no to wigilia 34 urodzin w dwójnasób udana (udanie połączyła się z tzw. wigilią firmową), poużywaliśmy sobie, oj poużywaliśmy, na tyle, że swoje urodziny musiałem bardzo oszczędzać żołądek, że o patrzeniu na piwo (a tym bardziej wino!) mowy być nie mogło
w sumie i tak miałem lepiej, bo opróżniwszy się stosownie szedłem spać niemal na czczo i tylko z rana mnie czaszka rypała, zaś Skarbie cały dzień przeleżało w łóżku, ewentualnie udając się na gwałtowne wycieczki do łazienki
ja po bożemu zaliczyłem rano masarnię, bankomat, śniadanie tradycyjne, przygotowałem z biodrówek i szynki danie jednogarnkowe na tydzień (w procesie produkcyjnym na pierwszym etapie mieliśmy coś w rodzaju rosołu — bo nie z kury — więc raczyliśmy się nim przed obiadem), resztę dnia zmarnowałem na heroes (nie miałem melodii do muzyki, odpoczynek uszom się przyda), ale przynajmniej wymyśliłem okładkę dla Wojtka
przegląd tygodnia: o zeszłej sobocie wszyscy chcemy zapomnieć, powiem ku pamięci jedno słowo "yukatan"; niedziela bez zmian, zdaje się oglądaliśmy film "the Onion" — stąd we wcześniejszej notatce ujawniłem moją fascynację zwrotem "Steven Segal is COCKPUNCHER"; film całkiem odjechany, konotacje z Monty Pythonem jak najbardziej na miejscu; całkiem przebojowy zestaw skeczów, jak na amerykanów to wyjątkowo dowcipne i satyryczne ujęcie amerykańskiego stylu życia oraz mediów — niektóre szokujące, ale ogólnie w kwestii przełamywania tabu zdrowe
zaliczyłem dokument o Ronie Jeremym, którego clue było dla mnie, że facet z najbardziej znanym fiutem na ziemi ma niespełnione marzenie, żeby być aktorem w normalnych filmach; kto by pomyślał, gość wydymał takie laski, jakie przeciętny facet może tylko pooglądać na filmach (i to w jakich ilościach!), a czuje się artystycznie niespełniony, bo nikt nie dostrzega jego talentu aktorskiego, takie rzeczy
w poniedziałek robiłem przegląd plików cakewalka, wtorek próba — w miarę udana, w środę nawet nie oglądałem ligi mistrzów (trudno mi uwierzyć, że w tym roku tak bardzo mnie to nie interesuje); w czwartek słuchaliśmy z Wojtasem nagrań w aucie (dzie? w aucie!) — troszkę się podłamałem brakiem sopranów, ale na sprzęcie Michała całość brzmiała jak kryształ — oczywiście nie licząc ogólnego wieśniactwa realizacji i niedającej się zamaskować garażowości (to zastanawiające, że koleś, który od iluś tam lat bawi się muzyką nie chce zrozumieć, że bez studia ani rusz — mówię o sobie); ALE Wojtkowi się podoba, piosenki mają dobre melodie, więc jesteśmy dobrej myśli
wobec takich doświadczeń z odsłuchami, wcale nie jestem przekonany, że chcę kupić aktywne monitory studyjne - ponieważ zdaje się (jak to jest w przypadku kolumn Endriusa i Michała), że bardzo dobrze słyszany dźwięk "oszukuje" podczas pracy i może się okazać, że po przeniesieniu materiału na "zwyczajny" sprzęt, będzie wyraźna strata jakości i "słyszalności"; czyli moja teoria mówi, że jeżeli się napocę i zdołam wycisnąć wszystko czego niezbędnie potrzebuję na moich głuchych, basujących kolumnach — to na lepszym sprzęcie tym bardziej będzie lepiej grać
podsumowań urodzinowych nie będzie, bo mam w dupie: głowa nie boli, zęby leczone regularnie, poważnych problemów ze zdrowiem brak, związek satysfakcjonujący i szczęśliwy, praca blisko, hobby i zajęć będę miał aż do emerytury, a więc hulaj dusza, piekła nie ma!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz