wtorek, 20 lipca 2010

słoniś

piątek, 16 lipca

Walimy dzisiaj na imprę. Soap Trendy Festival 2010, heh:

To nie była dobra impreza (i to jest sformułowanie "kobieta lekkich obyczajów"), melanż też nie był taki fajny jak ostatnio, ale nic dwa razy się nie zdarza. Na pocieszenie został słonik:

W tym piorunującym upale w namiocie, w koszmarnych warunkach nagłośnieniowych staraliśmy się dobrze zaprezentować, ale satysfakcji nie było dużej.
Były też plusy. Piwo w dokach po 4 zeta. Sklepy też po drodze i jeszcze więcej piwa. Bardzo przyjemna atmosfera na Piwnej, Długiej, Ogarnej i okolicach. Sporo ludzi na fecie. Szybki powrót do domciu (ostatnim autobusem).

sobota, 17 lipca

Wobec planowanego załamania pogody pojechaliśmy środkami komunikacji miejskiej na plażę, żeby się wysmażyć. "Karuzela" (rzecz o okrągłym stole) się rozpędza. Zmarł Jankowski. Ciekawe, czy w białym gajerze.
***
Wyjątkowo nie mieliśmy stałego obiadu, ale ponieważ po plaży było wielkie frappe, potem dojadłem pomidorów i można było jechać. A załamanie pogody właśnie przyszło. Sytuacja z nagłośnieniem w dokach nie uległa zmianie, zatem usprawiedliwiliśmy się, posłuchaliśmy jak grają Raus! of my eyes (20 numerów w 20 minut) i poszliśmy.
***
O Raus! of my eyes słów kilka. Po pierwsze, Piotrowski gra tam na perce (Szybkie Banany is dead) i pracuje w straży granicznej. Zamieniliśmy kilka słów. Na wiośle pomyka Bartek Potulski, a na basie basista Są Gorszych. Grają źródłowy hardcore (tak ja bym to określił) i to jest całkiem ok. Wykonania koncertowe są o wiele bardziej na miejscu niż myspace. Lepsze brzmienie i filing. Przynajmniej szybko i krótko. Ponadto zawsze lubiłem patrzeć na grę Piotrowskiego — zawsze wie, co robi i potrafi to ładnie zaakcentować (np. beczki). I jeszcze ponadto, uwzględniając aurę, okoliczności i rozpropagowanie niniejszej imprezy — chłopaki robili to z całym przekonaniem i szaleństwem. W ogóle: chłopaki. Tak pod 40. Jak to możliwe, że wokół tych ludzi kręci się jedyne granie old school punk w trójmieście? A co będzie jak oni umrą?
***
Poszliśmy z Endriusem na miasto, potem rozdzieliliśmy się i wobec padającego deszczu zastanawialiśmy się nawet nad kinem. Ale zwyciężyła opcja "głód!" i poszliśmy do dzikiej pierożarni. Tam było całkiem przyzwoicie pod względem finansowym, a przynajmniej najedliśmy się dobrze. W międzyczasie deszcz przestał padać, więc poszlim na Dolne Miasto i zaliczylim jeden teatr. Nawet ładny. A potem do domciu.

Brak komentarzy: