wtorek, 24 lipca 2012

mayones party




19 lipca, czwartek

Rbzzz

My, drogi (szykujący się do) i miłościwie Nam Panująca zastanawiamy się, czy to kondor, sówka czy mecha-człowiek mecha-ptak, który biega od okna do okna i straszy i spać nie daje. No, nie mnie.

No dobra, okazało się, że jestem niewspółmierny: Sonic Youth — Rather Ripped (2006) też mi się podoba. Bo chyba nie ma tak, że nie podoba sie w ogóle. Ta np. jest miękko nagrana — jestem pod wrażeniem.

Musze przyznać, że nawet imponują mi te nagłe ulewy. Deszcz, a właściwie woda z nieba się leje, ja nie jestem nieprzemakalny, o nie, podobnie jak mechagodzillą tylko bywam. Właściwie mógłbym tak wyjść i dać się polać = oddać nastrojowi, ale może nie teraz, temu się oddaję codziennie, niekoniecznie zawsze odpowiednio, a przecież następne dwa tygodnie dopiero przede mną. Więc może ciasteczko? Akurat jest chałka x 2: jedna stara (twardsza), druga nowa (miększa) — nie wiem, czy to są cechy chałki constans. Oprócz tego mam wsparcie, wirtualne bądź nie, co mnie osobiście cieszy. No przecież. A ponadto siwa bluza głaszcze i dotyka.

Wracając do deszczu, moczenia nie będzie, wystarczy, że dwa razy butem, raz jednym, raz drugim zaliczyłem obsuwkę w błocie, raz małą, raz dużą i już było pozamiatane. A raczej pomoczone.

Ulewa ta zagłusza mi muzykę — więc w tym względzie poproszę, aby coś z tym zrobiono.

A no tak. W końcu (w końcu? tak, w końcu) (nie, już jedna była wcześniej) mieliśmy próbę (czyli nie w końcu). Druga część występu podobnież jest już cacy i jesteśmy wypasieni. I koncerty też extra. Chyba nawet żałuję, że tych Doorsów nie, może bym się jednak zabawił przy scenie, ale w sumie. Płyta jest, adapter jest, zabawię się na chacie. Chociaż nie wiem, czy potrafiłbym się tak zabawić, jak Pavement było. W końcu stary już jestem. Całość na tabletowym relaksie + wieści z UG. Cisza, będzie nagranie. Miły zjazd do domu.


20 lipca, piątek

mayones party

My, drogi i miłościwie Nam Panująca urządziliśmy kolejne udane party. Tym razem w majonezie.

Kiedy już się wydała sprawa z ubraniem, okazało się, że nie wszystko jest takie różowe, jakby się mogło wydawać. Ale ale, wątpliwości to nie jest moje drugie imię, więc kto naniósł piasku, się pytam? Tymczasem poranne złapanie skurczu obu łydek naprzemiennie nieco mnie zaskoczyło. Czyżby zesztywnienie materiału? M jak magnez. Oprócz tego herbata czarna liściasta aromatyzowana o smaku pomarańczy dla odcedzenia smaku sagi (wiśniowa jest ok), trochę yuck, ale może po chwili...? no nie jest najgorzej. Oczywiście najtańsze możliwe no name, więc tym bardziej. Do wypróbowania pozostaje mięta z gruszką. Taki zestaw psze państwa.

Nie wiem, jak mi się udało dotrwać do końca, bo brak glukozy rozłożył mnie na fotel kompletnie rozłożonego. Ech, panienki. Weekend!

Zaczęło się dobrze: nie zakręcaj tak mocno słoików! Przygotowanie produktów: cacy. Przygotowanie: bez zarzutu. Potrawy: zaskakująco dobre w niektórych przypadkach, zaskakujące w ogóle czasem. No arbuz taki? Zmieszczenie przy biurku — premiera. Coraz szybciej zmierzch. Zapada.

Charade (1963)



Brak komentarzy: