26 września, piątek
Noooooooo, a potem poszedłem na kosza z roboty, odbiłem się od Kołdysa (jakieś 100 kg i 1,9 m) i spadłem na łokcie.
Cały następny tydzień upłynął mi pod hasłem: "moje oba łokcie".
Piątek wieczorem — nie mogę ich zginać i prostować za wiele — jakieś 60 stopni.
Noooooooo, a potem poszedłem na kosza z roboty, odbiłem się od Kołdysa (jakieś 100 kg i 1,9 m) i spadłem na łokcie.
Cały następny tydzień upłynął mi pod hasłem: "moje oba łokcie".
Piątek wieczorem — nie mogę ich zginać i prostować za wiele — jakieś 60 stopni.
Pojechaliśmy na Stogi, Renia kupiła mi w komórkę na imieniny — Samsung c260? (chyba).
Szwendaliśmy się po lesie w poszukiwaniu grzybów. Coś tam nawet się znalazło. W domciu "star wars: new hope", obiadzik.
Niedziela: powoli się poprawia zasięg ruchu — 90 stopni, zakrzątnąłem się przy śniadaniu — na razie zmywa Renia (farciarz ze mnie). Nawet nie wiem na czym minęła. Zdaje się, że od kilku dni mieliśmy festiwal filmów Carpentera, ale oprócz "Someone's watching me" nic godnego zapamiętania — "Thing" jest niekwestionowanym liderem w jego filmach.
poniedziałek, 29 września
okazuje się, że w pracy trzeba się namachać rękami od cholery — po południu umówiłem się do lekarza POZ, od razu wypisał mi skierowanie do ortopedy, ten ordynus nie chciał mnie przyjąć, ale w końcu zlecił RTG obu łokci — na szczęście mają taki na miejscu (u nas na dzielni byłem)
wtorek, 30 września
pracuję tylko do 12 (ale za tydzień odrabiam te 4 h i pracuję do 20)
RTG ok, tylko ręce nie chcą się ruszać, wizyta kontrolna za 3 tygodnie, do okulisty za miesiąc
próby nie ma — nie pamiętam kto nie mógł
siedzę i rzeźbię w gównie — postanowiłem powyrównywać naszą perkusję do Wojtka — masakra, okazało się, że osłuchaliśmy się z tym, ale nierówno jest jak cholera
to robiłem też w środę, w czwartek wielki odsłuch na kolumnach, przynajmniej efekty pracy słychać, nie ma już powrotu do "naturalnie brzmiącej perkusji" — z dodatkami typu pogłos po prostu brzmi lepiej
piątek, 3 października
odsłuchy i korekcja u Wojtka — 3 numery są prawie ok, na razie odkładamy je na półkę
sobota, 4 października
siedziałem cały dzień na podłodze, ale warto było, 2 numery popchnąłem do przodu, mam coraz nowsze pomysły na brzmienie perki — dzięki temu każdy numer będzie się nieco różnił, więcej przestrzeni wprowadza czytelność do numerów
niedziela, 5 października
zebraliśmy się, i pojechaliśmy na 1,5 godziny do lasu na grzyby na Otomino — niby wszystko przeczesane, a znaleźliśmy sporo podgrzybków typu "zajączki" — w sam raz było do obiadu
oglądaliśmy (jakoś wcześniej) "to nie jest kraj dla starych ludzi" Cohenów — i nie jest to ich najlepszy obraz (czy ja tego już nie pisałem?), początek ekstcytujący, a potem jakoś się wszystko rozwleka
konkludując — filmy, które ostatnio oglądamy (głównie Carpenter) nie zatrzymują nas dłużej niż na czas seansu
poniedziałek, 6 października
w robocie wciąż nerwowo, na tyle, że nawet jak siedziałem do 20, to nie miałem czasu zająć się swoimi sprawami — chała
wtorek, 7 października
próba po dłuższym czasie, przypominanie sobie nowych numerów szło opornie; gra na basie nie sprawiała mi specjalnych dolegliwości bólowych, gorzej z wpinaniem kabli, ustawianiem statywu, zakładaniem gitary, plecaka
wypróbowałem — na razie "na sucho" (bo grałem na basie przecież) mój nowy nabytek:
daje radę, ma moc
na wyraźne zapotrzebowanie mojej lubej wrzucam zdjęcie z dawno zapomnianego kącika — mniam:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz