wtorek, 23 grudnia 2008

pracuś

w czwartek (18.12) Skarbie wymyśliło wyzwanie, czy da radę zjeść całe opakowanie śliwek w czekoladzie — źle się to skończyło

na szczęście w piątek Luis przyniósł słone kraszki oraz kawę i mieliśmy bardzo relaksującą lekcję, nawet lekcje dobrze odrobione (akurat w pracach domowych mamy czas się przygotować, gorzej nam idzie z improwizacją na żywo), naprawdę miło

Lalo Schifrin w dużym wymiarze obecny na uszach podreperowuje moją kondycję — okładka — zawsze chciałem coś w tym typie

zlaliśmy wino aroniowe "light" (niewyciskane), ma bardzo oryginalny smak, zawiera nieco mniej "taniny" (że się tak wyrażę), jest mniej intensywne, ale bardzo przyjemne, w dodatku jeszcze sobie bąbelkowało, podczas gotowania też, dobre i na ciepło i na zimno!

oki, to jeszcze przedświąteczne porządki okładkowe, bo widzę kilka w folderze

rozmroziliśmy lodówkę


w sobotę byłem tytanem pracy, musiałem skoczyć do roboty (w końcu jesteśmy działem służebnym wobec drukarni, a maszyna jak stoi to generuje straty); w drodze powrotnej masarnia, niby zakupiłem wędlinę na święta, ale zapomniałem o obiedzie na dni wcześniejsze, a wędlina przecież może zejść, nic to
potem napełniałem butelki, w garach zagotowałem wody na nowy nastaw, wymieszałem cukier, umyłem lodówkę, umyłem aronie, wycisnąłem je (tym razem taka wersja), załadowałem do butli, zalaliśmy wodą — strasznie pracowity dzień!



Skarbie w tym czasie na mieście kupiło mi kabel jack-jack, zrobiło się już popołudnie, uporządkowałem zestaw gazet, poupychałem je w szafie, pochowałem książki na półkę, lewa strona pokoju na czysto


w niedzielę duże zakupy w lidlu, gotowanie warzyw, Skarbie na basenie, wieczorem na Harrym Potterze zcięliśmy wszelakie warzywa i zmontowaliśmy tradycyjną sałatkę warzywną - śja nie wiem kto coś takiego wymyślił! film zdążył się skończyć



jakieś ponure rzeczy mi się śnią bez sensu ("oddajcie mi mój stojak do gitary!"), ogólnie nastrój przeświąteczny do słów piosenki "mam znowu doła..."



w poniedziałek odrobiłem muzykę z "w tajnej służbie...", zakupiłem kapary, oliwki, wędlinę i masę makową — miałem nawet chwilę na zabawienie się plikami: od zeszłego tygodnia powoli znowu stopa i werbel zaczynają mi dawać radość, "malkmus ska" w wersji z próby daje się obrabiać, perkusja na 4 mikrofony daje radę, więc można pracować, ponowna instalacja "volcano" powiodła się

sie nie chce mi składać żadnych życzeń, mam pomysł na u-retro-wienie "how we get by" — zwyczajnie ulokuję perkusję w jednym kanale

na szczęście w robocie dopiero za tydzień, może przez ten czas kilka gitar będzie za mną


słuchałem — zapamiętałem — powrócę:
Akimbo — Jersey Shores (2008) (Seattle)
Baroness — Red Album (2007) (stoner)


Brak komentarzy: