sobota, 11 czerwca
W samą porę zrobiłem trochę masy na siłce.
Praca fizyczna na świeżym powietrzu to taki topik miastowego inteligencika. Obcowanie z naturą, sielanki, bukoliki, współżycie z owcami. Grunt to dojechać w dobrym towarzystwie prowadząc inteligentną rozmowę: nowe osiedle, ten kawałek drogi znakomity, trzeci filar. Co w takich przypadkach najważniejsze? Słońce — za darmo. Żarcie — za darmo. Piwo — za darmo. Bez oszukiwania: wszystko — tak, tylko w innej kolejności. Póki byli jeszcze goście, zachowywałem pozory, potem rozdziałem się do gaci (świetnie pasowały do grindersów) (dobrze, że to nie były te dziurawe). Studnia tym razem bez szalunku, a z samych kręgów. Szarpanie za wiaderka stosunkowo łatwe (o ile nie spadają komuś na głowę) — technika podciągania po kawałku z blokowaniem o krawędź. Okazuje się (na drugi dzień), że dłonie istnieją. Całe.
Toczenie dwóch dodatkowych kręgów — całkiem zgrane, choć zachodziła obawa, że wytoczą się poza ogrodzenie. Średnia masa ciała każdego z naszej czwórki — dwie małe foki. Ot, rodzina siłaczy. Wciśnięcie ostatniego na samą górę wymagało samozaparcia. Robota na dole — to była zabawa. W pewnym momencie poziom wody był na tyle wysoki, że sięgał końca kaloszy, które co chwila grzęzły w mokrym piasku (popróbować na plaży), zaś mieszanina wody i piasku sprawiała wrażenie gęstej zaprawy, w którą trudno wbić saperkę, ale już przy "przesypywaniu" do wiaderka wszystko się rozchodziło bokami. Woda okrutnie zimna, do tego leje się z góry (uwaga na wiaderka), a te cholerne kręgi nie chcą opadać.
Owszem, praca łomem przynosi efekty, ale doszło do tego, że te dolne rozeszły się po 5 cm każdy, a ten najwyższy ani drgnie. Niższa technika. 4-5 m. Kask się przydaje. Dwa kroki obok łąka z makami, chabrami i inną kolorystyką. Człowiek nawet nie spodziewa się istnienia takich partii bolących mięśni. Zatem studnio — widzimy się za dwa tygodnie! I lepiej, żeby ci kręgi opadły!
Noo. To jest FILM! Amarcord (1973). Może jestem jeszcze świeży. Może potem mi się przeje. Na razie jestem na kolanach. Śmieję się i płaczę jednocześnie. Na razie jestem na etapie, że jest to skrojone na miarę moich oczekiwań. Szczególnym sentymentem darzę przeżycia młodzieży szkolnej.
— Musollini to ma jaja. Oba!
***
— Dotykałeś się? Czy wiesz, że św. Ludwik płacze, gdy to robisz?
— "Jak można tego uniknąć, gdy się widzi sprzedawczynię w trafice? Jak ksiądz myśli, co przychodzimy oglądać w dzień św. Antoniego?"
Z cyklu z kim wybrać się jogging: (Shione Cooper, Lana Ivans):
W samą porę zrobiłem trochę masy na siłce.
Praca fizyczna na świeżym powietrzu to taki topik miastowego inteligencika. Obcowanie z naturą, sielanki, bukoliki, współżycie z owcami. Grunt to dojechać w dobrym towarzystwie prowadząc inteligentną rozmowę: nowe osiedle, ten kawałek drogi znakomity, trzeci filar. Co w takich przypadkach najważniejsze? Słońce — za darmo. Żarcie — za darmo. Piwo — za darmo. Bez oszukiwania: wszystko — tak, tylko w innej kolejności. Póki byli jeszcze goście, zachowywałem pozory, potem rozdziałem się do gaci (świetnie pasowały do grindersów) (dobrze, że to nie były te dziurawe). Studnia tym razem bez szalunku, a z samych kręgów. Szarpanie za wiaderka stosunkowo łatwe (o ile nie spadają komuś na głowę) — technika podciągania po kawałku z blokowaniem o krawędź. Okazuje się (na drugi dzień), że dłonie istnieją. Całe.
Toczenie dwóch dodatkowych kręgów — całkiem zgrane, choć zachodziła obawa, że wytoczą się poza ogrodzenie. Średnia masa ciała każdego z naszej czwórki — dwie małe foki. Ot, rodzina siłaczy. Wciśnięcie ostatniego na samą górę wymagało samozaparcia. Robota na dole — to była zabawa. W pewnym momencie poziom wody był na tyle wysoki, że sięgał końca kaloszy, które co chwila grzęzły w mokrym piasku (popróbować na plaży), zaś mieszanina wody i piasku sprawiała wrażenie gęstej zaprawy, w którą trudno wbić saperkę, ale już przy "przesypywaniu" do wiaderka wszystko się rozchodziło bokami. Woda okrutnie zimna, do tego leje się z góry (uwaga na wiaderka), a te cholerne kręgi nie chcą opadać.
Owszem, praca łomem przynosi efekty, ale doszło do tego, że te dolne rozeszły się po 5 cm każdy, a ten najwyższy ani drgnie. Niższa technika. 4-5 m. Kask się przydaje. Dwa kroki obok łąka z makami, chabrami i inną kolorystyką. Człowiek nawet nie spodziewa się istnienia takich partii bolących mięśni. Zatem studnio — widzimy się za dwa tygodnie! I lepiej, żeby ci kręgi opadły!
Noo. To jest FILM! Amarcord (1973). Może jestem jeszcze świeży. Może potem mi się przeje. Na razie jestem na kolanach. Śmieję się i płaczę jednocześnie. Na razie jestem na etapie, że jest to skrojone na miarę moich oczekiwań. Szczególnym sentymentem darzę przeżycia młodzieży szkolnej.
— Musollini to ma jaja. Oba!
***
— Dotykałeś się? Czy wiesz, że św. Ludwik płacze, gdy to robisz?
— "Jak można tego uniknąć, gdy się widzi sprzedawczynię w trafice? Jak ksiądz myśli, co przychodzimy oglądać w dzień św. Antoniego?"
Z cyklu z kim wybrać się jogging: (Shione Cooper, Lana Ivans):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz