poniedziałek, 9 grudnia 2013

Odcinek z hostelem



24 października, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wybieramy.

Dobrze, że wczoraj kupiłem ten bilet (sieciowy). A dzisiaj aż 15 stopni i znowu spacerem, bo przyjemnie. Trochę się wyprułem tabelkami, ale reszta dnia powinna być spokojna. Opchałem się niemożebnie i ile wlezie. Jabłkiem.
Western Conference Final 2008 — Spurs-Lakers — Game 5. Już wtedy mówiono, że Spurs są za starzy  muszą przegrać. Owszem, przegrali, mistrzowie nba z 2007 roku. Ale co to były za teamy w ogóle. Ale co to w ogóle było za Spurs w niedawnym finale z Miami.
Starzy, phi.
 
Bruce Bowen
Tim Duncan
Fabricio Oberto
Michael Finley
Tony Parker
Manu Ginobili
Kurt Thomas
Brent Barry
Robert Horry
Jacque Vaughn
Matt Bonner
v.
Vladimir Radmanovic
Lamar Odom
Pau Gasol
Kobe Bryant
Derek Fisher
Jordan Farmar
Sasha Vujacic
Luke Walton
Ronny Turiaf
Chris Mihm
Trevor Ariza
Didier Ilunga-Mbenga

A bośmy siedzieli, a Ty czytałaś TĘ książkę. Chyba. Nieeee, to było w niedzielę. Więc to było tak (chyba) rześmy zasiedli do biurka, ja szukałem tych hosteli, a Ty w obcasach. Po zdyskwalifikowaniu kilku udało się znaleźć taki, który jest zaraz obok. No i czad. I pamiętam, że następnego dnia zdawało mi się, że to był korzystnie spędzony wieczór.


25 października, piątek

Odcinek z piątkiem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca bez klasycznego piątku.

Spacerem? Być może. Bo miało nie padać aż do poniedziałku (nieprawda). A tymczasem przymrozek, który sunął białe wąsy od drzewa do drzewa. Uroczo, ale mi kasetę zaczęło wcinać, więc tylko przemroziłem sobie dłonie.
Coś tam nadrabiam, potem telefonowali, w międzyczasie jedna budżetówka, ale trójka nas tylko była, więc i szybko i niemal bezstresowo, potem już niemal wolne. Komp przy rozpakowywaniu się nieco zbiesił, aż się przestraszyłem nie na żarty, ale rozpakowało ok, duży rozmiar, być może pęknie rekord.
Jeszcze się obawiałem, że co mi po tym pliku, skoro on do niczego nieprzydatny może być. Ale sprawdzam to tamto i chyba jest ok. Być może jest bardzo ok i jeszcze z frykasami w stereo i kolorze. I z drobnymi drobiazgami. To może być rekord na wypasie.
Zobaczy sie.
Wracam do domu, a tam pusto. Ale zobaczyłem KONSTRUKCJĘ. I miałem mało czasu więc musiałem się zbierać.
Dojazd ok i z powrotem też sobie poradziłem. Owszem jechałem krócej niż zwykle, ale nie mogłem czytać. No i na Świętokrzyskiej ta powolna jazda z nieustającą groźbą, że zaraz zgaśnie. Zasadniczo było ok, jeno zgasł mi przed samym domem powrotnym.
Tym razem się bardziej oszczędzałem, ale trafiłem chyba z 7 koszy. Koszów. I to przy skuteczności co najmniej 35%. Szło nam całkiem nieźle, bardziej nawet, kiedy doszedł do nas czynnik robiący różnicę, ale pod koniec zabrakło ciut skuteczności i skończyło się 59:54 koszy. Koszów. Trójek nie liczyłem.
No i zabukowaliśmy hostel i jest zabukowany.
Mieliśmy oglądać film SF, ale nic z tego nie wyszło, więc samodzielnie obejrzałem Europa Report (2013). Nie zawiodłem się, jakkolwiek trochę popsuli końcowkę. A poza tym coś bez strzelania i z dużą ilością wnętrz — jak na współczesne kino SF przyzwoicie. Coś mi tam czeka w zanadrzu, ale na razie miałem inne zajęcia, bo...



Brak komentarzy: