środa, 10 grudnia 2014

Odcinek z powrotem



3 listopada, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca powrócilim ciężko do życia.
Wstawanie ciężko.
W nocy przebudka na przyczajkę.
Jak już śnię, to śnię stare domy/mieszkania. Jak dobrze pamiętam korpusy w wannie. Codzienność taka, że aj.
I w nocy przyszło do mnie, że nie jestem w stanie przekazać/pokazać/opisać tego, czego nie mam na zdjęciach nawet. Przecież to ładne, porządne mieszkania były. No ja już śnię tylko takie, które zaraz mają być wyburzone, drewniane schody na Dworcowej, którymi nie można już wejść na trzecie piętro (to nasze), wciąż wkładam rękę do przegródki na skrzynkę na listy i wyjmuję te stare, nieaktualne, albo wyciągi z konta, takie poczucie starty przeniesione na architekturę, teraz jest tam nieustająco ciemnawo, przy jednej ledwo żaróweczce. Drugie zadawnione mieszkanie na Rybakach Górnych, o oryginalnym układzie wnętrz, zaplecze podwórkowe z ogródkiem okolonym płotkiem na wysokości kolan.
I ten sen, z regularnym zestawem czynności, powtarzający się od czasu do czasu, który nawet nie wychodzi/ujawnia się na światło dzienne (czyli już jest tylko bytem zjawą) umrze wraz z moją świadomością. Krótkie słowa jakie, o ile, zostaną, będą jedynie odnotowaniem "faktu".
***
Z rzadkich nowych płyt, ta:
Ought More Than Any Other Day (2014)
wzbudza zainteresowanie ciekawością w graniu, kontrolowanym hałasem i wokalem, którego brzmienie mi coś (kogoś) przypomina.
***
Było to przesunięcie czasowe (tych nie pamiętam, tylko te wielkanocne), wobec czego przy wyjściu z pracy już jest niemal ciemno.
Kawa, pyszny jabłecznik z "kratką".
Dokończyłem na odsłuchu 2 ostatnie. Kiedy już zdążę się pozawstydzać brzmieniem werbla potem czuję dumę z ostatnich dokonań. Jedno to taki nasz "Hotel California", drugie to pomysł z Today is the Day i let's dance. Kontrowersyjne. "przełamuję schematy". Czysto i klarownie.
Baraka (1992)
przypadkiem widziałem świadomie końcówkę. Kilka dopasowań muzycznych bardzo zajmujących. Całość trąci, narzucając interpretację poprzez połączenie scen. Potem ujęcia się powtarzają.
Odcinek z tych krótkich.
Jak już skończyłem, to tak miałem jakieś wolne, że nawet nie chciało mi się za nic zabierać => do snu. Ale wyspać się i tak nie wyspałem.


4 listopada, wtorek

Odcinek ze Stogami na poczcie

My drogi i Miłościwie Nam Panująca odebraliśmy w ostatnim czasie masę przesyłek.

Eric Serra, The Experience of Love, GoldenEye (Expanded Score) (1995)
ckliwy banał cofający nas do końcówki lat 80, ale dobrze się tego słucha przy porannej mgle. Jak stoję rano na przystanku we Wrzeszczu i świadomie (!) kupuję miesięczny na czas, patrzę w dół na zbiegające się tory, linie elektryczne i rzędy budynków, tam powyżej pantografu widać bladopomarańczowego lizaka. Zaraz schowa się za murem.
***
Pray For Sound — Dreamer // 150 Clear w/ Purple Swirl, 150 Clear w/ Magenta Swirl & 200 White Vinyl LP
czerstwy "post-rock"
***
Panabrite
Pavilion // Clear Vinyl LP
ambiencik
***
wyłączyli nam bandcampa, już nie posłuchamy tutaj
***
Cloud Nothings
Attack on Memory (2012)
dobrze, że człowiek skonfrontował z niegdysiejszymi wyobrażeniami zanim
=> chyba się zestarzałem
=> 2: będzie więcej szmalcu na goldy
***
The Hive Dwellers — Hewn From The Wilderness (2012)
strach trochę jest
i takie rzeczy wydają
***
Dosh
Milk Money (2013) (White w/Black, Silver Splatter) $9.00
intrygawe
***
Woodhands — Heart Attack (2008)
nie przemawia do mnie to elektro
***
Headlights — Some Racing, Some Stopping (2008)
łagodny indie roczek
***
HUM — Downward Is Heavenward (1990)
się trafiło obce zameryaknizowane popowo emo
***
Rotting Out — Street Prowl (2011)
napisali, że h/c
trudno
ale niebieski ładny
***
Bułka + 2 parówki.
Paczkomat po raz pierwszy w życiu.
Ciemności, światła lamp. Gdański most stoi sobie PRZED parkiem.
Poczta polska — brak słów.
Płyty świetnie!
Bravo.
Darów mnóstwo, obustronnie.
Zawlokłem się do domu.
Jabłecznik z kratką!


5 listopada, środa

Odcinek z wieloma sprawunkami

My drogi i Miłościwie Nam Panująca sprawiliśmy się, bardziej Ty, ja tylko zdążyłem.

Abstynencja wcale nie wpływa korzystnie na jakość snu ani na poziom wyspania. Zatem — wniosek jedyny.
Ale jak już się dowlokłem na pętlę (Eco ostatnio nie przynudza), to okoliczności przyrody (WIELKA mgła) mnie ożywiły, zatem spacer, fotki i już się rozpoczął ranek lepiej.
***
ap na tapecie = znowu nie radzę sobie z jesienią
***
Bruno Nicolai — 99 Women (1968)
trochę śmiecia 60s, ale bywa kojąco, sentymentalnie, smyczkowo-saksofonowo
***
chirurgia i chirudzy po łokcie, senność
wcześniej/jaśniej, zdążam do UM (bardzo niebezpieczna praca w tym urzędzie)
obtanili piwa w lidlu, ale próby nam słabo idą, już nawet ja nie pamiętam zagrywek
oglądamy 200 błyszczących KOLORowych zdjęć
dłuższy wieczór




Brak komentarzy: