piątek, 24 października 2008

Otonio

W niedzielę sprawne i szybkie przecedzenie wina aroniowego (nie miażdżyliśmy owoców, zatem rzecz odbyła się w czysto i gładko), za oknem szalał wiatr z deszczem i to właściwie było tyle emocji.
Mogliśmy jeszcze się przekonać, jakk kiepskie i wtóre piosenki wykonuje Amy Winehouse (te z płyty dodatkowej), aczkolwiek stopy i werble zasługują na wsłuchanie się — realizacja bombowa.

Kolejne dwa filmy klasy C: "Shutter" — kolejny kiepski remake tajlandzkiego horrou, w którym fabuła została zredukowana do collegowej historyjki (w końcu grał tam chłopak z "Jeziora marzeń) ("jęzor marzeń" brzmiałby lepiej) i kilku powtarzalnych efektów dźwiękowych oraz "Doomsday" — kiepska fantazja łącząca, że tak się wyrażę Robin Hooda z Madmaxem.

W takim zestawieniu cycki Jenny Jameson (bo okazało się, że to ona "grała" w "Zombie Strippers") zaczęły wyglądać co najmniej budująco (do zapamiętania scena z piłeczkami ping-pongowymi).

Na szczęście jesień dała się uchwycić, wyszedłem dziś z roboty o 12 i było pięknie. Na uszach KT Tunestall, Last Days of April oraz Presidents of the U.S.A., uzbrojony w aparat, zaszalałem w pobliskim parku zbierając obrazy takie same jak co roku, ale jednak radosne z okazji tej niepowtarzalnej okazji.

Było czadowo. Wzruszyłem się niepomiernie. Czad, czad i jeszcze raz czad.

W domu w ramach spędzania wolnego czasu zmyłem podłogę w kuchni, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę, że wykręcanie szmaty przy moich łokciach jest dosyć je nadwerężające. A taki pojeb ze mnie.

Obrazem dopełniającym całokształt moich działań było wyciśnięcie klocka, przez co dzień był pełniejszy i wyposażony w różnorodne barwy.

Jeszcze jedno, jak śpiewa Jeremy Enigk (ex-Sunny Day Real Estate), to jestem od razu zakochany, rozkleja mnie tu okolice płuc i zanoszę się łzami.


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Aleś się rozpisał ostatnio i rozfotografował. Nie ma to jak wolny związek ;)

Anonimowy pisze...

A może by Pan tak coś dał ze sportu?
Polecam to:
http://eatliver.com/i.php?n=2781