poniedziałek, 14 grudnia 2015

23.11–10.12.2015



23 listopada, poniedziałek

zatę Żono ma

pierwszy dzień w tyrce nie okazał się morderczy
sobie jakoś ogarnąłem i przerzuciłem na zaś, coś tam poszło raz i dwa
goździki, to pamiętam
i ledwo co obudzone dziecko z auta, po rehabie i wizycie na Przymorzu
ponadto nadrobiłem lektury, kolorowe winyle, popracowałem nieco, zaszokowałem fryzurą
zdaje się, że niemal dokończyłem LnŚ z Kawafisem (a nie, we wtorek)
racja, mrozi
a mnie nie było prawie wcale w domu, bo zaraz na Umpę
właśnie, smutno jest na tych próbach bez piwa, jedynie hałas wtedy do mnie dociera
co prawda las oświetlony księżycem, ale niby kończymy o 21, ale z pakowaniem, zanim człowiek się wybierze do domu, to już trzeba do wyra


24 listopada, wtorek

zatę Żono ma

wyjebałem się rano na spacerniaku, śliska zmrożona ziemia nie dla moich żelaźniaków z górki
***
zmarzł mi paluch, u ręki
***
ponadto jedziemy zgodnie z rozkładem, dusty na razie milczy, inni wydają ciekawe krążki
***
Seven Golden Men (1965) DVD
skończyłem nagle a przyjemnie (jakoś na 7-8 razy poszło), ostatnia scena tak mnie przykuła do odbiornika, że nie zauważyłem wychodzących ludzi, komedia kryminalna z zaskakujący zakończeniem, zaś mnie urzekł Rzym w ostatnich ujęciach, które są z takich ujęć kamery, że trochę nieprawda co do kierunku jazdy, ale były smaczki i zakątki, a także druga (a nawet trzecia) kreacja Rossany Podesta, mniam!
***
i zrobiłem porządne zakupy w interze, do tego Mariola na kasie
mroźno było jak cholera, ale prawie się nie spieszyłem
zresztą zeszło nam przez zimowe opony, więc później w domu, już bez kąpieli, przesunięcie z zasypianiem, o 21 wyszedłem z pokoju
racja, dostałem wolne przy www, sprawdzałem słuchawki i anosta


25 listopada, środa

zatę Żono ma

jestem świadkiem historii
Golden State Warriors wygrali na otwarcie 16 kolejnych meczy
wow, a jak oni grają!
(mecz z Toronto na tapecie)
***
http://www.okcthunderpolska.pl/artykuly/co-slychac-u-starej-gwardii/
***
Charley Varrick (1973)
Electra One (1967)
Operazione poker (1965)
Ypotron — Final Countdown (1966) DVD
wygląda jak wygląda, emocje będą
***
ja zaś słucham dużo bitów z anosta, mają zimową wyprzedaż, wiadomo
na razie same smęty okołofokowe albo elektro-pop a chciałbym ambient!
***



26 listopada, czwartek

zatę Żono ma

może wypad to nie był szał szałów (bo jednak nerwy w nocy dały znać), zimno, a i czasu nie starczyło
na śniadanie ciepła mini pizza oraz parówka w cieście
herbaty dwie były (sikać się potem chciało)
w barze kotlet z sadzonym jajkiem oraz kopytka — wspomnienie wspaniałych czasów, nieco letnie, jak owo danie (mi to bardzo przeszkadza) (czyli samotne piątki w barze nie zawsze muszą być ekstra) (wiem, że czwartek dzisiaj), zbyt na szybko
ale czytam tę zbyt trudną książkę (trzeba było odetchnąć po LnŚ jednak)
i jakoś tak nie spieszę się dzisiaj w tyrce, zaczeka do jutra, jeszcze 2 ha i spadam do domu, w końcu już byłem w delegacji, 8 zeta za bilety nikt mi nie zwróci
***
no ale wyszedłem, mimo że brak telefonu mnie martwił — okazało się, że rzeczywiście na spacerze
***
szybki transfer, dobre zakupy w lidlu, i potem już bardzo dobry spacer, to że nie ma kiosku (został czarny kwadrat), to już wiem, wycięli też krzaki na szczycie łysej góry, ciekawe czy pod budowę, czy oczyszczanie terenu? drzewa na razie zostały
w biegu do busu zgubiłem walkmana oraz gumowe wkładki douszne, pozbierałem co się dało i siup do wrzeszcza
graliśmy, coś tam rzeźbimy
***
nie skończyliśmy szybko, za to szybko wróciłem, by równie szybko wyszykować się do snu i niemal zasnąć przed telewizorem — nba musi zaczekać do jutra
to była wyjątkowa, acz taka sama czwartkowa najebka


27 listopada, piątek

zatę Żono ma

dzisiaj jakby mniej mrozi, za to czyste powietrze, a potem w ciągu dnia dużo słońca
dużo też zleceń i sprawek, nie było wolnego
***
Le cercle rouge (Jean-Pierre Melville 1970)
Grand Slam (1967)
***
odsłuchałem mnóstwo mnóstwo klubowego dicho i miłych elektro-popowych rzeczy z Anost, to się robi nudne w końcu, za dużo tego się natworzyło
jakby się przyjrzeć Lali Puna jest taka sama, i tylko fakt, że była z młodości i trafiła w tamtą czasoprzestrzeń, teraz zajmuje poczesne miejsce
***
hah, piątku, gdzieś ty się podział?
ok, już mam Cię
wprowadzamy nowe zasady, spanie przy otwartych drzwiach i nocna przebieżka, ale dziecko popsute, nie daje się odłożyć
zatem po przedostatnim odcinku (emocje narastają) do snu
wcześniej piątkowa palma


28 listopada, sobota

zatę Żono ma

obudziło mnie rano, aleście się jeszcze pokładali, więc urządziłem przegląd z xlsem w dłoni i odznaczałem nieodznaczone => w domu działa to puszczanie muzy z www, dlatego
na szczęście prócz tego, że produkcji jest wiele, nikt nie tworzy płyt niezbędnych, uff
***
potem już z dzieckiem śniadaliśmy i taki tam poranek, bo Mama spała do 11
następnie babcia wzięła na zimy spacer, ja na zimną działkę, zgrabić zimne liście, wyrwać zimne chwasty, nałożyć na zimny kompostownik plaster centymetrowego lodu (a zbieram sobie takie na działce)
***
drugi spacer już ja, obiad już Ty, i z tych całodziennych zmagań, na wesoło, z japcokiem, o 21 udałem się na odpoczynek z dyżurem wewnątrz


29 listopada, niedziela

zatę Żono ma

i prawie udało mi się pozmywać z rana, choć od połowy dla dziecko już było to niemożliwe do wytrzymania, ponadto poranek mieliśmy udany
w niedzielę, te niedziele takie niewyjściowe, seria zakupów (nie ja), seria spacerów (ja), przygoda z psem, który chciał zjeść kocyk, trzaskającą żarówką
dzień był może nie za wesoły i pogoda niedopisująca, aleśmy nauczyli się kąpać na siedząco, bo na leżąco to już się nie dało
***
za to mieliśmy niezłe zwieńczenie, bo uważam, że twórcy True Detectiva dnia nie poszli na łatwiznę, tylko zrobili europejski produkt w amerykańskiej wersji i nawet byliśmy zdenerwowani oglądając ostatni odcinek, bo nie skończyło się dobrze, za to wszystko pozostałe tak, łącznie z nadprogramowymi orzeszkami (po dawno niewidzianym popcornie), porterem, zaraz po niemieckim piwie i japcokowymi drinkami z sokiem ze świeżo wyciśniętych owoców
UWAGA: banan nie ma soku


30 listopada, poniedziałek

zatę Żono ma

Two-Lane Blacktop (Monte Hellman 1971)
No. 1 of the Secret Service (1970)
Ring Around the World (1966)
***
zacinało z rana, zacinało z południa, aż nawet foto nadchodzącej chmury zrobiłem
przez dzień cały jem słodycze (pączuś + Andrzejowe), obiadu i tak co prawda nie mam, ale wstyd jest (i nikt mu nie kupił nawet flaszki)
***
kontrowersje robotnicze wiszą nad nami, nade mną też wisiały przez weekend, ja tylko się zwalniałem, niektórzy nie mogli spać, czekamy na reperkusje
mail posłany, odpowiedź niby polubowna, ale kontratak spodziewany
tymczasem dużo rzeczy do pozałatwiania
***
Hanno Leichtmann — Nuit du Plomb (2009)
już się nie sprzedaje na Anoście, ale jest normalnie z bandcampa, bez kosztów wysyłki, jaja se robią?
na razie w weekend obczaiłem, że HAKOBUNE nie jest niedostępny, więc będą przymiarki, ciekawe czy z bundlem
***
sam ANOST mnie wymęczył mocno, więc wszystkie "może" przechodzą do nieokreślonej przyszłości, nic nie zachwyca
Bill Evans Trio na avi, bo właśnie kończy się kolejny xls
***
zatem się upiekło, pewnie nie dlatego, że uwzględniono nasze racje, ale dlatego, że są chętni odważni, którym nudzi się w życiu i pracy zawodowej (no, gazeta przeczytana, to co teraz?)
***
i chyba nawet na tej fali optymizmu pobiegłem do osso, busy spóźnione, deszcz wali, mnie to nie przeszkadza, ciut się powstrzymałem od pewnych zakupów (Updike), tąpnęli mnie na kasę (i to w osso!), pobiegłem na wro, wróciliśmy pospiesznym do domu, dziecko nauczyło się skrzeczeć
zjadłem kwaśną (bo ogórkowa) zupę i siup na próbownię
więc chyba jednak trzeba grać na piwie, bo dzisiaj po raz pierwszy mi się podobało, nie bez kozery — nie było thrashowego Julka, była przejrzystość, i coś tam już pamiętamy w graniu = lekkie zadowolenie
***
no a potem Wojt skusił mnie do piwnicy, nie że pokazywał tam małe kotki
poczęstował ajwarem i nalewką z aronii, pokazał stary atlas, lotniskową (helikoptery) latarkę dziadka, aparat fotograficzny (lustrzankę) na kliszę, więc można było przyjemnie spędzić czas (co wy tam chłopcy sobie pokazywaliście w tej piwnicy), aż dobrze mi się wracało do domu
oczywiście było późno, oczywiście się nie wyspałem, oczywiście czułem głowę w nocy (z samego rana), oczywiście, że przez zbyt krótki sen


1 grudnia, wtorek

zatę Żono ma

Five Golden Dragons (1967)
Suspiria (Dario Argento 1977)
***
z rana padało dzisiaj WSZYSTKO
a i chwilami przebłyski słońca były
i śniadanie było
i sprzątanie pokojów przed "niespodziewaną" kolędą
i znowu bez obiadu, ale może nadrobię
***
być może po wczorajszej odwilży i związanej z tym chwilową szczenięcą radością dzisiaj, wobec problemów z WSZYSTKIMI sieciami, kiedy trzeba było się zająć papierkową robotą, zacząłem robić, nie zważając na pośpiech i konieczność
***
napocząłem 22 xls, będzie dużo Berta Kaempferta
***
wracałem w tym gradzie na wro (rano spodnie pomoczone)
stałem na podwórku i strasznie nisko leciał samolot, świecący wizzair, oczywiście z pozdrowieniami, że śmierć nas wszystkich czeka
w końcu zjadłem obiad, dziecko w porzo tu, w porzo tam, zasnęło w wozie i gotowe było spać w wózku, ale po powrocie do domu zabawialiśmy się jeszcze intesywnie, jakby to wcale nie była już prawie 19
kąpiel i wieczorne dobrze, podobnie jak z zasypianiem, które o długości standardowej, tym razem zupełnie bez miauczeń i narzekań, cichutko i tylko prześcieradło zmięte
***
dłubałem się w tych mini pigwach z uporem godnym lepszej sprawy, zrobione, zamiecione, podłoga umyta, "Wasabi — Hubert zawodowiec" (brawo Polska) odsłuchany, czas się pokładać z III kwartą LAC-GSW
z tego wszystkiego dobre chociaż, że wódy nie walę, bo śmierdzi


2 grudnia, środa

zatę Żono ma

świetne dzisiaj słońce z rana, a ja pędzę z książką, po łebkach, w końcu to o poezji
wpadłem całym butem w błoto, ale śniadanie godne i Bryan Adams na słuchawkach: zgubienie (wyrwanie!) najmniejszych gumek okazało się zbawienne w sumie — większe lepiej siedzą w uszach i nie mam tego uczucia, że stereo mi nie pasuje, czyli wtedy lewa słuchawka gdzies tam biegała po uchu i nie donosiła dźwięku
***
ach, nie wyspałem się, mimo że ok. 22:40 lulu
Ty dzisiaj na wybiegu zdjęciowym, więc te szykowania wczoraj na chybcika
***
Death Is Nimble Death Is Quick (1966)
kilka świeżych wygląda tak egzotycznie, że już chciałbym się zabrać
***
wciąż będę się chwalił, że nasze dziecko sypia 12 godzin, a nawet + 20 minut
że tam przerwy na smoczek, drobiazg
***
mi się prawie wszystko udało tutaj (reszta zaczeka na jutro), Wam się wszystko udało tam, przebieżyłem na wro na surówkę i kawę, z podwórka było widać sztuczne ognie, bez okazji
***
dziwna ta środa, bo jakby poniedziałek, tyle że długo mi zajął ów dojazd, no i akumulatory siadły! i żrę orzeszki podczas grania
tyle że myśmy więcej gadali niż grali, przydałoby się wtedy posiedzieć
***
niby wróciłem do domu normalnie, po dwóch piwach, ale jak się zebrałem, to już była 22:30, a jak obejrzałem 4 kwartę jak GSW rozbija LAC (było nie narzekać, że mieli szczęście w zeszłym roku), to już był totalny zjazd
no i spory płacz w środku nocy, musiałem zamknąć drzwi


3 grudnia, czwartek

zatę Żono ma

te daty mi nie pasują, w czwartek powinno być czwartego
pogoda dzisiaj przyszalała na 9 stopni, ale szaro i nieprzejrzyście, aczkolwiek trawa i okoliczności z zimnych zmieniły się na zgniłe i intesywne kolorystycznie, tak wolę
chleb z rana kupiony, ser do jedzenia przykrojony (wielki kawał niebieskiego pleśniaka w wersji deluxe-lidl)
***
czekam na obniżki (Blitzen Trapper) tymczasem inne płyty schodzą, ale wciąż dusty jeszcze mnie nie woła, czekam na flesz, pewnie wcześniej zjem sobie śniadanie, taka praca (zaczeka)
***
Bert Kaempfert
***
oczywiście należu uczcić 20-0 GSW, ale ponadto nie ma ciekawych rzeczy w nba, cała reszta się ześredniła, głównie zachód
***
Kiss Kiss Kill Kill (1966)
OSS 117 Mission for a Killer (1965)
***
przymulenie zmęczenie dzisiaj
pożarłem nadprogramową drożdżówkę
***
poszedłem, już tradycyjnie na wro, ho ho, a tam wszyscy śpiący
po surówce i kawie do domu, dziecko nawet bez drzemki (i niewyspane) dało się kontrolować (te pościgi po podłodze)
ponieważ musiałaś dymać po paczkę, to dziecko po wieczornych zmęczone zasnęło rekordowo szybko, a ja zamiast ogarniać komputerowe flesze, które nie wyświetlaja się tam, zabrałem się skreślanie z płyt listy (co tam się wyświetla przecież)
***
szybko się rzuciłem do wyraz z SAC-CHA (Rondo, DeMarcus), co wcale nie pomogło na jakość snu i wyspanie


4 grudnia, piątek, Barbórka

zatę Żono ma

taki dzień, że jak wstaję z rana (ta, z rana, w nocy!), to myślę, kurwa, przecież wczoraj nie piłem (a zatę)
***
wieje dzisiaj z rana, albo będzie kosz albo go nie będzie
jestem przygotowany na okoliczności
***
Morning Pony Recorder
który pobudzał moja wyobraźnię w zeszłym roku już chyba jest nieaktualny i zdaje się, że clear winyle odeszły
co więcej, dzisiaj te szumy i trzaski łykam szybciutko, że aż mi kawa wystygła z tego zamieszania
***
dokończywszy bowiem przegląd filmów roku 2014, ogarnąłem się w swoim życiorysie — nie żebym poukładał, po prostu wiem (mniej więcej) co się działo
jak wyrzucę wszystkie odnośniki do płyt, które słuchałem i które fascynowały mnie całymi dniami, to zostaną tylko spacerniaki, śniadania i działki
nieważne
tradycyjnie przy okazji zgniłej i mrocznej jesieni mam chrapkę na ambient, coraz bardziej ekstremalny
i zagladając/odsłuchując zeszłoroczne wypiski, szybko pozybywam się (i nie słucham dalej) tych w gruncie rzeczy okejowych: stoner/glam-pop-rock/indie/post-punk/itp, w przypadku których byłem bardzo zafascynowany
kawa wystygła całkowicie
zmiany zmiany przegląd dokonany
***
Killers Are Challenged (1966)
Don't Look Now (Nicolas Roeg, 1973)
Mission to Tokyo (1966)
A bout de souffle (Jean-Luc Godard 1960)
a pierwsze sceny rozgrywają się w Marsylii!
***
"To niesamowite jak mało eksplozywnie wygląda czasem w tym sezonie ten team (11-8) Oklahomy City Thunder, mimo tego, że w składzie ma Kevina Duranta i Russella Westbrooka. Dużo mniej niesamowite jest to, że końcówki spotkań nie zmieniły się nic a nic – to wciąż jest teraz-ja-a-potem-ty slalom gigant lub ewentualny skok za trzy od razu z progu dwóch gwiazd Thunder. Billy Donovan idzie śladami Scotta Brooksa. Gdzie idzie głowa Duranta?
Myślę, że jest to w tym momencie całkiem jasne — ten team Oklahomy nie nabierze nagle sztucznej inteligencji. I w tych oczach koncept ekscytowania się Thunder się wypalił."

http://szostygracz.pl/2015/12/04/flesz-karl-2/
***
Moljebka Pvlse — In Love and Death You Are Alone // Transparent Vinyl 10” (2015) — AMBIENT — polska 45 zeta + wysyłka
po co wysyłka, jak mógłbym odebrać na platynowej?

www.alchembria.pl

teraz będę musiał przesłuchać MNÓSTWO płyt ezo — tego mi brakowało na piątkowe niewyspane popołudnie, hurra!
***
no to nie powiem, trochę się tego dronowania nasłuchałem :D
***
i ciemną ulicą podążyłem na wzgórze zwane moim marzeniem, nie zabawiliśmy tam długo, podobnie jak nie byliśmy na pizzy, jeno podebraliśmy fotelik z Ujeściska (dzięki Jerzy!) i ponieważ dziecko było głodne, to styrałem się do bółu brzucha i głowy na odwracaniu jego uwagi
wieczór przeżyliśmy już normalnie, standardowo, tylko chyba szybko wybyłem spać, zmarnowany po całym tygodniu


5 grudnia, sobota

zatę Żono ma

oczywiście poranek mieliśmy udany, wstawanie całkiem późne, po 8
zdołaliśmy razem ze śniadaniem i poranek minął jak zwykle szybko, zanim zebraliśmy się na Stogi
tym razem przez Kidzińskich — a tam szkoda czegoś nie kupić w tej cukierni na Olszynce
***
zasypianie poszło nieco za długo, widok na Sianki jak zwykle znakomity
nie zdążyliśmy z pocztą (kolejki), zdążyliśmy z drzemką
trochę mi zajęło w oczekiwaniu na kebaby z frytkami — taki prezent imieninowy
były megaśne, prawie nie dałem rady
a przecież ciastort jeszcze
powrotna drzemka do domu i na tym zmęczeniu dziecko z wieczornym do snu, tym razem zajęło dłużej, 20:24
zmyłem zaległe od tygodnia gary i do łóżka wcześniej


6 grudnia, niedziela

zatę Żono ma

co było właściwe, bo pobudka była o 7:08
co i tak nie było złe, bo prócz przewijania i sikania leżałem potem w łóżku niemal do 9, ograniczając się do wyciągania "zabawek" (siatka z ciuchami) i organizowania życia na podłodze
***
tradycyjnie nic-nie-robimy-niedziela
ze śniadaniami, obiadami, podwójnymi spacerami i wieczornym alkoholem, już nie nba na żywo w europejskiej porze, gdyż wybieram tylko mecze z diamencikiem
miałaś wychodne z imieninami a myśmy się bawili na spacerze (druga drzemka) oraz w wieczorne
po zasypianiu zająłem się przebieraniem w ambiencie
i jeszcze mieliśmy czas wieczorem, bo wcześnie wróciłaś
***
przypomnieć chciałem, że wybrałem rzadką trasę, do niebieskiego szlaku, bo pogoda była udana i słońce wspaniałe, ale bardziej skupiłem się na czytaniu notatek Dehnela, akurat te dotyczące wielości jego zainteresowań są ciekawe



7 grudnia, poniedziałek

zatę Żono ma

"Gubi się Jason Kidd w pozostałościach po defensywie z ubiegłego sezonu, kiedy to może nie elitarny w obronie, ale lepszy od Monroe Zaza Pachulia po prostu wiedział kiedy zostać głębiej, a kiedy wyjść wyżej – nikt raczej tego się nie spodziewał, że Bucks będzie Gruzina brakować" — Prof. Sitarz
http://szostygracz.pl/2015/12/05/kidd-bucks-2/
***
The Haunting (Robert Wise, 1963)
***
coś pracowaliśmy, z małą spinką na koniec, ale już wyjście z pracy miałem szampańskie
z małą pizzą i nocnym parkiem, w dodatku jeszcze ciepło było
a piłek z kolcami nie mają
***
kiedy z wro zebraliśmy się do domu to już trzeba było uruchomić wieczorne, zasypianie itp.
wobec braku próby się okazało, że nie muszę nic zrobić (może coś musiałem, ale ominąłem), obejrzałem kolejne karty z koszykarzami, walnąłem się wcześniej do wyra z nba i tyle mnie widzieli
nie pamiętam, kiedy miałem taki koniecznie spokojny wieczór, aż byłem w szoku z tego bezruchu


8 grudnia, wtorek

zatę Żono ma

A dzisiaj z rana był miś!
Prócz tego poważne zachmurzenie i jakby ociężała mgła, temp. zeszła z 10 do 5.
***
Książka historyczna, jakiej mi ostatnio brakowało.
Tomasz Rogacki — Ekspedycja egipska 1798-1801 (2008)
stylistycznie oraz pod względem klarowności materiału jest to słabe, ale pojawia się ekscytacja, że już już ruszają, zaraz będą zdobywać, zdrady, wystrzały i podstępy, do tego gratka dla fanów wyliczeń, podzbiorów i całków
i temat, którego nie dotykałem w całości
***
ponadto pracujemy sobie, pilnie nawet
***
Carnival of Souls (Herk Harvey, 1962)
***
aż tak pilnie, że po wysyłce wyszedłem z tyrki jakoś 16:45
na szczeście udało mi się od ręki załatwić planowany plan (nie mogę powiedzieć)
zrobiło się chłodniej (ale spacerniak udany, z bananem) i róża nie zmarzła
a było dużo czytania w tram (on tak wolno jedzie)
***
pojechałem ze starymi ambientami, sporo z listy zostało do odhaczenia
po udanych wieczornych, dziecko dostało energi jak wróciłem do domu, szczególnie szalało na kanapie, aż się zdyszało z biegania, zasypianie trwało i trwało (czujne było), grunt że palma
***
i potem znowu nastał wolny wieczór, który nie wiedziałem do końca, jak spożytkować, zaczęliśmy od pisma z upoważnieniem, potem wsiadłem na discogs, potem zrobiło się późno, potem poszedłem spać, a Ty się relaksowałaś
chyba długo nie mogłem zasnąć, więc katalogowałem w myślach


9 grudnia, środa

zatę Żono ma

Tiffany memorandum (1967) DVD
ależ ma muzyczne i filmowe oraz napisowe wejście, będzie się działo
maestro Riz Ortolani
***
pewnie się nie wyspałem, ale śmieci (chlip chlip) wyrzucone (foto zrobione)
transfer regularny, źle ten autor pisze, źle — zastanowię się nad kolejnymi książkami z tej serii
InfortEditions, Bitwy/Taktyka
***
dużo zadań dzisiaj, bez ułatwień ze strony przełożonych
ale za jedno udało się nie oberwać, z resztą jakoś (ze sporym wysiłkiem, aż do głowy) podołałem
***
niemniej poczucie celu (słuchawki do odbioru!) i sensu działań umieszczonych w przestrzeni (dzisiaj skataloguję sobie to!) posiadłem na chwilę obecną (czyli w nocy, co przeszło na dzień)
***
no i się okazało, że próby nie ma, ale najebka była
jechałem na Stogi (przygodowy tram w jedną i drugą stronę)
zabawni byli ci policjanci sapiący po wejściu na górę po schodach
ciemności
odebrałem, odpakowałem, nałożyłem, gra, jednak małe te nauszniki, się przyzwyczaję, na razie nie trzeba odpalać double basu na walkmanie
dojechałem do domu na czas (ta książka aż bywa zabawna przez to, że jest źle napisana), czyli na wieczorne, a potem zasypianie (dzisiaj szybko)
***
słuchawki + home made (niemal) winyl, szumi jak trzeba, ładnie pachnie
z porterem i piwem przez wieczór po nba do snu
udanie (mimo że nic właściwie nie robiłem)
***
AYMERIC DE TAPOL — LES HORIZONS: Limited 12"
12.00 EUR, i nie było kosztów przesyłki, nadawca z Berlina sam się wykosztował na 3,5E, dziękuję


10 grudnia, czwartek

zatę Żono ma

Il divo (Paolo Sorrentino 2008)
to już dawno było w planach
***
no i proszę, ujęto:
"Nie zastanawiałem się za dużo nad tym, ale owszem, ciekawiło mnie, czemu od dłuższego czasu nie interesuję się piłką nożną tak bardzo jak kiedyś. Oglądam mecze, kibicuję reprezentacji, ale nie ma porównania z tym, jak to wyglądało przed laty. Bez żalu olewam kolejne mecze Lewandowskiego w Bundeslidze, a Liga Mistrzów zaczyna mnie względnie interesować dopiero od fazy pucharowej. A właściwie to od półfinałów, bo do nich praktycznie zawsze awansują te kluby, które mają tam awansować. Coraz mniej znam piłkarzy, a ci, których znam kończą albo skończyli już karierę. Widząc składy europejskich potentatów sukcesem jest, gdy rozpoznam połowę nazwisk. Ba, czasem nie rozpoznaję reprezentantów Polski przed meczem kadry".
http://quentin.pl/2015/12/i-believe-in-miracles-recenzja.html 
***
wstawanie po ciemku
nie ma mleka!
mały bus, nie ma miejsca do siedzenia/czytania!
słuchawki świetnie grzeją, a czapka na wierzch
jasno na spacerniaku, miś wciąż jest
tyramy w tyrce
***
wracam, zwolniłem nieco z pędzeniem piechotą, bo już mnie łeb bolał od tyrania
na xlsie rozpczął się zestaw bardzo różnych i dziwnych płyt, od starego rocka przez alternatywę po indie-dancefloor (Cut Copy)
***
w domu głównie podżeraliśmy (przecież wszystko jest), dziecko również, miewa czasem speed, bywa ciekawe rzeczy, prezentuje siłę fizyczną, praca umysłowa czasem nie jest w zakresie jego zainteresowań, w wanience też wstaje, zasypia spokojnie i szybko
***
zaproponowałem nową wersję układki Umpy, którą Wojt zaaprobował
***
dużo czasu tego wieczora, czerwone wino zalakowane woskiem, dobrze pachnące, a jakoś czas się zbiegł i już podpisywałem dokumenty (ja Ci wszystko podpiszę) na śpiąco, a SAC doprowadziło do dogrywki


ej, zabrakło notki




Brak komentarzy: