poniedziałek, 25 lutego 2008

weekend

Tytuł najzwyklej banalny, tak jak banalne bywają weekendy naszych dorosłych egzystencji.

Nad IDEJĄ bloga jeszcze nie myślałem. Ot, będzie o moich "kuracjach w uzdrowiskach, zimą w Monte Carlo, latem w Bretanii czy Austro-Węgrach. Oczywiście, gdzieś tam zawsze towarzyszą mi dzieci, ale narcyzm wprost będzie się wylewał za każdym razem, kiedy będę chwytał za pióro bądź ołówek; na wszystkich fotografiach dzieci, przyjaciółki czy towarzyszki będą pełnić rolę figurantów tudzież bladego kontrastu" (LnŚ, 9—10/2007, s. 225).

Tak, tak, jako jedna z 2900 osób w Polsce czytam "Literaturę na Świecie" — o ile większości nakładu jednak nie mielą.
Spox, to żaden cymes. Znam takiego co pisze do "LnŚ". Na szczęście też pisze dla Miasta1000Gitar — chwalebne zajęcie. A jakie profity!

Ale do rzeczy, miało być o dużych biustach, ale nie wolno wklejać zdjęć (więc połowę notek mi odpada) (jeszcze nie wiem, jak tam z gejami). Więc weekendowe filmy. Trafiły się niezłe.

Nikotyna (2003), sprawne kino gangsterskie. Spora dawka cynizmu. Niezłe kręcenie. Fajne pomysły.

Fajny — to odpowiedni wyraz. (Nie należy przejmować się kretyńskimi opiniami w komentarzach. Muzyka w tym filmie jest słabawa.)



Nie jest to nowy Ritchie czy Tarantino — ale obejrzawszy bez oczekiwań można się nieźle zabawić. Galeria bardzo wyrazistych postaci. No. A, najpopularniejszy film w Meksyku w 2003.


Małe dzieci (Little Children, 2006)

Jasne, "American Beauty" się kłania. Ale film ma nerw. Trzyma mocno od początku do końca. Kapitalnie kręcony, zdjęcia bardzo mi się podobały, niezłe napięcie (albo na PIĘCIĘ) ferował beznamiętny, niski głos narratora. Ostatnio podobne uczucia wywołał we mnie Allenowski "Match Point" (2005).

A teraz uwaga: filmów nie ogląda się po to, by analizować zachowanie bohaterów, dlaczego zrobili to, czy tamto. Kto się w to bawi jest kretynem. Halo! Te skrypty napisali pan albo pani od scenariusza. A my nie jesteśmy na zajęciach z poetyki. Przecież wiadomo, że gość się wyrypie na ten deskorolce, więc o co cho? Lubimy filmy, bo lubimy filmy. I dlatego jednym z najlepszych na świecie jest "Tylko dla orłów". Nie pomijamy też produkcji typu "Szpiedzy tacy jak my" (było w weekend dla przypomnienia).

Jeśli chodzi o żonę głównego bohatera, to powiedzmy szczerze - nie zwala z nóg. Warto by się bardziej przyjrzeć internetowej koleżance od majteczek, ale nie mogłem zrobić stop klatki, bo oglądaliśmy razem, hje.

Zdjęcia oczywiście WZIEŁEM z netu.

Brak komentarzy: