czwartek, 20 marca 2008

wtorek

Ale niesamowita zima się zrobiła. Nawet foty trzaskałem w drodze do pracy. Ulice kompletnie zakorkowane. Byliśmy jedyni w pracy. Wydrukowałem sobie "Powstanie 44" Davisa. A co tam. Nikogo prócz nas nie było w zasięgu wzroku.

Dziwna sytuacja na łonie robotniczym. Teoretycznie prawie nie mam co robić, ale nie mam się do kogo zwrócić o robotę, bo nikogo nie ma. Czary. (a punkty lecą) (walić punkty, ciśnienie skoczyło pod drukowanie, zima jest fantastyczna, napadało mnóstwo śniegu, którego zaraz nie będzie). Będzie totalna chlupa.


Boston Celtics zakończyli serię 22 zwycięstw Houston Rockets. To druga najdłuższa taka seria w historii — po Lakers z Jabbarem. W ogóle ten sezon jest niesamowity. Doprawdy. Ale za długo by o tym pisać. Ledwo nadążam kopiować notki do pliku notatnika. Sezonu 2006-2007 jeszcze nie doczytałem.

Aż się nabuzowałem energią z samego rana w wyniku tych pogodowych zawirowań i nieobecnością pracy w pracy. Prawie 9, niewiele osób pojawiło się w robocie.




Wieczór bez zmian. Zapisaliśmy się do przychodni na naszej Oruni Południe. Od razu na wizytę u lekarza na czwartek na 17. Serial "Czterej pancerni i pies" nie mieli na mnie żadnego sentymentalnego wpływu w porównaniu z Hansem. To jednak słaby film był. Kto wie, czy tylko Marusia nie była ładna, a najlepszą rolę miał Szarik.

Później czasu raczej nie marnowałem, zrobiłem "Walijski topór" miks i poważnie napocząłem "Bu tu bu". Mam nadzieję, że w końcu zbliżam się do sfinalizowania tej kwestii. Ostatnio coraz bardziej pociągają mnie miksy "miasto destroy columbus duo" (vel. "columbus made by miasto 1000").

Brak komentarzy: