piątek, 20 sierpnia 2010

In Bruges

sobota, 14 sierpnia

Nadeszły upalne dni, wybraliśmy się do Oliwy po kilogramy ciastek z naszej ulubionej piekarni. Następnie przeszliśmy lekko przez rynek na Przymorzu - już się zamykali. Stamtąd było niedaleko do decatlonu, gdzie zakupiliśmy odpowiednie buty na spinning oraz piłkę do kosza. Tę mamy gdzie schować — do pufa.
Wreszcie zgrzani i zziajani dotarliśmy do domu na obiad. Następnie nie zwlekając (bo już była 19)
pojechaliśmy na jarmark, gdzie znowu nie zjedliśmy golonki, ale przechadzaliśmy się, oglądając atrakcje. Wieczór, późny wieczór, światełka, ciepło — niemalże jak na wczasach w jakimś ładnym mieście.

niedziela, 15 sierpnia

Skoro jest ładnie, to jedziemy na plażę, a mamy jeszcze bilety całodobowe. Woda chłodniejsza niż ostatnim razem, ale popływałem dłużej niż ostatnim razem i nie zakończyło się to gęsią skórką i szczękaniem zębów. O książce Bratkowskiego będę musiał wspomnieć w większych szczegółach, by zapamiętać, o jakich postaciach tam pisał. Wróciliśmy do domu raczej prawidłowo, wykończyliśmy resztki obiadowe i zajęliśmy się "robotą": pedro + pliki. Uporządkowałem 4 numery Śnieżnika oraz pliki wokalne dla Wojta.
Momentami jest naprawdę bardzo ładnie.


Oglądaliśmy "In Bruges" (2008). U nas dano inny tytuł. Pewnie nikt by nie wiedział, gdzie leży ta Brugia. "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj" — pewnie taki myk, żeby kojarzyło się z wesołą komedią sensacyjną typu "Kiss, kiss, bang, bang". Było bardzo nieźle bo: miasto przecudne (pewnie po projekcji nastąpił najazd turystów); scenariusz europejski, aktorstwo na dobrym poziomie.

Być może Colin robił chwilami podobne miny jak w "Cassandra complex", ale po raz kolejny udowodnił, że jest aktorem (co oni mu zrobili na planie "Aleksandra"?). Może Fiennes nie do końca mógł przełamać wizerunek spokojnego i dostojnego mężczyzny. Brendan Gleeson oraz aktorzy drugoplanowi (Clémence Poésy) — bardzo dobrze.

Fantastyczne było to, że mimo trochę absurdalności niektórych scen wszystko nie zakończyło się hollywoodyzacją. Z początku naprawdę śmieszne sceny komediowe, potem trochę melodramatu, trochę filmu gangsterskiego, wszystko zdystansowane, "irlandzki angielski" Farrella — dobre kino.


Brak komentarzy: