poniedziałek, 11 stycznia 2010

ŚNIEŻOWIEC

poniedziałek, 11 stycznia

15/30 rzutów, 8 przechwytów, 5 asyst, 4 straty, 3 zbiórki i nadwerężona stopa, bo depnąłem na piętę Michała, no i gdyby nie to, to byłoby fajnie.

W sobotę się "kurowałem", to znaczy nigdzie nie łaziłem. Nawet mi dobrze szło z poprawianiem wokali do ITNON, kiedy Jurek pożyczył lapsa na imprezę dla dzieciaków, co mi rozwaliło przedpołudnie, ale przez to nadrobiłem z robotą z roboty. A ponadto zabawiałem się w opisywanie zestawu wszystkich nowych filmów i meczów z NIM. Nawet do obiadu oglądaliśmy jakiś mecz z bardzo dawnych czasów, kiedy koszykarze chudzi jak zapałki biegali w przykrótkich spodenkach.
Zrobiliśmy krupnik, co oznacza, że umiemy już kolejną zupę. Pyszczku robiło robotę, a ja zalegałem właściwie.
***
Strange Days (1995) miał dobry pomysł wyjściowy, niby cyber-punk, ale w sumie to przeciętny sensacyjniak z tego wyszedł.

Podobnie było z War (2007) z Jasonem Stathamem i Jetem Li, ale tu wiedzieliśmy czego się spodziewać przecież.

Więc w niedzielę obejrzeliśmy Grease (1978) i to był rewelacyjny pomysł.

Pyszczku robiło robotę ponownie, więc uznałem, że muszę skorzystać z takiego śniegu i pokuśtykałem sobie po parku, aczkolwiek baterie w aparacie siadły od razu. No i słońca nie było.
Trudno sfilmować głębokość śniegu.
Potem zająłem się wtyczkami VST, które kitram od roku, a których nie używałem — solidnie przygotowuję się do miksowania ITNON.
***
Teraz z czystym sumieniem mogę napisać — takiej zimy nie pamiętam! Czyli witajcie wspomnienia z dzieciństwa!
Na dobre zaczęło padać w sobotę, ale wiązało się to z bardzo silnym wiatrem, więc pogoda była niewyjściowa. W niedzielę było podobnie, ale wiatr nieco zelżał, no i zaspy za oknami zaczęły wyglądać imponująco. Więc kiedy dzisiaj rano przedzieraliśmy się przez śniegi (miejscami dziewicze), było prawdziwie zimowo, super i bombowo. I tak byliśmy niemal pierwsi w robocie.
Póki co, mrozik trzyma, a śnieg wciąż pada. Bestia.

stąd:

Brak komentarzy: