środa, 19 listopada 2014

Odcinek z malowaniem



27 września, sobota

Odcinek z malowaniem I

My drogi i Miłościwie Nam Panująca działamy przez dzień cały.

Wstanie poranne, miksowania kawałek, śniadanie i jedziemy na zakupy.
Udało się niemal wszystko (szklarz kiedy indziej), strach — jak to będzie — jest. Pamiętam, że kiedyś się malowało, ale ruchów wałkiem nie pamiętam.
Klejenie folii i taśmy zajmuje o wiele więcej.
Na mokro są zacieki i takie tam, okulary do mycia, koszulka do prania, ale się robi.
Mały pokój wygląda. Się wietrzy.
Opróżniamy kuchnię (duży pokój zrobił się przytulniejszy). Straszny bałagan wszędzie. Wieczór.
Foliowanie kuchni — i tego ładnego zdjęcia niestety nie mamy, a świetnie wymoszczone.
Najpierw mega chemią zmywam 2-letni tłuszcz o grubości milimetra. Zajmuje czas i palce. Efekty są.
Mydło malarskie w ruch — zabawne. I śmierdzi.
Ściany wymyte — i tych ładnych zacieków też nie mamy na pamiątkę. Późny już wieczór — śpisz. Miałem oglądać swój odwieczny serial, ale drobnostki techniczne odłożyły to na czas nieokreślony. Przypadkiem zajrzałem do folderu, gdzie były napisy i z rozpędu obejrzałem:
 

The Kremlin Letter (1970)
 

bo to zaskakująco wciągające było. Nowi aktorzy, absurdalna akcja, romans, sensacja, narkotyki i dyskoteki w stylu lat 60. w centrum Moskwy. Do tego sprytna intryga i nieszczęśliwe zakończenie. Wszytko, czego potrzeba. O 2:30 z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.

Patrick O'Neal

28 września, niedziela

Odcinek z malowaniem II

My drogi i Miłościwie Nam Panująca działamy przez pół dnia całego.

Wstawanie szybkie i konkretne. Śniadanie biwakowe (jak wczoraj obiad), ale za to w jak luksusowych warunkach: spokój, relaks, słońce i kanapa. Czułem, że wypoczywam.
Kuchnia odmalowana, mały pokój nie potrzebuje drugiego razu, mamy słoneczny środek dnia przed mydleniem, skoro malowanie ma być w poniedziałek.
Za namową idziemy na ogród, grabisz liście, cała siata. Leżymy w słońcu, piwo kołysze, motyle latają koło naszych goldfingerów. Wiązka schnie, pewnie sam bym dał radę ją wynieść. Co za popołudnie.
A potem bez mydlenia, tylko od razu siup. Za bardzo rozrzedziłem, więc musiałem malować podwójnie. Wcześniej problemy z taśmą malarską (zabrakło!). Ale jakoś dosztukowałem. Pięknie.
Zrzucenie folii z małego pokoju oraz kuchni. Już czysto, już błyszczy. Wietrzenie.
Osobną historią jest całe pudełko kaset, które słusznie i w dobrej sprawie odfajkowałem. Nie powiem, czasem było ciężko. Ale przecież nikt nie mówił, że ma być lekko.
A po tej tyrce starczyło czasu na dawno nie widziany kawałek nba, popcorn i odcinek.
Nie wyspałem się, ale przynajmniej ciepło jest. Winu też.


Richard Boone

29 września, poniedziałek

Odcinek z odroczeniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zaliczone, ale musimy czekać. Przy okazji liczyć.

The Presidents of the United States of America — Kudos To You (2014) — nie wiem, czy to już przerabiałem. Ale skoro nie pamietam, to nic dziwnego.
***
No nieeee. Dostałem info o nowej płycie Kristen, zatem:
http://kristenband.bandcamp.com/album/the-secret-map
Pierwszy numer straszny, czy "wszyscy" muszą teraz grać takie nic?
Okładka najciekawsza z tego wszystkiego.
***
Spacerniak z "windą na szafę" zaliczony. Teraz nadrabiam zaległości, ale z wpisywaniem poszło nieźle.
***
Shellac — Dude Incredible (2014). Shellac się skończył. (na kill'em all).
***
Cymbals Eat Guitars — Lose (2014) — ratują honor bezpretensjonalnego indie-srindie w dzisiejszych czasach. Druga płyta była słabsza, ale tą wracają do charakterystyki debiutu. Bardzo mi miło.
***
Udało się przeflanocwać węgiersko-francuskie napisy do Fathom (1967). Git. Będą emocje. Palma zaliczona.
***
Free Diamonds — take wesolutke. Ale
Free Diamonds — There Should Be More Dancing (2006) — zawiera naprawdę dobre momenty. No właśnie, płyty Prezydentów też kiedyś były lepsze.
***
(98. Pave The Rocket — Taken In — Fairly standard Dischord-with-feelings band. Decent, though. C+)
Pave The Rocket — Taken In (1998) — ciekawie zrealizowane. Post-grunge? tak. Niedzisiejsze, ale ma specyficzną moc w gitarach. Patrz Helmet. I jest emo.
***
Zmęczenie wychodzi.
Szczęśliwie uciekłem przed awarią trakcji (napisałem "awarją").
Świeży chleb, świeże drożdżówki (a okazja) i idę ciąć, jest pogoda, jest okazja. Ciąłem jak szalony, z wysoką trawą jest mniej certolenia się. O 19 zrobiło się za ciemno, ale efekty (ja) widziałem. Czyżby pączek się nieco wysunął?
***
Folie out.
Na deser wspaniałe leczo z makaronem w kolorze czekolady.
Potem już puszczanie hormonu i zjazd. Obejrzałbym sobie mecz.
Popisałem, powyostrzałem.
Pośledziliśmy ruchy żwawe. Nie idziemy do kina w ostatnią wolną środę, bo nic nie ma.

tak, ale tak:

Bibi Andersson
Maksio

patrz: Ipcress File
taka ekipa...

a taka

się działo!

oj się działo!


Brak komentarzy: