5 września, czwartek
Odcinek z wczesnym wieczorem
My drogi i Miłościwie Nam Panująca kolekcjonujemy własne wieczory.
Wreszcie po 3 tygodniach zmieniłem kasetę. Kolejna ciężka pozycja w katalogu. Stephen Farthing, Sztuka. Od malarstwa jaskiniowego do sztuki ulicznej — w znakomitej cenie.
A do rozpoczęcia sezonu zostało:
50 dni 11 godzin 33 minuty 55 sekund
Odcinek z wczesnym wieczorem
My drogi i Miłościwie Nam Panująca kolekcjonujemy własne wieczory.
Wreszcie po 3 tygodniach zmieniłem kasetę. Kolejna ciężka pozycja w katalogu. Stephen Farthing, Sztuka. Od malarstwa jaskiniowego do sztuki ulicznej — w znakomitej cenie.
A do rozpoczęcia sezonu zostało:
50 dni 11 godzin 33 minuty 55 sekund
Ha, to było, że tak powiem, kolejne wolne popołudnie. Co prawda światełko skończyło się szybko, ale było sporo zdjęć do przewalenia, niektóre bardzo stare. Plus zestaw obowiązkowy: kuchnia/sałatka.
Wieczorem nowy zwyczaj: popcorn z pół porcji — mała patelnia ok.
I drugi nowy zwyczaj: rzucamy kości po kolei.
Przed snem chwila na krotochwila, książki, groźby, postrzeżenia, minęło że ho ho. A z gryczanym smakuje całkiem okej.
Wieczorem nowy zwyczaj: popcorn z pół porcji — mała patelnia ok.
I drugi nowy zwyczaj: rzucamy kości po kolei.
Przed snem chwila na krotochwila, książki, groźby, postrzeżenia, minęło że ho ho. A z gryczanym smakuje całkiem okej.
6 września, piątek
My drogi i Miłościwie Nam Panująca u progu weekendu, weekendu, weekendu.
Jakoś tu się oprawiam smacznie i pracowicie. I wreszcie nie na wczoraj (taki mechanizm mam wbudowany). Live and Let Die (1973) 12.4 GB i to z trzema różnymi komentarzami!
Ha, właśnie, tymczasem prawie bym zapomniał, że przecież wozem przyjechałem w 30 min, chociaż raz mi zgasł i musiałem w końcu wyprzedzić tę koparkę. Mogę opowiadać w szczegółach.
Powrót: zapomniane zapalenie świateł, prawie jeden przejechany pieszy, ale jeden przepuszczony, no i wyjątkowa trasa wycieczkowa, przez Orunię Górną, Chełm, Morenę i Wrzeszcz — żeby było na nowo ciekawie.
A potem już tylko poczucie weekendu, weekendu, weekendu! Kawa, relaks, Heat-Spurs nie widziani od pewnego czasu, potem w przerwie na pracę idziemy na ściankę. Nawet nam idzie. Po nagłej utracie energetycznej intensywna kolacja, po czym kości i Social Network (2010) i jeszcze mi było mało tego rozpoczęcia weekendu. Weekend, weekend, weekend!
My drogi i Miłościwie Nam Panująca u progu weekendu, weekendu, weekendu.
Jakoś tu się oprawiam smacznie i pracowicie. I wreszcie nie na wczoraj (taki mechanizm mam wbudowany). Live and Let Die (1973) 12.4 GB i to z trzema różnymi komentarzami!
Ha, właśnie, tymczasem prawie bym zapomniał, że przecież wozem przyjechałem w 30 min, chociaż raz mi zgasł i musiałem w końcu wyprzedzić tę koparkę. Mogę opowiadać w szczegółach.
Powrót: zapomniane zapalenie świateł, prawie jeden przejechany pieszy, ale jeden przepuszczony, no i wyjątkowa trasa wycieczkowa, przez Orunię Górną, Chełm, Morenę i Wrzeszcz — żeby było na nowo ciekawie.
A potem już tylko poczucie weekendu, weekendu, weekendu! Kawa, relaks, Heat-Spurs nie widziani od pewnego czasu, potem w przerwie na pracę idziemy na ściankę. Nawet nam idzie. Po nagłej utracie energetycznej intensywna kolacja, po czym kości i Social Network (2010) i jeszcze mi było mało tego rozpoczęcia weekendu. Weekend, weekend, weekend!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz