piątek, 18 lutego 2011

The Blob (1958)


środa, 16 lutego
Dalej nic w sprawie przesyłki. Black Angels — Phosphene Dream (2010) — mocaaarne! H3 w przeciwieństwie do WoG gra się migusiem. Starość? Wolę najgorszy mecz na MŚ niż kolejny klasyk LM. Albo musi być jakiś nerw, czyli np. teraz lech.
***
Lubię stereo. Wobec łatwości obróbki ścieżki stopy i werbla, ciekawszym wyzwaniem staje się dla mnie wycinanie tomów. Przy 4 ścieżkach perkusji możliwości nie ma zbyt wiele, ale zbyt bardzo lubię stereo i te puknięcia w panoramie. Stąd biorę sobie te overheady i wycinam z nich pozostałe słyszalności beczek. Jest to szczególnie ciekawe w przypadku gęstego grania. Ale za to jak pięknie śmigają po skrzydłach. Następny wieczór dopiero jutro.
***
The Tourist (2010) jako pretekst do oglądania Wenecji? Czemu nie. Właściwie wyłacznie.

czwartek, 17 lutego
Trochę nerwów było z rana (w końcu ileż można) i wreszcie. Jest. Wygląda męsko. (mięsko). No. A jaki długi! Pyszczku mi go zaniosła do domu, tam sprawdziłem jego sprawność. Stroi i gra. Będzie ostro.
***
Potem mnie śnięło, tak że nawet nie chciało mi się patrzeć na ten mecz. Zajrzałem do starszych plików i "wściekłość & gniew", choć robiona jeszcze starszą metodą, perkusyjnie wypada nieźle. Ścieżkę perkusji jeszcze zmasakrowałem bitlesowską wtyczką i brzmi prawie jak na nagraniu. W tym czwartkowym zjechaniu początek The Blob (1958) oglądaliśmy niemal przez sen.

I przed snem jeszcze spojrzałem na swój instrument. Jest powód do dumy.


Brak komentarzy: