piątek, 2 grudnia 2011

lepiej mieć wielu przyjaciół



poniedziałek, 28 listopada
Pobudka o 4:44. Znakomicie. W sam raz znalazłem sobie plik werbla, w którym lecą jakieś j... triolki i inne malusie uderzenia, których wyczyszczenie bramką poniżej 35 dB nie ma żadnego sensu. Zatem kawałeczek po kawałeczku i się zrobiło. W sam raz na poranne zabawy. Mimo że nie weekend, w porze odpowiedniej przyszła pora na klasyczną (?) jajecznicę. Zaskoczenie (choć, gdyby się nad tym dokładniej zastanowić, to nie ma się czemu dziwować): dwa, naprawdę nieduże, kawałeczki wybitnej kiełbasy i niezłej jakości plasterka wędliny, spowodowały, że sam smak całości powstał porównywalnie lepszy od tradycyjnej wersji budżetowej. Nauczka na przyszłość?
***
Nasz nowy przyjaciel. Mówiąc otwarcie — czterech nowych przyjaciół. A nie, przepraszam, już ośmiu. No może siedmiu i pół. Stosunek zawartości voluminów do ceny zniewalający. Może to nie jest klasa moscatela biedry. Ale. Pierwsza próba przyniosła zachwycające orzeźwienie i potem poszło już lawinowo.
***
Blade Runner (1982). Wciąż genialne. Szczególnie, jeśli ma 11 giga. Ponieważ film znam na pamięć (ch.. z jednorożcami), wreszcie mogłem go ZOBACZYĆ. Owszem kasety video, zwłaszcza oglądane x razy są wzruszające. (właśnie, czy mój starodawny magnetowid jest w piwnicy, czy poszedł na śmietnik?) Ale to już minęło. Chyba.

Brak komentarzy: