czwartek, 2 grudnia 2010

zima attack!

poniedziałek, 29 listopada, cz. 2

Ze stratą Franka Drebina rozumiem, że ktoś mocniej przeżył śmierć Elvisa niż własnej matki.
***
dĘtysta 2. Lewa dolna. Podczas przeróbki dziura jak w kraterze. Mikrofony kaniony. Ale pogoda była wyjątkowa. Lód na chodniku, jakiś tam mróz oraz okropny wiatr. Nawet czasem nie słyszałem muzyki na słuchawkach. Niesympatycznie.
***
"Holmes" poszedł nam sprawnie. Niemal do końca (smyczki zostały). Oprócz tego banjo wpasowuje się znakomicie. Bardzo charakterystyczny instrument. Piękna płyta będzie. Już popłakuję, jak słucham tych 3 numerów.

wtorek, 30 listopada
Śnieży, nie wieje, ok, ładnie.

Autolux "Transit Transit" (2010) — nie jest ani specjalnie przełomowa, ani bardziej przejmująca niż "Future Perfect". Zresztą od 2004 roku wypadałoby zademonstrować coś naprawdę dużego. Mamy raczej powtórzenie formuły. Ale "Census" zelektryzował mnie jak żaden numer w ciągu kilku ostatnich lat. Nic to, że to lepiej nagrane Sonic Youth. Ale może właśnie to jest to, czego im zawsze brakowało.
***
Dzisiaj do 18:30. Jakoś tak zeszło, że nawet gołych bab nie pooglądałem. Z Johnym odrobiliśmy pracę domową, umiemy zagrać 5 numerów. Na początek może być.

Forbidden Planet (1956) — to nawet tak przy okazji Leslie Nielsena (pierwszy z prawej). Poważne s-f z dużym budżetem. Na razie intrygujące. A potem byłem już poważnie zmęczony.

środa, 1 grudnia
Pierwszy prawdziwy mróz. Mogło być spokojnie -13. Ostro. Dobrze. Teraz każda wyższa będzie wydawać się zbawieniem.
***
Od obiadu do obiadu przeczytałem październikową "Lampę" niemal od deski do deski (opuściłem trochę wierszy i teatru). Mam teraz lepsze zdanie (nawet jeżeli Masłowska była tendencyjna i wybrała sobie łatwy temat do żartów), recenzje tomików poezji i książek (szczególnie tych złych) podobały mi się ze względu na ton, pozostałe (teoria, komiks) ze względu na treść, jak zawsze zajmujący przegląd czasopism (nie wiem, jak można tyle wchłonąć) (ale ja rzadko czytam) oraz kilka innych drobiazgów.
***
"Harry Potter and the Deathly Hallows: Part I" (2010) to tak jak słuchanie Pearl Jam — Backspacer (2009). Jestem poważnie rozczarowany jakością obrazu (HD!?!) w kinie. Nawet wobec naszej najzwyczajniejszej karty laptopowej. (wydaje się, że było i tak lepiej, niż podczas projekcji nie-HD). Podsumowując, Emmie Watson dobrze w nowej fryzurze:


Brak komentarzy: