środa, 17 września 2008

kto się denerwuje, temu się wątroba psuje

piątek, 5 września

poziom nerwów jest subtelny jak wskazówka sekundnika — może się zmieniać z chwili na chwilę — przeradza się w burzę gradową, co oczywiście szkodzi osobom postronnym

kto się denerwuje, temu się wątroba psuje

praca, praca, praca
wieczorkiem "never say never again" cd. 1 - przyganiał kocioł garnkowi w kwestii starości (vide "view to kill" i prawie 60-letni Roger Moore), ale film jest całkiem dowcipny "w starym stylu"


ale Barbara Carrera jest okej

zacząłem miksować resztę columbusa, w tym epickie "alpy" — będą grały rewelacyjnie, aż się nie mogę doczekać, by wrócić do domu i kończyć dzieło

sobota, 6 września

miksowanie, obiad, lidl
potem nieszczęsny występ Polska-Słowenia 1-1 (w necie już wszystko na ten temat napisano, chyba mógłbym być dziennikarzem sportowym - to samo widać, te same wnioski), Leo zachowuje się jak "późny Janas" — asekurancko, bojaźliwie i podejmuje złe decyzje i w dodatku za późno
wieczorem dwa filmy: "sex and breakfast" (znakomita ścieżka dźwiękowa, film śmieszny i gupi)
oraz
"kidulthood" — brytyjska, jeszcze brutalniejsza wersja "kids" — jeżeli choć 25% takich zachowań jest prawdziwe, to dobrze, że nie jestem już dzieckiem; tak czy inaczej — mocny film, fantastyczy żargon brytolski


niedziela, 7 września

pracowity wypad na aronie, trochę smutny, bo koparki zajeżdżają pole aronii (zapewne pod budowę bloku), więc za rok nie będzie co zbierać
na szczęście teraz jeszcze full wypas, owoce dojrzałe, pełne grona, krzaki nieśmigane, przez niepełną godzinę stałem przy jednym i zebrałem chyba z 6 kilo, ogółem (umorusani jak po świniobiciu) zebraliśmy na dwa nastawy, czyli pewnie ok. 20 kilo — w ciągu niecałych dwóch godzin
w domu przecedziliśmy wiśnię — w tym roku będzie genialna (już niemal jest), zlaliśmy jabłko (jakby jechało bimbrem), ale chyba ma moc i niezły smaczek, jesteśmy w trakcie nastawiania aronii — trochę nam zajęło
bałaganiarski mecz siatkówki polska-belgia 3-2, Kubica szósty, wieczorem dokumentalny film hiszpański "mowa ciała", potem hollywoodzka taśmówka w Benem Afleckiem 2 (Ryan Reynolds?) "Definitively, maybe" — straszny banał, ale miło się ogląda

czytam obecną "Kulturę", tekst Pilcha "dwa piwa" dobry, bardzo fajny wywiad z Huelle, mimo że osobiście nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, w dodatku obecnie nieładnie się roztył, to uwagi na temat Bałtyku i Gdańska — rewelacyjne, bliskie i trafne

Brak komentarzy: