poniedziałek, 14 września
A więc sobota — zrobiłem sobie wieloturową przejażdżkę via bankomat-masarnia-sklep 34 na dolnej-bomi-dom-sandomierska i pętelka przez dolne miasto do wału i z powrotem — jakbyśmy jechali na plażę, ale nie jechali. Fajnie. Popołudniu były mecze, siatka bardzo dobrze, kosz słabo — jak podejrzewałem, chłopcy wykonali plan maksimum w pierwszej turze, potem ich gra nie była już zbyt mądra.Podczas niedzielnego finału trochę się denerwowałem, ale uświadomiwszy sobie skalę rażenia (Nadal właśnie przegrał gładziutko 0-3), uznałem, że skoro to tylko finał ME w nie aż tak ważnej dziedzinie sportu światowego i że ew. zwycięstwo naszych czy porażka będzie jedynie odnotowywane w polskiej prasie — dałem się ponieść myśli zakładu z panem bogiem: jak wygrają, jutro kupię gazetę na pamiątkę. I kupiłem, nawet dwie. Zdecydowanie więcej czytania niż w piątkowej wyborczej.
"Adventureland" (2009) — bardzo solidny film, o dojrzewaniu amerykańskiego młodzieńca i takie tam. To tak jakby o mnie. No może trochę przesadziłem. Akcenty komediowe, muzyka, brak spektakularnych zdjęć. Niby nic ciekawego ani oryginalnego, a jednak wspominam z rozrzewnieniem. Tradycyjny zestaw bohaterów (dwie fajtłapy, dwie dziewczyny), nostalgiczny koniec lata — tak w filmie, jak i w rzeczywistości — wzruszające. Ok — końcówka kiczowata.
Za to "Superbad" (2007) kompletnie mnie rozwalił — szczególnie sceny z policjantami i McLovinem — absurdalna jazda bez trzymanki. Nieźle się uśmialiśmy.
Z filmów oglądaliśmy również "El labirynto" i mam z tym filmem problem, bo niby wszystko w nim było co trzeba: i wysmakowana oprawa graficzno-kolorystyczna, i strasznie i pięknie jednocześnie, i można było zrozumieć i "vamos" i "gracias" z oryginalnego podkładu, i w ogóle ważny temat, istotne przedstawienie, które aż tak bardzo mnie nie przejęło. Aż można było w pewnych momentach zakrzykąć: "Na litość boską! weź się dziecko w garść i dymaj szybko z tym kluczem!". W końcu ja nie jestem od tego, żeby rozumieć dzieci. Zaś z pewnością (jako naiwnego odbiorcę) rozczarował mnie fakt, że ów wyimaginowany świat był wyimaginowany, gdyż życzyłem sobie spełnienia wszystkich zadań i dostania się do niebiańskiej baśniowej krainy. A tu dupa. Nie istnieje, nie ma. Nul.
Pod tym względem "Przygody braci Grimm" nie były takie obnażające.
Pod tym względem "Przygody braci Grimm" nie były takie obnażające.
Więc zdecydowanie jestem pod wrażeniem "Superbad". Ścieżka dźwiękowa jest znakomita również bez filmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz