wreszcie ukazała się "recenzja" "Odessie" w wyborczej — całkiem git; nie liżąc sobie jajek, a i bardzo dokładnie uwzględniwszy stosunek nakładów do wyników (a za takie uznajemy wszelkie opinie internetowo-prasowe), to jest równy poziom od poprzedniej płyty (a nawet lepiej — bo przecież "Machina")
przy okazji przypomniałem sobie o drugiej recce Kowalczyka (z "Lampy"), też jest całkiekm całkiem (i nawet nieco inna niż początkowo ogarniałem, przyrónując ją do "machinowej"); dla żartu uwzględniając stosunek długości tekstu miasto vs. Bajzel — lepiej mieć długi niż krótki (cytując klasyków)
są powody do samozadowolenia, ba no masz, widnieje nawet nazwa wytwórni; mógłbym se dla własnego widzimisię poddać konfrontacji moje oczekiwania, fakty podawane w tychże opiniach i jakiś ogólny wizerunek zespołu na wirtualnej rockowej mapie Polski — bo to w sumie ciekawostki są (i mile łechtałoby moją dumę własną) — ale zastanawiam się nad chochlikiem, który mi podszeptuje (może nie do końca w myśl gombrowiczowskiego: "a może by tak zboczyć?" — bo pod tym względem jesteśmy muzycznymi zboczeńcami, absolutny margines): "a gdyby tak nagrać to coś na serio?" = pełny plan numerów, aranż, wytrenowane partie, studio, profesjonalny miks, ho ho, może nawet mastering...
po czym ten drugi głos (taki duży chochoł) mi mówi: "a na chuj mi to!", że piosenka znajdzie się na składance Stelmacha czy innej jakiej, może nawet pójdzie dwa razy w radio — e, to jak już wolałbym wygrać w Eurowizji; ja się natyram, a kokosów z tego nie będzie; musiałbym prowadzić program w tv, jak chłopak z Leszczy, by jakoś się załapać; albo weźmy Cieślaka — część luda, co słucha rocka nawet nie wie, że istnieje taki zespół jak Ścianka, że o Kristen nie wspomnę, nieistotne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz