poniedziałek, 26 maja 2008

człowiek, który wynalazł słowo "gejoza"

może nie było dzisiaj najlepiej ze zdrowiem (jednak wczoraj trochę browarów poszło), to w sumie nie było najgorzej

impreza kiepskawa (sam pomysł, żeby miast catheringu pracownicy sami zajęli się smażeniem kiełbasek i robieniem szaszłyków jest oszczędnościowym poronieniem) (ale przynajmniej w początkowej fazie było co robić); oczywiście nawtykałem się kiełbas, by w końcowej fazie zjadać przypalone karkówki; trochę surowizny wzięliśmy do domu; ekscesów nie było, raz w dramatyczny sposób zostałem porwany do tańca przez kobietę z drukarni; ogólnie nudnawo, ci co zawsze ryczeli w karaoke; na szczęście finał ligi mistrzów leciał na lapsie, więc można było sobie podejrzeć
w poniedziałek napoczęliśmy z Jerzym nową tradycję podgrywania sobie w kosza - to już chyba trzeci raz - i nogi coraz mniej bolą
we wtorek po południu najebałem się z poprawkami do plakatu koncertowego w Anawie, na szczęście później poprawki robił Macieya i był akcept ze strony Interii
środa dosyć pracowita, ale fakt, że środa była piątkiem był niesamowicie kojący, wróciliśmy do domu na końcówkę dogrywki i karne, jakieś tam emocje były, ale nieporównywalne z meczem z Dudkiem czy nawet półfinałem tegorocznego pucharu UEFA między Bayernem a Getafe
trzeba było podciągnąć się w hiszpańskim (prace domowe), umyłem dwa okna (świat teraz jakoś inaczej przez nie wygląda) i dzień zleciał
a propos wczorajszego meczu, trafnie wytypowałem, że będzie 1-1 i karne, ale stawiałem na czelsy, więc jednak nie powiniem grać w zakładach

24 maja, sobota
słucham właśnie singli Radiohead - ten raczej z OK Computer - wiadomo: wzruszająca muzyka człowieka wzrusza, noooo, ale akurat ta płyta to best of naszych młodzieńczych czasów, hę?ja mam "oryginalny" egzemplarz (wtedy jeszcze nie było Internetu ani mp3, że tak powiem) ze stadionu 10-lecia, kupił mi Filip, nasz niegdysiejszy basistai akurat z Filipem związane inne wspomnienie, to od niego pożyczałem kasetę Suede z gejozą na okładce, w sumie nawet mam z nią miłe wspomnienia (przy okazji: "gejoza" jest moim własnym słowotworem - chyba? ktoś był jeszcze?; pojawił się na "odessie"), a wczoraj na kulturze był koncert Suede właśnie; rzeczywiście można mu było zarzucić wszystkie wady, o których mówili Mann i Gacek (przyłapałem się na tym, że bardziej interesują mnie opinie Manna i ew. interlokutorów, niż sam koncert później - choć The Hives to była moc): muzyka, która oprócz kilku piosenek nie broni się po latach, teledyskowy montaż, nadmierne eksponowanie własnych postaci i szołmeńskich postaw, przewaga marketingu nad muzyką; i co mnie szczególnie uderzyło - głos wokalisty - rewelacja, ale brzmienie pozostałych instrumentów, szczególnie perkusji zrealizowanej w dobrym stylu polskiego domu kultury (stopa i werbel w pogłosie, reszty brak) było co najmniej dziwne

jak człowiek ma tylko poł godziny na wypicie kawy i wyjście, to se może popisać
***
lata 90. panie...
chyba można się zgodzić z Tomkiem Swobodą, że "w naszych czasach" mieliśmy kapitalną muzykę: mieliśmy i Nirvanę i Radiohead, i Pixies i U2 (nawet jeżeli ktoś nie chciał); mieliśmy klasyczne Sonic Youth i wypas w muzyce noise, niektórzy mieli Pavement i Supergrass, albo nawet Oasis...czy teraz występują bandy, które od początku istnienia wywołują rewolucje muzyczno-sentymentalne i tworzą dzieła nie imające się upływowi czasu? no nie WIĘ

***
piątek, prosze ja Ciebie, wypadł jakoś dziwacznie, owszem obejrzałem mecz siatkówki Polska-Tajlandia 3-1, przyznaję, to było ciężkie przeżycie, Polki nie dają rady, w dodatku posiadają tę nędzną cechę, która charakteryzuje naszych piłkarzy, przychodzą na mecz rozkojarzone, senne, muszą najpierw dostać wpierdol jednego seta, żeby się podkurwić, zmobilizować, i wtedy - przy znacznie skomasowanym wysiłku - mogą wygraćbyć może mój pogląd co do ich słabości musiałbym zrewidować, bo dziś wygrały z Serbią 3-2, ale ponieważ obie drużyny mają awans na igrzyska, więc to nie musiał być mecz, który świadczyłby o ich mocy
***
recenzja Scarlett, proszę ja ciebie - można się nieźle pośmiać - aż dziw, że trzy gwiazdki;
ale to to i tak smutne, że każda gazeta musiała o tym napisać jednak

***
reprezentacja wygrała z drugoligowym zespołem 1-0, wynik co najmniej zastanawiający; nie ma sie co czepiać, ale jak słucham ich, że są zmęczeni tygodniowymi treningami, to mnie tam strzela; albo inaczej: czepiać się można, ale na razie nie wyciągam z tego żadnych wniosków, w poniedziałek i wtorek dwa mecze: z Macedonią i Albanią, będzie można popatrzeć, co oni tam w ogóle grają, i wtedy pozwolić sobie na porzucenie nadziei wszelkich przy okazji EURO 2008

***
przegrywam matuli kasety do słuchania, byli już Beatlesi i The Who, teraz poszło The KINKS - oczywiście jeden z najbardziej niedocenionych bandów (na pewno w Polsce), kojarzeni tylko z dwoma hitami, a przecież byli takimi samymi mistrzami piosenki jak duety bitlesowsko-stonowskie; mi takie piosenkarstwo NIESTETY nie grozi, a szkoda

***
mieliśmy zobaczyć tę wystawę o żydach, ale w dzień "świateczny" mieli otwarte tylko do 17 i o 16:15 już nie sprzedawali biletów, nosz kurwa nie rozumiem, jak ktoś chce wpaść na 45 minut nawet, to do chuja wafla niech sobie idzie; stało tam 5 takich nieruchawych bab (nie wiem po co, żeby ktoś nie wyjmował zdjęć z ramek?!)***

obejrzeliśmy coś, co się w Oliwie nazywa palmiarnią, a w porównaniu z obiektem poznańskim jest co najwyżej palmiarenką, na szczęście pozostałe (później zamknięte) części ogrodu zrobiły na nas dobre wrażenie; lekcja hiszpańskiego minęła zadziwiająco szybko

***
idymy dziś (zaraz) na Indianę 4 - mam nadzieję, że będzie git; w końcu mieliśmy ostatnio seanse przypominające i w domu na kompie i w tvp 1, i dawało radęno, bujać się

***
no i nie bolało - teraz jestem trochę oszołomiony bo miałem "cukrzycowego" głoda (czasem mnie napada, i wtedy trzęsącymi się rękoma chwytam wszystko co się nada do jedzenia) (trochę bez sensu, bo nażarłem się wcześniej paluszkami, a w piekarniku robią się szaszłyki - no ale natury nie przebijesz)wracając do tematu Indiana Jones IV to taka sama mało prawdopodobna historia jak III (którą znam najsłabiej, i wcale mnie duet Connery-Ford nie przekonywał - najwyraźniej wychowałem się na "Poszukiwaczach zaginionej arki" w kinie Kosmos na Oruni)

***
calkiem przyjemnie się ogląda, jest sporo ciekawostek, kilka śmiesznych scen, duże bum na końcu; niezły klimat amerykańskich lat 50. XX wieku; dobre nawiązania do ojca oraz byłego przełożonego; wszystkie korytarze, pułapki i pościgi trzrymają w napięciu tak jak powinny - mniemam, że to jest kwestai czasu, kilku lat i kliku seansów w telewizji publicznej, żeby film swobodnie dołączył do klasycznej trylogii


część 1-3 gwiezdnych wojen były słabiutkie, szklanej pułapki 4 ani rambo 4 nie widziałem, więc ten film jest chlubną kontynuacją
***
należy też tutaj dodać, że jestem zwolennikiem kina przygodowego w postaci "Skarb narodów" (dwójki jeszcze - niestety - nie oglądałem), a nawet obu części "Mumii", więc niewymagający ze mnie klient - ha, ma być "Mumia 3" - nooooooooo


przed filmem, również z matulą poszliśmy na wystwę obrazów Dudy-Gracza - to co widzieliśmy było zawodowe i bardzo nam się podobało: ironiczne, karykaturalne, pomysłowe i pięknie dobrane barwy; wspólczesność i polskość tych przedstawień pewnie nawet bardziej do nas trafia niż nieco monumentalne i zastygłe malarstwo van Dycka czy Rembranta, które widzieliśmy na poprzedniej wystawie
***
niemiecki "Basketball" roczarował mnie bardzo wąskim podejściem do podsumowania sezonu (były tylko zbiorcze statystyki wszystkich drużyn - żadnych większych opisów), więc zrezygnowałem, padło na nowy "Futbol", nowy "Film" z Harrisonem Fordem oraz starszą "Piłkę nożną" - dwa ostatnie z tanich gazet
***
w "powrotnym" Lidlu zaskakująca niespodziewajka - prawdziwy francuski CYDR - nie moglem nie wziąć (co prawda polegało to na małym zakładzie: że jak ktoś zaraz podejdzie do kasy, to biorę, jak nie - to nie), kosztował 10 zeta (w obecnej erze, kiedy kupujemy wina do robienia dań za 6 zeta, stanowiło to jakiś wydatek, aleee...)
oczywiście, w wyniku "kreski na lodówce" zacząłem przemyśliwać nad ograniczeniem wydatków, ale przecież nie zrezygnuję dobrowolnie z piwa (co wypiję taniej z lidla, wytracę na przykład w mieście aniołow - jak ostatnio), więc bilans i tak nie wyjdzie na zero; na przykład wczoraj kupiliśmy 100 płyt dvd-r, (1,2 zeta za sztukę, a hurtem wyszło 89 zeta, więc ok) oraz 50 cd-r, co nam powinno starczyć na jakiś czas, ale po pobieżnym przeglądzie uznałem, że i tak kupujemy normalne rzeczy na co dzień, czyli: cebula, ziemniaki, chleb i mięso (oraz dodatkowo Renia koncentrat pomidorowy), więc jakoś damy radę
***
dziś w ramach "święta miasta" (co za szajs?) wieczorem na Targu Węglowym jest występ Czarno-Czarnych itp., zaczyna się o 20:30 - nawet gdybym chciał iść (a nie chcę), to myślę sobie, kto by się wybrał na taki koncert tak późno do miasta?! mnie by się nie chciało; przyzwoita godzina dla mnie to 19:00, a potem szybciutko do domciu, tv i lulu
***
prokom trefl jakoś tam wygrał z turowem w trzecim meczu, ale i tak przewiduję 1-4 (się zobaczy jutro - może transmisja), zaś teraz trwa ostatnia kolejka II ligi
***
jutro będziemy się byczyć przez caaaaały dzień i zczytywać gazeciochy, co je sobie nanieśliśmy
***
ten Duda to był jednak niezły Gracz!

Brak komentarzy: