środa, 18 lipca 2012

Zamczysko












14 lipca, sobota

My miłościwi i Jaśnie Panująca odbyliśmy pierwszą dłuższą wyprawę. Pilot się nieco pogubił, ale całość wypadła nader bezpiecznie, sprawnie i rokująco.

Zatem pobudka, kanapki, śniadanie, tym razem bełtane klasycznie, choć jeszcze bez bełtaczki. Tankowanie, urwanie zbędnej części, zmyłka na trasie i już Malbork zdobyty.

Zwiedzanie objęło repertuar klasyczny, miłe było ujęcie o niekonieczności korzystania z przewodnika z możliwością podpięcia się pod jakiegokolwiek innego, a przecież wiadomo, jacy oni potrafią być — że niby człowiek wysłyszy ich ze słów i nie będą mogli mówić?

Przydałoby się zwiedzanie po numerkach, ale któż mógł na to wpaść wcześniej, jak nie pod sam koniec, w każdym razie chyba zwiedziliśmy wszystko. Parę rzeczy nie widziałem nigdy wcześniej. Pociągu widmo również. Jakby tego nie ująć, choć nieco już obcykany, to jednak wciąż zabytek klasowy — że tak choćby porównać z innymi cudami zamkowymi i ich zawartością (patrz Segovia). I duży, tak, zdecydowanie duży.

Trafił nam się jeszcze bonus z małym nielegalem — znakomite miejsce do sikania za darmo. Nie sikalim. Niemniej bonus całkiem atrakcyjny pod względem wysokościowym i pod względem zamczyska.

W sam raz przed burzą i ulewnym deszczem. No i rekord trasy. Do tego auta sprzedaż, ból głowy, zaliczenie Mirmiła i atak czereśni. Prawie jak groźni przybysze z głębin morskich. Przeżylim. Oboje.


Brak komentarzy: