wtorek, 30 grudnia 2008

a Ty jakim jesteś smerfem?

29 grudnia 2008, prawie koniec roku


jest relaksująco


przyjdźta do pracy w przerwie międzyświątecznej i puśćta se "Lalo Schifrin — Samba para Dos" (1963)


wigilia taka nie była, wstałem w takim nastroju, że ni chuja, ani bombek, ani choinki mogło nie być; we wtorek poprzedniego dnia kupiliśmy co prawda choinkę (Skarbie stargowało na 25 zeta) i karpia, którego ubilim tasaczkiem (krew mnie aż trysła na czoło ładnie)
zabrałem się za szczotkowanie dywanu, to mi trochę przeszło, tyle dobrego z tej wigilii, że zapuściłem trzy zestawy i przeniosłem je na kasetę (m.in. miks muzy Barry'ego z wczesnych bondów) — będzie czego słuchać na uszy
ogólnie w święta trochę przynudziło, ale nawet nie na tyle, żebyśmy szukali rozrywki w oglądaniu filmów na kompie; Skarbie zrobiło pysznego karpia po chińsku, pierwszego dnia kurczak na puszce od piwa, drugiego lazania ze szpinakiem (mięso też, rzecz jasna); matula przeziębiona, ale podejrzewam, że jej niemrawość nie wynikała tylko z choroby, tylko z ogólnego stylu bycia — po prostu siedzi (to chyba już tak do końca będzie)
w pierwszy dzień świąt bujnęliśmy się piechotą na Kowale do Drabentów, Karolina pokazywała hasła z kalamburów, piliśmy porto z biedronki — było przyjemnie; na drugi dzień zrobiliśmy tradycyjną przechadzkę na Orunię Dolną - kolejnych domów ubyło; teraz jeszcze bardziej wygląda to na rupieciarnię, a mi się później ponownie śniła stara chałupa i piwnica starego Węsierskiego, który w swojej piwnicy miał mały warsztat i często tam przesiadywał - to dawno musiało być, bo stary Węsierski nie żyje od czasów mojej podstawówki
w sobotę (27.12) wypad po kapustę kiszoną (choć w lodówce mamy jeszcze obiadów na 3 dni), gazetę tv (no dobra, z dodatkiem kulturalnym) i leżakowanie - zrobiłem jedną robótkę pracowniczą, oraz obcykałem bas do "malkmusa-ska" — prawdopodobnie zostawię go w wersji z karty (choć przester z pieca brzmi niezwykle oryginalnie — pewnie dla wielu byłby trudny do uzyskania; ale sporo zamula)


jeszcze w piątek oglądaliśmy "Powrót Jedi" - Skarbie odpadło, a ja jeszcze obejrzałem "wielki mecz" Gortata — ok, statystyki robią swoje, ale trzeba uczciwie przyznać, że jest trochę drewniany, może nie tak bardzo jak Scalabrine (vide Celtics), ale do Biedrinsa już dużo mu brakuje — widać, że Liwtin (bodaj) porusza się sprawniej, bardziej gibko, ponadto posiada zestaw zagrań wybitnych z umiejętnością improwizacji, ogólnie ma więcej drygu do piłki; więc kibicujmy Gortatowi, ale nie oczekujmy zbyt wiele
jakim jesteś smerfem? — to taka zabawa z pamiętników dla piewrszych klas podstawówkimy zagraliśmy w gwiezdne wojny: Skarbie — Hanem Solo, ja żółtym blaszakiem — może nie dlatego, że zna 6 milionów języków (bo ja radzę sobie tylko z dwoma = 1 + 0,5 + 0,5), ale raczej odpowiada mi jego istota; scena z filmu, jak dwa roboty pukają do metalowych odrzwi na pustyni, po małym stukaniu nic się nie dzieje, wobec czego C-3PO mówi: "dobra, nikogo nie ma, wracamy"

w sobotę oglądaliśmy już "normalny" film "Angielska robota" — sensacyjny kryminał o historyjce z lat 70, co jak co, ale Angole umią robić kryminały, szczególnie jak gra w nich Jason Statham — było fajnie
z nowym filmem Nicolasa Cage'a ("ostatnie zlecenie" — Bangkok coś tam) już nie byo fajnie, ogólnie mało wiarygodnie, a nawet nużąco pod koniec, o bzdetach z narracji nie ma co wspominać, za to zaczęliśmy oglądać jakiś drastyczny obraz w formacie dramatu obyczajowego, którego fabuła z początku wydaje się mocna (Val Kilmer gra złego — swoją drogą, jakoś tak zniknął z szerokiego świata naszych kolorowych czasopism)


jeszcze zacząłem sobie oglądać mecz Celtics-Utah, momentami grali porywająco, ale Jazz (Sloan już taki siwiuuuutkiiii) to nie jakieś parówki, trzymają bliski dystans

odsłuchuję melodie z "Indiany Jonesa", John Williams za temat ma bardzo dobrze, ale reszta to raczej ilustracyjne wypełniacze na orkiestrę, bez obrazu ciężko się tego słucha

wtorek, 23 grudnia 2008

pracuś

w czwartek (18.12) Skarbie wymyśliło wyzwanie, czy da radę zjeść całe opakowanie śliwek w czekoladzie — źle się to skończyło

na szczęście w piątek Luis przyniósł słone kraszki oraz kawę i mieliśmy bardzo relaksującą lekcję, nawet lekcje dobrze odrobione (akurat w pracach domowych mamy czas się przygotować, gorzej nam idzie z improwizacją na żywo), naprawdę miło

Lalo Schifrin w dużym wymiarze obecny na uszach podreperowuje moją kondycję — okładka — zawsze chciałem coś w tym typie

zlaliśmy wino aroniowe "light" (niewyciskane), ma bardzo oryginalny smak, zawiera nieco mniej "taniny" (że się tak wyrażę), jest mniej intensywne, ale bardzo przyjemne, w dodatku jeszcze sobie bąbelkowało, podczas gotowania też, dobre i na ciepło i na zimno!

oki, to jeszcze przedświąteczne porządki okładkowe, bo widzę kilka w folderze

rozmroziliśmy lodówkę


w sobotę byłem tytanem pracy, musiałem skoczyć do roboty (w końcu jesteśmy działem służebnym wobec drukarni, a maszyna jak stoi to generuje straty); w drodze powrotnej masarnia, niby zakupiłem wędlinę na święta, ale zapomniałem o obiedzie na dni wcześniejsze, a wędlina przecież może zejść, nic to
potem napełniałem butelki, w garach zagotowałem wody na nowy nastaw, wymieszałem cukier, umyłem lodówkę, umyłem aronie, wycisnąłem je (tym razem taka wersja), załadowałem do butli, zalaliśmy wodą — strasznie pracowity dzień!



Skarbie w tym czasie na mieście kupiło mi kabel jack-jack, zrobiło się już popołudnie, uporządkowałem zestaw gazet, poupychałem je w szafie, pochowałem książki na półkę, lewa strona pokoju na czysto


w niedzielę duże zakupy w lidlu, gotowanie warzyw, Skarbie na basenie, wieczorem na Harrym Potterze zcięliśmy wszelakie warzywa i zmontowaliśmy tradycyjną sałatkę warzywną - śja nie wiem kto coś takiego wymyślił! film zdążył się skończyć



jakieś ponure rzeczy mi się śnią bez sensu ("oddajcie mi mój stojak do gitary!"), ogólnie nastrój przeświąteczny do słów piosenki "mam znowu doła..."



w poniedziałek odrobiłem muzykę z "w tajnej służbie...", zakupiłem kapary, oliwki, wędlinę i masę makową — miałem nawet chwilę na zabawienie się plikami: od zeszłego tygodnia powoli znowu stopa i werbel zaczynają mi dawać radość, "malkmus ska" w wersji z próby daje się obrabiać, perkusja na 4 mikrofony daje radę, więc można pracować, ponowna instalacja "volcano" powiodła się

sie nie chce mi składać żadnych życzeń, mam pomysł na u-retro-wienie "how we get by" — zwyczajnie ulokuję perkusję w jednym kanale

na szczęście w robocie dopiero za tydzień, może przez ten czas kilka gitar będzie za mną


słuchałem — zapamiętałem — powrócę:
Akimbo — Jersey Shores (2008) (Seattle)
Baroness — Red Album (2007) (stoner)


poniedziałek, 22 grudnia 2008

Nigella Lawson

większości chłopców (w tym ja) wydaje się, że Nigella składa się jedynie z drugiej połowy ciała
są szczęśliwcy, którzy w jednym z programów widzieli ją w szlafroku

gdyby nie szlafrok, można by sądzić, że ten szczodrze wyposażony korpus porusza się jedynie na blacie stołu

ale cuda w naturze oglądamy na animal planet

więc boska Nigella ma również nogi

może małe zbliżenie

no to pozostaje nam życzyć smacznego!

piątek, 19 grudnia 2008

węszył słomę w kłodach żalów

w zeszły poniedziałek (15.12) usłyszałem pliki do "swelli" i nie mogłem przez to spać, nerw mi skoczył, machnąłem 40 pompek i nawet nie obejrzałem bonda
zostało tylko wspominkowe zdjęcie

no i muzyka z filmu

wtorek, przyjemny nastrój utrzymujący się od piątkowego wieczoru prysł również w pracy, błędy za błędami się posypały; próba dosyć wyjątkowa, zebrałem perkę na 4 mikrofony oraz bas i gitarę nicolasa — zobaczymy co się da z tego wyczyścić


we środę odwiedził mnie Tomek — tradycyjnie dokonaliśmy wymiany towarowej; we właśnie czytanej przeze mnie LnŚ jest jedno jego tłumaczenie Nervala, krótka analiza tegoż i mega art o tłumaczeniach Queneau — ależ tam po nich pojechał! (no dobra, czepiał się trochę)

czwartek, 18 grudnia 2008

Marcin Gortat gra w nba

gorata zagrał na double-double
wszędzie były te same foty, więc wklejam ku swej potomności

i jeszcze statystyka


stąd:
nba.cdn.turner.com/nba/big/leaguepass/2008/12/15/0020800359_800.flv

zaciągnąłem sam mecz w flv, ale jeszcze nie oglądałem, heh

środa, 17 grudnia 2008

ta dam!

na razie wszystko wskazuje na to, że mamy okładkę


wtorek, 16 grudnia 2008

34

no to wigilia 34 urodzin w dwójnasób udana (udanie połączyła się z tzw. wigilią firmową), poużywaliśmy sobie, oj poużywaliśmy, na tyle, że swoje urodziny musiałem bardzo oszczędzać żołądek, że o patrzeniu na piwo (a tym bardziej wino!) mowy być nie mogło
w sumie i tak miałem lepiej, bo opróżniwszy się stosownie szedłem spać niemal na czczo i tylko z rana mnie czaszka rypała, zaś Skarbie cały dzień przeleżało w łóżku, ewentualnie udając się na gwałtowne wycieczki do łazienki

ja po bożemu zaliczyłem rano masarnię, bankomat, śniadanie tradycyjne, przygotowałem z biodrówek i szynki danie jednogarnkowe na tydzień (w procesie produkcyjnym na pierwszym etapie mieliśmy coś w rodzaju rosołu — bo nie z kury — więc raczyliśmy się nim przed obiadem), resztę dnia zmarnowałem na heroes (nie miałem melodii do muzyki, odpoczynek uszom się przyda), ale przynajmniej wymyśliłem okładkę dla Wojtka

mam już pomysły realizacyjne na "słellę", o ile wszystko się sprawi, w poniedziałek ją odbiorę

przegląd tygodnia: o zeszłej sobocie wszyscy chcemy zapomnieć, powiem ku pamięci jedno słowo "yukatan"; niedziela bez zmian, zdaje się oglądaliśmy film "the Onion" — stąd we wcześniejszej notatce ujawniłem moją fascynację zwrotem "Steven Segal is COCKPUNCHER"; film całkiem odjechany, konotacje z Monty Pythonem jak najbardziej na miejscu; całkiem przebojowy zestaw skeczów, jak na amerykanów to wyjątkowo dowcipne i satyryczne ujęcie amerykańskiego stylu życia oraz mediów — niektóre szokujące, ale ogólnie w kwestii przełamywania tabu zdrowe

zaliczyłem dokument o Ronie Jeremym, którego clue było dla mnie, że facet z najbardziej znanym fiutem na ziemi ma niespełnione marzenie, żeby być aktorem w normalnych filmach; kto by pomyślał, gość wydymał takie laski, jakie przeciętny facet może tylko pooglądać na filmach (i to w jakich ilościach!), a czuje się artystycznie niespełniony, bo nikt nie dostrzega jego talentu aktorskiego, takie rzeczy

w poniedziałek robiłem przegląd plików cakewalka, wtorek próba — w miarę udana, w środę nawet nie oglądałem ligi mistrzów (trudno mi uwierzyć, że w tym roku tak bardzo mnie to nie interesuje); w czwartek słuchaliśmy z Wojtasem nagrań w aucie (dzie? w aucie!) — troszkę się podłamałem brakiem sopranów, ale na sprzęcie Michała całość brzmiała jak kryształ — oczywiście nie licząc ogólnego wieśniactwa realizacji i niedającej się zamaskować garażowości (to zastanawiające, że koleś, który od iluś tam lat bawi się muzyką nie chce zrozumieć, że bez studia ani rusz — mówię o sobie); ALE Wojtkowi się podoba, piosenki mają dobre melodie, więc jesteśmy dobrej myśli

wobec takich doświadczeń z odsłuchami, wcale nie jestem przekonany, że chcę kupić aktywne monitory studyjne - ponieważ zdaje się (jak to jest w przypadku kolumn Endriusa i Michała), że bardzo dobrze słyszany dźwięk "oszukuje" podczas pracy i może się okazać, że po przeniesieniu materiału na "zwyczajny" sprzęt, będzie wyraźna strata jakości i "słyszalności"; czyli moja teoria mówi, że jeżeli się napocę i zdołam wycisnąć wszystko czego niezbędnie potrzebuję na moich głuchych, basujących kolumnach — to na lepszym sprzęcie tym bardziej będzie lepiej grać

podsumowań urodzinowych nie będzie, bo mam w dupie: głowa nie boli, zęby leczone regularnie, poważnych problemów ze zdrowiem brak, związek satysfakcjonujący i szczęśliwy, praca blisko, hobby i zajęć będę miał aż do emerytury, a więc hulaj dusza, piekła nie ma!

poniedziałek, 15 grudnia 2008

Claudine Auger & Martine Beswick

to w ramach zeszłoponiedziałkowego remanentu, dziś już nowy odcinek, więc trzeba zamknąć temat "thunderball" zanim mi się bałagan zrobi, ot co


nba, sezon 2007-2008 w pigułce

— czy Celtowie dadzą radę? (dali)
— Pau Gasol robi różnicę (+ A. Bunyum) (Lakers)
— Shaq idzie na zachód pograć z Nashem ("widzę waszego Gasola i przebijam jednym Shaqiem) (nie udało się)
— New Orleans Hornets najlepszym zespołem na zachodzie
— zwycięska seria Houston (bez Minga!)
***
w obecnym już sezonie mamy 2 niespodzianki:

— Iverson przeszedł do Detroit za Billupsa — niestety to już jest jego zmierzch (bilans Detroit w meczach z Iversonem 7-8); zaś Denver zaliczają mega występy (już 2 miejsce na zachodzie); wygląda to na podobny manewr, jak w przypadku Nasha i Dallas

— Gortat wreszcie pograł