poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Kevin Arnold — Tokyo (1998)


Bo miałem ciekawy weekend.
Bo to był ciekawy rok.
Bo pojechałem do Ameryki.
Bo wtedy słuchałem "OK Computer" przez cały rok, a teraz posłuchałem "The King of Limbs".
Bo nagranie jest w stereo z walkmanowego cudu techniki.
Bo w piątek obudziłem w sobie sentymenty i użyliśmy określenia "Umpagalore 2"!

Po zawirowaniach i burzach za(na)graliśmy znowu razem. Johny gra na dwóch werblach. Po raz w twórczości użyliśmy języka polskiego. Najważniejsze teksty w tym kolejnym etapie Kevin Arnold pisał Johny.
Gdybyśmy się wtedy nie bali grać w duecie, to moglibyśmy być rave'owo-grunge'ową wersją Japandroids 10 lat wcześniej, buchachacha. I to nawet lepszą, bo raz bas, raz gitara — co automatycznie przełamuje przekonanie, że debiutowałem na basie w zeszły piątek. A tak psychiczne ciążenie, że zespół zaczyna się od trzech, zaprowadziło nas w dalsze rejony typowej twórczości hałaśliwo-piosenkowej.
Mamy zatem pierwsze wersji "Farelki" (wtedy miała 3 zwrotki), "Piosenki smutnego samobójcy", "Rosołu przemian" z miłą noise'ową tłuczką na koniec. Najbardziej żałuję, że nie poszliśmy w stronę typowej, extra, nudnej, nawalanki, jakie lubię najbardziej:

Kevin Arnold - Trans Ameryka (1998) by johannvreen

Całość może zwyczajnie kopnięta, z moją nieodłączną specyfiką wokalu, kilkoma bzdurami, w przeciwieństwie do innych "ciekawostek" słucha się z przyjemnością. No, ja na pewno:

http://www.megaupload.com/?d=3FX93NK1

Brak komentarzy: