wtorek, 8 października
My Drogi i Miłościwie Nam Panująca odkrywamy, że w pół godziny można dojechać do AIX-EN-PROVENCE, wciąż trwa lato, dzisiaj też mniejsze, przez cały dzień chodzimy aż do zdarcia, ale udało się niemal całkowicie zwiedzić miasto i zdążyć w dobrym stanie do domu.
Pobudka o 8:30 — nawet ja nie byłem wyspany. Mamy tyle serów, że nie zdołałem ich zliczyć. Jedzenie na cały dzień wyliczyliśmy sobie doskonale. Dzisiaj w planach tyle atrakcji, że chyba oszaleję. Jeden autobus w jedną stronę 5,40E. Magazyn Książki wciąż bardzo ok.
Pierwsza niespodzianka na mieście: targ z ciuchami — zawsze miło. Stare miasto już uśmiecha się do nas fontannami i starymi uliczkami w porannym, dość jaskrawym słońcu. Pierwszy kierunek wycieczki to Musee Granet: druga część wystawy Le Grand Atelier du Midi: De Cezanne a Matisse (część marsylska: de Van Gogh a Bonnard). Tym razem ciut taniej (bo łączony): 2 x 9E. Ta część chyba mniej ekscytująca, ale był bonus w postaci Dalego — mistrzostwo.
My Drogi i Miłościwie Nam Panująca odkrywamy, że w pół godziny można dojechać do AIX-EN-PROVENCE, wciąż trwa lato, dzisiaj też mniejsze, przez cały dzień chodzimy aż do zdarcia, ale udało się niemal całkowicie zwiedzić miasto i zdążyć w dobrym stanie do domu.
Pobudka o 8:30 — nawet ja nie byłem wyspany. Mamy tyle serów, że nie zdołałem ich zliczyć. Jedzenie na cały dzień wyliczyliśmy sobie doskonale. Dzisiaj w planach tyle atrakcji, że chyba oszaleję. Jeden autobus w jedną stronę 5,40E. Magazyn Książki wciąż bardzo ok.
Pierwsza niespodzianka na mieście: targ z ciuchami — zawsze miło. Stare miasto już uśmiecha się do nas fontannami i starymi uliczkami w porannym, dość jaskrawym słońcu. Pierwszy kierunek wycieczki to Musee Granet: druga część wystawy Le Grand Atelier du Midi: De Cezanne a Matisse (część marsylska: de Van Gogh a Bonnard). Tym razem ciut taniej (bo łączony): 2 x 9E. Ta część chyba mniej ekscytująca, ale był bonus w postaci Dalego — mistrzostwo.
Wystawa stała nie zawiera specjalnych słodyczy, ale taki Ingres potrafi zaskoczyć, ale spędziliśmy tam niewiele czasu, podobnie jak nie zaglądaliśmy do lokalnego oddziału muzeum z nazwiskami XX wieku, bo już za wiele sztuki naraz, tam zapewne pojedyncze egzempla były. W miasto!
Jemy obok muzeum i kościoła Saint-Jean de Malte z XII wieku. Wcześniej widzieliśmy Place des 4 Dauphins i fontannę z 1667 — śliczna, jakby włoska. Law Courts z 1832, fasada kościoła La Medeleine (XIX w.), Place des 3 Ormeaux i fontanna (XVII w.). Fontann ci tutaj dostatek, ponadto wiele ekskluzywnych sklepów, wreszcie ładnych wystaw, pełno kawiarenek i kafejek, ładnie, czysto, biali ludzie, turyści z mapkami — to się zwiedza! Szwendamy się świetnie dalej.
Rewelacyjny Place d'Albertas z fontanną (1862 r.), barok i rokoko z 1754, obok muzeum Historii Naturalnej (1672 r.) z dinozaurzymi fosilami (nie wchodzimy), kościół Saint-Esprit (XVIII w.) wyłożony wykładziną, stary, szary, odłażący, szeroka nawa główna, miły i ciepły (światło przez witraż).
Kolejny powód do zachwytu: kina le Mazarin, le Renoir i le Cezanne. Obszerny repertuar, filmy w oryginalnych językach z napisami, kilka tytułów do zapamiętania, stare budynki, plakaty w starej formie, do tego opisy i recenzje w gablotach, tylko cena nieco za wysoka (9,80E), tylko przed południem 6,50E.
Jemy ponownie na Cours Mirabeau, z fontannami (Rotonde — 1860 r., 9 Cannons — 1691 r., Hot Water — 1734 r. 18 stopni, King Rene's — 1819 r.), potem już ostateczny marsz w górę miasta: Town Hall (1670 r.) — weszliśmy, był lew, i zdjęcie lwa z lwem, żółty korytarz, bose żółte, całe miasto było właściwie żółte, może prócz kibla; kupno ślicznej pocztówki za 0,5E, Former Corn Exchange (1761 r.) — Rhone i Durance, któreś z nich z nóżką, zegar astronomiczny (1661 r.), Town Hall Square i fontanna (1756 r.), Estienne de Saint-Jean Museum (XVII w.), Archbishop Palace (1650-1730), obok w ogródku ciucholand, Saint-Sauveur Cathedral (V-XVII w.) ze zjawiskową chrzcielnicą, piękną fasadą. Place de Cardeurs — całkowicie we włoskim stylu.
Kolejny powód do zachwytu: kina le Mazarin, le Renoir i le Cezanne. Obszerny repertuar, filmy w oryginalnych językach z napisami, kilka tytułów do zapamiętania, stare budynki, plakaty w starej formie, do tego opisy i recenzje w gablotach, tylko cena nieco za wysoka (9,80E), tylko przed południem 6,50E.
Jemy ponownie na Cours Mirabeau, z fontannami (Rotonde — 1860 r., 9 Cannons — 1691 r., Hot Water — 1734 r. 18 stopni, King Rene's — 1819 r.), potem już ostateczny marsz w górę miasta: Town Hall (1670 r.) — weszliśmy, był lew, i zdjęcie lwa z lwem, żółty korytarz, bose żółte, całe miasto było właściwie żółte, może prócz kibla; kupno ślicznej pocztówki za 0,5E, Former Corn Exchange (1761 r.) — Rhone i Durance, któreś z nich z nóżką, zegar astronomiczny (1661 r.), Town Hall Square i fontanna (1756 r.), Estienne de Saint-Jean Museum (XVII w.), Archbishop Palace (1650-1730), obok w ogródku ciucholand, Saint-Sauveur Cathedral (V-XVII w.) ze zjawiskową chrzcielnicą, piękną fasadą. Place de Cardeurs — całkowicie we włoskim stylu.
Ostatnim rzutem do Thermes Sextius (pewnie w środku antyczne rzymskie) oraz Vendome Pavilion (1655 r.) z francuskim ogrodem — ładne zdjęcia. Byliśmy również na poczcie i do pocztówki zakupiliśmy znaczek w automacie. No to teraz czeba będzie pocztówkę wypełnić. Do autobusu, jedziemy i do domu. No i jeszcze zakupy speculos + cydr zrobione — jesteśmy już wyszykowani prawie na cacy. Kolacja bardzo dobrze, a cydr z likierem z czarnej porzeczki (creme de Cassis) miecie.
Z Ekzę wysłałem pocztówkę. Bo to śliczne miasto jest. Żółte takie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz