wtorek, 17 sierpnia 2010

incepcja

środa, 11 sierpnia

Trzeba przyznać, że słoneczny poranek i mgła nie zdarzają się zbyt często razem. W dniu dzisiejszym wyglądało to naprawdę zjawiskowo. Obraz był na tyle rozmyty, co sprawiało wrażenie, że psuje się wzrok. Budynki w oddali wyglądały baśniowo (nie tak ordynaryjnie, jak zazwyczaj).
***
Codziennie zajadamy pyszną pieczeń z ziemniakami i sosem. Niezdrowe, ale smaczne. Trochę się spieszyliśmy, żeby zdążyć kupić bilet na film. Na dopchanie był lód z biedronki. Na mieście pełnia lata. Ludzi raczej więcej niż zazwyczaj. Turystycznie jakoś idzie do przodu.
***
"Inception" (2010) jest właściwie (nie)zwyczajnym sensacyjniakiem z wątkiem miłosnym, gdzie dużą dawkę akcji zawarto w scenach pościgów, bijaktyk oraz strzelanin i wybuchów. Na szczęście posiada ten matriksowski pomysł o alter-rzeczywistości, w tym obrazie doprowadzony niemal na skraj, tych poziomów jest kilka — tzw. kompozycja szkatułkowa. Na drugie szczęście, to właśnie ta pewna komplikacja sprawia, że czeka się choćby na rozwiązanie tego pomysłu. Na trzecie szczęście oglądanie w krewetce w sali numer 1 daje jakiś posmak kina w odpowiedniej jakości: duża sala i duży ekran niwelują efekt rozmazania i pikselozy, jaki jest obecny przy naszych odtwarzaczach słabej rozdzielczości (szczególnie wyraźne w mniejszych salach), do tego jest całkiem solidny dźwięk kwadro.

Joseph Gordon Levitt (z prawej) jednak kurcze podobny do Heatha Ledgera.
***
Zatem hitu pokoleniowego (Transpotting, Matrix) z tego nie będzie, ale i tak dobre np. w porównaniu z zapowiadanym przeze mnie zlotem bohaterów młodości w filmie Stallone'a (już wkrótce w kinach). Rzeczywiście z mojej listy brakuje jeno Chucka Norrisa, zaś Arnold występuje tylko w jednej zajawkowej scenie. A, inną porutą jest, że ostatni Harry będzie w dwóch częściach (listopad, potem lipiec) i w 3D. Kaska, kaska.
***
Film prawie 3 godziny, więc już nie szwendaliśmy się dużo po mieście, chociaż klimat wakacyjny, ciepła noc, światełka, urok.


A Shaq w Boston. No, wreszcie. Wiadomo, szału nie będzie, ale resztki kolorytu zostaną.

1 komentarz:

barlon pisze...

Joseph Gordon-Levitt to jeden z tych pieknych, którzy sie prawie nie zmieniaja z wiekiem. Wystarczy porównać ze skandalizujacym swego czasu "Mysterious Skin" gdzie grał prostytutkę.