piątek, 23 grudnia 2011

Z pamiętnika schizofrenika



Śmieszny jestem w swojej dziecięcej oficjalności.

— Dzień dobry — wchodząc do przedziału kolejowego. Bolesne jest starcie realnej osobowości z projekcją, którą sobie roiła. Już nie o fakt nie-bycia geniuszem się rozchodzi, lecz o samą kondycję, która prowokuje, łudzi żeś lepszy, żeś ponad ten tłum, a potem brutalnie cię spycha między niego. Na nic tu wymysły lub widzenie ponad przeciętną lubo bez wywyższania się niesmacznego i pogardy. Ludzki w tym byłem i nie wstydzę się tego, bom człowiekiem był. I dlatego niesprawiedliwość tym większa, że człowieka honoru wiernego upodlono, jak Hioba powleczono, na gnój.

Los złośliwy a może Bóg prawdziwy upostaciowany w osobach złego profesora 1 i złego profesora 2, ustanowił mnie na miejscu dla mnie przeznaczonym. Właśnie tam, w pospólstwie. Nie, nie czuję się dumny, z pokorą chylę głowę, żem nie lepszy, a może nawet (czasami) gorszy; wreszcie dano mi wiedzieć ostatecznie: nie podskakuj, niskiś. Wyższym nie będziesz. Siebie nie przeskoczysz. Ale we mnie żal nieutulony, że w taki to sposób ordynarny a przecież (niby) kulturalny się stało, że niesprawiedliwość wielka, bom w dwójnasób poniżony, nie dość że zredukowany do poziomu (dobry) to jeszcze obniżony wobec ogółu (dostateczny z plusem). A wszystko za pochopną odrobinkę myśli, że choć przez chwilę mógłbym wznieść się ponad byt mój przeciętny. O marność, marność, ani pisarz ze mnie, ani człowiek, i jak tu żyć ze świadomością ciągłą braku (jeszcze trochę panu brakuje) i niedostateczności (no to wszystko jest niewystarczające).

Zdruzgotany jestem i mój światopogląd legł w gruzach, a tychże nie mam już sił ogarniać, świetlista jasność przede mną, ale ja już wolę do niej plecami. Już dość.

JOHANN VREEN, Historye z życia wziente (LastSpring EDITION 1999)

1 by johannvreen

ps. 57,7

Brak komentarzy: