Póki jeszcze pamiętam, to w zeszłą środę (6 maja) odwiedziłem w domu Jerzego, który był wyraźnie w nastroju wyciszenia po traumatycznych wydarzeniach. Jechałem rowerem poprzez deszcz, trochę zmarzłem, ale nie było to coś, czego nie można przeżyć.
***
Zaś w czwartek (7 maja) mieliśmy występ, którego nie zdążyłem jeszcze przetrawić, aczkolwiek bawiłem się do późnej nocy. Tradycyjnie zwożenie i znoszenie sprzętu. Potem rozkładamy się grzecznie w kąciku (przy okazji kolejny przykład głupoty, właściel zobaczywszy przody Endriusa już zdążył się zaniepokoić, czy nie będzie za głośno, nie usłyszawszy jeszcze ani jednego dźwięku — kretyn jeden), po czym zaglądając do skrzynki Endriusa zadaję sakramentalne pytanie:
— Endriu, a gdzie masz mikrofony?
A więc Wojtas z Endriusem pojechali, co zajęło w sumie jakieś 20 minut i przesunęło występy z 20:30 na 21.Samo występowanie było niezmiernie śmieszne, dźwięk wystawiony "na zewnątrz" ponoć nie odbiegał od tła muzycznego, które wcześniej leciało. Więc dla kotleciarzy, coś tam sobie w tle było. Nasze odsłuchy symulowały dwie kolumienki z wieży Endriusa, maleństwa takie, więc w sumie słyszałem z nich tylko podkład i nasze wokale, a za cholerę basu, czy gitary. Lecieliśmy raczej na pamięć, ale nastrój był.
W przerwie naszego występu z Wojtasem Endriu w przebraniu Enrique zagrał kilka przebojów Feela i innych takich. Drugi set poszedł nam sprawniej, całkowicie na żywo wykonaliśmy nowy numer Wojtka. Dobrze, że był Michał, to inicjującym oklaskiem dawał znać, kiedy kończyły się piosenki, heh. Ale oceniam to raczej pozytywnie. Z tak dobrymi podkładami nie można się pomylić!
Jako JZTZ (tym razem bez Macieyi, który nieustająco poświęca obecny czas na pracę/ślub/magisterkę) polecieliśmy wstępniaka z JustynąM, a następnie zestaw naszych złotych przebojów. Teoretycznie było słychać teksty i ktoś ich słuchał. Na sam zjazd Endriu jeszcze coś porzeźbił, ale zebralim się, dostalim kasę i jeszcze mnie Wojtas odwiózł do domu. A w domu totalne szaleństwo. Do jakiejś drugiej w nocy oglądałem "From Russia with love" dobrze się przy tym wczuwając w nocny nastrój. Skoro miałem na 12 do roboty — czemu nie zaszaleć? Szaleństwa, szaleństwa...
pisałem o występie TCIOF, to po części mogę im zwrócić honor, bowiem nagranie studyjne "Red Rocker" (którego wcześniej nie słyszałem) zawiera wszystko co najlepsze we współczesnym inteligentym pop-rocku — genialne (ale studyjne zawsze lepiej im wychodziły)
***
zalegam sobie jeszcze fotami z występu w cockneyu — następnym razem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz