Na początku chciałbym zwrócić honor bezimiennemu realizatorowi, który wiedział, jak nagrywać stopę i werbel, tylko pracował w trudnych warunkach i trafił na zły zespół. To jest punch, drive i energia. Co przy dzisiejszym studiach nagrań wcale nie jest takie oczywiste.
***
Niewiele pamiętam, zdaje się, że dźwigaliśmy całą perkę z kolejki skm w Gdyni do tego kościoła. Technika nagrywania pozostaje mi nieznana, chyba były to dwa magnetofony kasetowe + mikser, każda partia instrumentów dogrywana do poprzedniej. Byliśmy niezadowoleni z tej produkcji. Niesłusznie! Ok, realizator popełnił błąd, że najpierw nagrał bas i gitarę i do tego szła perkusja. Nam zaś nie poszło od samego początku. Zatem dogranie potem perkusji było zadaniem z góry skazanym na porażkę.
Perkusję nagrywaliśmy, jakbyśmy sterowali samolotem, stałem ze słuchawkami obok Johnego i machałem ręką w takt. Wokal to już była łatwizna. Stałem obok ołtarza i darłem japę do momentu, kiedy przyszedł ksiądz i pytał, skąd tu takie wrzaski. Legenda.
Nagranie uwidacznia nasz nieprzeciętny talent i niesklasyfikowanie gatunkowe, które ciążyło nam przez całą karierę. Jest kamieniem milowym rejestracji. Do dzisiaj nie słyszałem nic tak niespójnie nierównego, bezkompromisowego w brzmieniu, co po latach brzmi jak kosmiczne objawienie. To nie jest r'n'roll. To jest serio. Łzy ciekną mi po twarzy, tam mnie boli ze śmiechu, a jednak nie mogę nie przyklęknąć przed tym nagraniem. Proszę państwa, 14 minut szaleństwa, pierwsze "studyjne" nagranie Kevin Arnold! Kuriozum. Nikt nie kocha muzyki tak jak my. Acha, w ostatnim numerze, kiedy wszystko wymyka się spod kontroli (techno-rock?) dotknięcie kosmosu spowodowało zagięcie przestrzeni dźwięku (2:17). To jest cud.
Sometimes by johannvreen
Nie muszę nikogo ostrzegać.
http://www.megaupload.com/?d=E3A9S6R4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz