poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Kiss Me Deadly (1955)



sobota, 20 sierpnia
I tak miałem już wstawać, więc budzik, który zapomnieliśmy wyłączyć pomógł mi w podjęciu decyzji. Dokończyłem miks i wyciągnąłem zakurzone głośniczki. Okazało się, że dowaliłem tyle przesteru na wokal, że nie dało się tego słuchać. Drastycznie to zmniejszyłem, wyciszyłem połowę elementów perkusji, a i wciąż mam nadmiar sopranów. Odtworzyłem sobie płytę Skin Yard — koszmarna muzyka. No i nasz numer brzmi w mniej więcej tym stylu. Brzmi to koszmarnie. Johny mówi: MIAZGOT. Ale po dwóch dniach jestem zadowolony z miksu. Tzn. jest to straszne, ale po raz pierwszy udało mi się zrobić rockowy nr z pełnym łupnięciem. Oczywiście trzeba będzie to zmienić, ale jest kilka opcji.
***
Po zakupach obiad i już właściwie trzeba było się zbierać. Strój i charakteryzację miałem już ustalone wcześniej. Transport sprawnie, potem dużo czekania, oczywiście miast pomyśleć wcześniej i zabrać zapasy z domu, wszystko kupiliśmy w sklepie. Dzieci poszły się bawić w piasku, ja siedziałem na słoneczku i miałem chill-out. Na tyle, że już się zrobiłem przed występem i przy pierwszym numerze niemal zaliczyłem siad na pupę. Raus! of my Eyes byli git i ich lubię. Oni są nawet starsi od nas. Jako, że czas gonił organizatorów, to skrócili nam występ, ale Przem wykazał się sprytem i wyszarpał nam 3 minuty na znakomite zakończenie. Skoro okoliczności przyrody były takie, a nie inne miałem za zadanie głównie nie upaść, potem sobie poskakać, a na końcu zagrać parę pasujących do siebie dźwięków. Nie wiem, jak inni, ja bawiłem się dobrze. (na razie nie ma super fajnych fot)
***
Już po spakowaniu maneli dopadło mnie olśnienie, więc na pożegnanie przy wozie rzekłem: "Jest Wojt, Michał, Paweł i Endriu — idę się najebać". Jakeśmy postanowili, takeśmy uczynili. W związku z czym w obudziłem się z uśmiechem na ustach i pozostałem z nim pół niedzieli. Potem się okazało, że uda mam tak bolejące, że dość ciężko mi się chodzi, że o wstawaniu z krzesła lub chodzeniu po schodach nie wspomnę.
Byłem w znakomitym towarzystwie i bawiłem się znakomicie. Być może czasem zanadto znakomicie (tańce połamańce), ale przecież trochę trzody jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Chyba. Kursowaliśmy między sceną rock a electro i na tej drugiej spędziliśmy więcej czasu. Z koncertów widziałem Plum (ej, wokal brzmi tak samo jak na płycie) i to było znakomite (nie ma to jednak, jak grać po zmroku) (kawał old schoolowego noise'u w stylu No Means No) oraz kawałek Olafa, ale on z kolei jechał zbyt ostro. Boże, jak świetnie jest mieć kierowcę z samochodem. Oprócz tego jeszcze tarzaliśmy się po piasku i robiliśmy plan/plany/plany na Umpagalore 2. Takie sprawy.

niedziela, 21 sierpnia
Udaliśmy się na ostatki jarmarkowe. Połaziliśmy po pchlim targu. Szału nie było, ale nie było jakoś strasznie. To już nie ten czas, żeby się zachwycać, ale czasem można się uśmiechnąć na kolekcję starych pustych klaserów.
***
Wyobraźnia twórców "Kiss Me Deadly" mocno mnie zaskoczyła, więc obraz lokuje się gdzieś między czarnym kryminałem (choć jak sobie przypomnę wrażenia z "Sokoła maltańskiego"...) a złym filmem. Najlepsze sceny z greckim mechanikiem samochodowym. Va-va-poom. Bo przecież w gruncie rzeczy to znakomity klasyczny do bólu kuriozalny obraz.


Brak komentarzy: