poniedziałek, 16 sierpnia 2010

nowy kolega

sobota, 7 sierpnia

Miały być golonki, ale skończyło się na harcowym barze. Korzystne było piwo ze wschodu (miętowe, malinowe), pogoda, która nawet nie dokuczała, lody z Misia (popsuły się, sama woda) i miasto w słońcu.
Chodziliśmy, chodziliśmy z matulą i wychodziliśmy. Wieczorem obejrzeliśmy reżyserską wersję filmu "Zodiac". Smakowite. Oczywiście piękny obraz. Sądziłem, że rzecz (ponad 2 i pół godziny) będzie mniej strawna, a tu proszę. Zagrał książę Persji — jakże nie do poznania. Film zaciekawił mnie do tego stopnia, że trawiła mnie pewna ciekawość co do jego zakończenia.

niedziela, 8 sierpnia

Zastała nas nawet wcześnie z domu wychodzących. Pogoda była niepewna. W tv mówią, że jest dynamiczna. W związku z sobotnim maratonem wyruszyliśmy do outletu w poszukiwaniu butów do spinningu. Tychże nie było, ale to to były inne. Zawodowe, skórzane, w zawodowej cenie. Mniam.

Pyszczku jeszcze w sobotę nastawiła pyszną pieczeń, wypas.
***
Muszę dodać, że od kilku dni mam nowego kolegę:
32 presety!
Ale sprawuje się dobrze. Taaaki automatyczny jest. (ale nie pytajcie, dlaczego dwa zdjęcia nie chcą być w poziomie jak pozostałe — to przekracza moje możliwości percepcji).

poniedziałek, 9 sierpnia

007 w poniedziałki się skończyły. Te z Brosnanem są uznawane za coś ekstra i puszczane w piątkowo-sobotnim kinie akcji. Pewnie niedługo powtórka, a potem premiera Quantum. Byliśmy na Kowalach z wizytą rodzinną, gdzie największym wysiłkiem było dostanie się do butelki zbyt dobrze zakorkowanego wina. Pyszczku przez dzień cały miała coś między grypą żołądkową a czymś. Na szczęście po przespaniu 12 godzin do następnego dnia samo przeszło. Ja zaś sprytnie przeglądałem "Quiller mermorandum" z planem na przyszłość. Sza!
***
Z ostatnich zdobyczy jest komentarz do "Moonrakera" oraz "Octopussy". Wszyscy w rodzinie się cieszą.

wtorek, 10 sierpnia

Umówiliśmy się z Wojtem, a ja się ordynarnie spóźniłem. Wróciło ciepło, przerywane opadami deszczu, czasem dość gwałtownego. Wojt przygotował się, czasem nawet zmienił tekst. Ja zapomniałem kabla i pończochy. Udało nam się nagrać wokal chyba do 7 piosenek. Głos ładny. Czasem trwożliwy. W większości nie będzie nakładek — stawiamy na pojedynczy wokal. W kilku niepewnych momentach pracowaliśmy nad melodią i cyzelowaliśmy drobne zjazdy. Poszło sprawnie. Piosenki ładne. Z zachwytami poczekamy do miksowania.

Brak komentarzy: