień, bo jak tylko trafiły się z większą ilością ludzi to były bardziej zapamiętane. Zatem:
skończyliśmy późno, transport, mini pakowanie, drukowanie, sen.
A nie, jeszcze pizza. Ciasto wyrobione na cacy, dodatki jak trzeba, na podróż była znakomita, jedliśmy ją jeszcze do wtorku.
Pobudka 5:45. Jedziemy, a potem nawet zostajemy odwożeni. Poranny chłód orzeźwia. Świetny pociąg świetnie jedzie. To już trzecie wakacje w tym roku! Zapodają kawę lub herbatę. Herbata. Pizzę jemy. Czytam i się zachłystuję szybkością czytania "Bezcenny" Zygmunt Miłoszewski (2013). To tak w kolejce do nowego Dana Browna. Ale wszystko jak trzeba, a nawet lepiej, bo koloryt lokalny, trochę żartów, przymrużenie oka i dowcip. Czyta się. Drzemię na granicy.
Jest i Berlin. Szary jakiś taki, nie do końca wiadomo, gdzie iść (ja nie przygotowany). Ponieważ to był jeden Berlin wcześniej, przypadkiem zwiedzamy słynny mur. Potem od razu do słynnej dzielnicy. Wszystko mamy po drodze: i pocztę i lidla i klub. Są, grają, a miasto nieoplakatowane.
Logujemy się w hostelu (jakieś 40E w sumie), rezerwa działa, dzielnia świetna (Kreuzberg), zaliczamy lidla, bierzemy, pijemy (zwykłe pszeniczne smakuuuuje) (0,6E), zwiedzamy, pachnie, zapada zmrok. Jeszcze przed kolorową wyprawą (szaro-bure zdjęcia) jemy pół kurczaka z frytkami na rogu za 5E. Obżarci jesteśmy tym aż do wieczora.
No i to sformułowanie dotyczące pościeli.
Schodzimy stopy, po przebierance (a sporo żeśmy tych rzek i budynków już zobaczyli) idziemy na 19. Tam pełna kultura i zrozumienie, bilety z netu działają (jakieś 32E w sumie). Ach, jeszcze przedtem zaliczyliśmy lokalną gastronomię jak tutejsi z berlińskim piwem przy stoliku przy sklepie, mniam (1-1,3E). Ci Niemcy tacy porządni, przychodzą przed czasem, kupują przepisowe piwo (my też) (3E) (myśmy jeszcze żarli paluszki).
Punktualnie o 20 melduje się włoski support. Jest trochę głośno, bo nagłośnienie takie półprofesjonalne (= za małe miejsce, za duży hałas), ale muzycznie pasuje, słuchałem wcześniej. Tymczasem dostaję drżenia serca, bo muzykanci się przechadzają jak gdyby nigdy nic. Niestety z winyli tylko najnowsze. Nie skorzystałem. 3 kwadranse później tamci skończyli. Zajmujemy strategiczne pozycje.
Jeszcze się przechadzają nieśmiale ("przepraszam, gram na gitarze w tym zespole" rzekł wokalista przeciskając się). Zaczęli. Jest ślicznie. Z każdym kolejnym przebojem jest śliczniej, choć nie powiem, z bliska (bliżej nie można), jest też mocno głośno. Zagrali wszystko co trzeba, aż byłem zdziwiony, że wyciągali starocie (wspominając SOMETREE). "Fight Song" nie było, ale jest solo na fejsie, najwyraźniej tego nie grają razem. Mieszanka młodości i hipsterstwa, ale na pamięć młodzież nauczyła się wszystkich zagrywek z płyt. Wspaniale. O radości.
Skończyli o 22:30, aż szkoda wychodzić, chociaż w uszach piszczy i do snu głowy się skłaniają. Logujemy się, bezpiecznie drzemiemy w ósemce, trochę hałasu w nocy.
Nie robiłem wiele zdjęć, bo wiedziałem, że nie wyjdą, a wolałem chłonąć. Właściwie to spełnili moje muzyczne marzenie. Wszystko co prawda (otoczka) wygląda na takie zwyczajne działanie (bez tragarzy), stoisko z płytami i koszulkami, ciekawe porównanie z polskimi znanymi zespołami. Ale nikt tak nie gra na świecie. I nowa płyta już jest bardziej klasyczna niż 3 ostatnie.




poniedziałek, 16 grudnia 2013

Odcinek z tradycją



1 listopada, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca tradycyjnie się urodzinnialiśmy, ja bardziej.

Mam weekend, mam wolne. Trzeba gdzieś tam pójść, tradycja, miła, bezproblemowo. W zeszłym roku było dosyć podobnie. No może bez lamiredu. Jak to zwykle bywa, czas mi się skurczył, ale jakoś się tym nie martwiłem. Odrobiłem prace domowe. Podniosłem sobie poziom nostalgii. Jestem obcykany z teledysków koncertowych, nie mam bladego pojęcia o mieście do którego jadę. Miasto nieważne. Basista uderza w kocioł — to chyba taka nowa emo-tradycja. Albo ci nowi z tego amerykańskiego zespołu (Białystok 2013) zerżnęli. Pewnie gdybym miał 17 lat słuchałbym ich, a nie Appleseed Cast.
Wiem, że nie zagrają "przebojów", wiem, że przyjdzie 26 osób, niewaaaaażne, a nagranie "steps and numbers" w czarno-białym to był świetny pomysł:
http://www.youtube.com/watch?v=ypMCPJGiupg
 
Ci młodzi na instrumentach jacyś tacy mało rozemocjonowani. Też nieważne. "Low Level Owl" oba obsłuchane na wszystkie sposoby. No jak tylko będzie, to se winyla kupie. CAŁĄ płytę zagrali:
http://www.youtube.com/watch?v=idFHOCvTMNo

Nawet "Two Conversation" jakby mniej. Pościągałem sporo rzeczy, dla mnie i dla Ciebie, "Wesele" mamy w hd, nowe nba słabo się ściąga, po pierwszych meczach nie warto nic wyrokować, ale pewnie już nigdy 76ers nie będzie rzeźbić Miami na 19-0 na początku meczu — warto popatrzeć.
Spryt mój w obejrzeniu tych filmików live zasię polega na tym, że oni grają w takich samych małych klubach jak my, słychać tylko jebane blachy (pozdro Johny), więc trzeba wysługiwać się pamięcią i fantazją:
http://www.youtube.com/watch?v=JzP5WWCU69w
bo przeca płyty są wymuskane.
 
Żeby nie było, ostatnią płytę też mam obsłuchaną. Właściwie najgorzej trawię te wczesne emo, kiedy są nawet podobni do SDRE. Tamci już tak nie biorą, chyba że gram w Heroes, ostatnio nielegalnie zagrałem raz 4 tury i raz 2 tury zaraz po pokazywaniu zdjęć. Byłem przez chwilę zdziwiony, bo zapomniałem jak się gra. 13"27, zara trza się zbierać, a ja niegotowy, trudno, jedzenia nie będzie, wezmę ciasto, no może kanapkie se dziarne.
W godzinę piętnaście powinienem rzem dojechać, mniemam.
"Aaron left the band to? focus on his catering company, Culinaria Food and Wine", no. "The only original member still in the band is Chris? Crisci, the singer", a i owszem.
Zamknę drugi komp zanim zapomnę, że tego nie zrobiłem. Wszystkich świętych ze zespołem. Wybrałem książkę na podróż. Człowiek z głosem Stinga.
Wracając do wczoraj, to nieszczęśliwie spotkała Cię praca. Ja w tym czasie się bujałem, udając, że załatwiam jakieś rzeczy. Berlin.
 
Świetny pomysł, żeby zagrać występ w domu:
http://www.youtube.com/watch?v=7KAiKfWEy7k
I tak słychać jak wszędzie. 12 minut do wyjścia, a kanapka niezrobiona — lecę! Przyznaję się, to popsute jajko popsuło mi poranek. A taki byłem radosny. No szkoda mięsa. Ale wracając do wczoraj. Mecz nr 6 to lepszy thriller niż niejeden film. I potem napocząłem siódemkę, ale uznałem, że przed snem warto powrócić do "You Only Live Twice".
 
Śliczne ujęcie:
http://www.youtube.com/watch?v=ijpcvLFxENo
Tak więc bujałem się między drugim a trzecim kubkiem wina musującego aroniowego. Mniam. Jedliśmy wczoraj czipsy i było wybornie.



piątek, 13 grudnia 2013

Odcinek na chwilę przed

 

30 października, środa

Odcinek z zapomnianą dziewiętnastomiesięcznicą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zorientowaliśmy się dopiero nazajutrz.

W macu szczęśliwi nie są, ale kawę za free dają. Cappucino, tłok.
Oczekiwanej bitki na spotkaniu budżetowym nie było, a te z kolei okazało się gładkie i na szybko. Pozostało zrobić plany na przyszłość. Znaczy się jutro.
Przem przepraszał (oczywiście, że niepotrzebnie) i w ten sposób wcześniej wróciłem do domu. Po drodze upewniłem się co do pociągu — a on jedzie dołem nie górą!
Ty się francuzisz, ja dooglądam "Un maledetto imbroglio". Się z tego dramat jednak zrobił. Kolory (czarny, biały) wciąż ładne. Potem przegląd w necie, zdjęcia, takie tam.
Znalazłem dwie www, jedną na filmy (będą lecieć), drugą na Piero.
A poniżej dwa bohatery: Gadda i Germi.

 

Bo Piero z mega basami na walkmanie ma jednak sens — znakomicie słychać kontrabas.
I chyba z tego niewyspania łeb mnie potrzaskał. Pozmywałem. Odświeżyłem się.
Pograliśmy, spać o tej najbardziej przyzwoitej porze, ale efekt następnego ranka był spektakularny.
A w mieście tamtym to mają te tablice z miejscami filmowymi, ot co.



31 października, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca już się szykujemy jakby.

Popiszę, bo znowu mi umknie. Napocząłem L'Eclisse (1962). Ładne, niełatwe. Monica Vitti, ze starych zeszytów. Kusi mnie, żeby podczytać z WIELKIEJ KSIAŻKI, bo Antonioni znowu zrobi mnie w chuja i znowu nic nie będę wiedział. Tym sposobem z miłości do starości zapomniałem o amerykańskim napoczętym. Przy okazji przypomniało mi się: film jak film, ale jak nagle w restauracji pierdolnęła bomba to się cały skuliłem. Tak jak wtedy, kiedy w firmie włączył się alarm na korytarzu. Potworne.
Obowiązkowy niezbędnik na podróż pociągiem zrobiony. Fortuna czarna + śliwkowa. Mamy początek weekendu, trza by coś porobić (wino, teksty, obłożyć, wydrukować), ale nie chce mi się. Poleżę, ponierobię. Mam do czytania 3 książki, 2 magazyny.
The Nice — Five Bridges (1970)
co najmniej wydumane.
Dzisiaj kawa biała + spacer = dobrze to sobie wymyśliłem. Pożegnań w pracy nie było. Miałem problem z białymi plamami, ale weekendowe lenistwo mnie dopadło. O 16 się ściemnia, dobrze widać obraz. Nowego meczu nba nie udało się ściągnąć, a na początku sezonu pełnia wyników. 
Tymczasem skończyłem WIELKĄ KSIĄŻKĘ, teraz poszukam parę po indeksie. Rustichelli dajmy na to.
Justin Timberlake — The 20-20 Experience 2 of 2 (2013)
nudy
Kings Of Leon
Mechanical Bull (2013) do posłuchania ot tak
No Age
An Object (2013) teledyski kapitalne, płyty mniej
Lecę na przeciąganie plików z prawa na lewo.


zajęć szał