poniedziałek, 23 lipca 2012

głaszcze i dotyka



17 lipca, wtorek

My i Miłościwie Nam Jaśniejąca uraczyliśmy się chłodną aurą w okolicach Malczewskiego, tego, który musi na nas jeszcze poczekać. A róże, psze pani, jakieś takie nieatrakcyjne.

Tradycyjną tematykę pomijam, rozwijam ją na co dzień, i, boże!, nie wspominaj mi o newsletterze. Film okazał się wygadany, kuriozalny (ponownie) i wart uwagi. Nie jest to co prawda rozpasana przygodówka, od tego jest "Creature from the Black Lagoon" (1954), ale miło było sobie przypomnieć. Ach, no i oczywiście nastrój i klimat dworku Sierakowskich nie nadaje się do tego typu projekcji. Właśnie — dlaczego ja nie znam zakamarków Sopotu? Nie wiem też, czy Franciszkowi Mamuszce należy się jeden odcinek. Co prawda spędzam z nim śniadania i lancze ("ja to się boję rozmawiać z tobą w kuchni"), ale skoro ma już własny tramwaj, to może odcinek mu niepotrzebny? Zwłaszcza, że i tak najlepsze co miał, to przepisał od Wiecha. A o innych smaczkach informowałem na bieżąco. Mam niejakie wrażenie, że gdyby Franciszek Mamuszka nakręcił film, to byłby równie poważny jak film Eda Wooda.
 
Zaś nowoczesne musicale się nie nadają. Więc może masz rację, że jeszcze nie dorosłeś do tego, bo klasyka się jednak lepiej sprawdza. "Nie umiem stepować, nie znam węgierskiego, nie jeżdżę na nartach. Nie muszę się za to ograniczać w jeździe na rowerze, języku francuskim i filmach z Gene’em Kellym". "Początek trzeciego zdania do zmodyfikowania". Tak, wiem, tu nie ma trzeciego. Zagadka taka. Czytać jak poezję. Abstrakcyjną.

Glen or Glenda (1953)
Chicago (2002)

==============================

18 lipca, środa

Pasjonująca lektura została zakończona późnym wieczorem dnia poprzedniego. Pokolorowanie rysunków na cacy. Dzień z serii irytujących, więc nie pozostało nic innego jak zajrzeć do arcydzieł światowego malarstwa (przypadkiem) i fałszywych kabanosów drobiowych (również przypadkiem, bo ostatnio nie było). Na szczęście obyło się bez ofiar. Do tego są: pomidor, papryka zielona (szt. 1) (bo dwie tu już baaardzo dużo), długa bułka raz i dwa (teraz już raz), boczek, który wysmarował wszystko, potrawka, nektarynki i inne.
 
No, powiedzmy szczerze, w zimnej piwnicy nie znalazłem się w nastroju skowronkowym. Ale: zjadłem bułkę, kiełbaskę, postałem chwilę w tym hałasie, pogadałem zwięźle, potem się zabrałem do pracy i było nawet wesoło.

Potem poszliśmy z Wojtem na stare schody na Niedźwiedniku i było już gites. Po całości.

Potem w sumie nie szkodzi, iż miast szamponu był balsam do włosów. W końcu nikomu głowy za to nie urwę. No i początek filmu nie zawiódł. Mniam.

Nicholas J. Karolides, Margaret Bald, Dawn. B. Sova, 100 zakazanych książek. Historia cenzury dzieł literatury światowej

Sonic Youth — A Thousand Leaves (1998) — w okolicy wszystkich innych zawitało na nowo. I cieszy. Solidny kawał płyty na wysokim poziomie.


Brak komentarzy: