wtorek, 26 listopada 2013

Wakacji dzień jedenasty



sobota, 12 października

My Drogi i Miłościwie Nam Panująca odkrywamy, że znowu miałem rację.

Mieliśmy się nie przemęczać. Więc wyszliśmy na cały dzień z domu. Najpierw metrem do ronda, aby zobaczyć stadion z dala. Następnie kawałek ulicą i już ją widzimy: jednostkę mieszkalną Le Corbusiera. Z początku może ten betonowy blok z kolorowymi fragmentami nie ma w sobie wiele wyjątkowego, ale widok z tarasu na 9. piętrze wszystko rekompensuje. Wszystko. A jaka szybka winda. Mnóstwo zdjęć.

 
 
 

Potem idziemy idziemy idziemy i idziemy. Minąwszy duży sklep jednak zdecydowaliśmy się na mniejszy, żeby mieć zapas jedzenia i alkoholu (ja). Trafiamy w końcu do parku Borely (wciąż żegnamy się widokiem jednostki z daleka, papa). Jest i ogród botaniczny, jest dzień wolny z japońskim pospołu, no i wstęp wolny, patrzymy, chodzimy, jest przyjemnie i roślinnie.

 
 
 
 

Widzimy pływające klomby w dużej części, jest i pałac, z fontanną, jest wiele kolorowych par młodych na sesje zdjęciowe. Park wyobraźni, deser smakowity, bułki z rodzynkami również. Wieńczymy nasz wyjazd przechadzką tą samą ulicą, którą zmierzaliśmy z plecakami na plażę. Urocza pętla.


Ostatnie widoki na port, dworzec, miasto, jeszcze słonecznie, Arabi grupowo oglądają na ulicy mecz Algierii z Burkina Faso w el. do MŚ 2014. Koloryt lokalny.


Wracamy, jemy, pijemy, pakujemy się, nastrój mam wyjazdowy, ale pocieszam się zadowoleniem z opróżnienia zapasów, idealnym zmyciem płyty kuchni indukcyjnej.


Krótka noc przed nami, długa podróż, szkoda wyjeżdżać, ale szczęśliwie to wszystko wyszło. Trochę snu.



Brak komentarzy: