na koniec coś ultra ofensywnego, z widokiem na perkusistę, który wygląda, jakby grał przypadkiem, a przecież tak nie jest (co jednocześnie oznacza, że realizacja płyty była wyjątkowa) (i nie mówcie, że to nie pop):
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz