wtorek, 9 sierpnia 2011

JZTZ, Jelitkowo, 5 sierpnia


piątek, 5 sierpnia

Chyba jesteśmy nieźli, nawet całkiem.
To było jak przedostatnia letnia impreza w kurorcie w Jelitkowie (http://www.santafebar.com).
Ubraliśmy się gustownie, Endriu był w klapkach, na stojaku siatka z biedry, ja wdziałem najlepszy dres, do tego pożyczyłem extra różową obcisłą koszulkę (aż włosy na klacie mi się odciskały) i jechaliśmy zgodnie z planem, a ludzie nas słuchali (= słuchali tekstów), fakt, że w takich przypadkach nie mają wyjścia, ale zdaje się że rozumieli nasz disco-przekaz.
***
Publika dopisała, oprócz tych, którzy siedzieli i stali, sporo przechodniów się zatrzymywało (impreza obok deptaka i ścieżki rowerowej), z tej okazji puściłem swój nowy tekst ("jak tak patrzę, to już widzę, że nasz występ jest wyjątkowy — mamy publiczność").
***
W finale ballady, w której kilkakrotnie pojawia się słowo "kocham" objąłem Endriusa, co wyraźnie go zaskoczyło, ale efekt koncertowy był odpowiedni.
***
Później było after party, które równie mile wspominam, bo Endriu miał zestaw kilku dobrych numerów (z Villas, Rosiewiczem i innymi z retro folderu), rozpoczęły się tańce, impreza się roziskrzała, właściwie brakowało jednej czy dwóch zmiennych, by się zerwać z łańcucha i trwać do świtu, ale było baaaardzo sympatycznie.
***
Byłem współtwórcą miłej sceny przy barze, kiedy wyładowany browarami zmierzałem już do stolika:
— Colę z lodem poproszę.
(uniosłem brew).
No co, jutro idę do pracy, dawno w niej nie byłam.
Hm, w pracy? niemniej, to i tak interesujący wybór.
No dobrze, proszę mi dolać shota z wódki.

Brak komentarzy: