19 maja, czwartek
zatę Żono ma
buła dla dziecka i jadę z opóźnieniem, ale starczyło na spacerniak
zestaw nowych mp3 bez rewelacji (znane już Atomic Rooster, jeden winyl styknie)
***
GSW ładnie wyrównali
***
wciąż są sraczki (piszę z pamięci)
20 maja, piątek
zatę Żono ma
obyło się bez kosza
zasuwałem
zaczęło się robić cieplej (chyba)
Maciej kupił bilet na Kraftwerk
***
poszedłem do osso i kupiłem 3 książki, które oglądaliśmy wieczorem
***
chyba poszedłem spać z lapsem, po obejrzeniu trochę meczu postanowiłem zakończyć to fragmentem filmu, kiedy o północy dziecko obudziło się i zobaczyło samolot, szał
były sraczki, były zmiany pieluch, ale spaliśmy długo
21 maja, sobota
zatę Żono ma
pojechaliśmy na Stogi, gdzie spacer dookoła stawu zajął nam prawie 2 ha
sraczki
i w sumie prócz tego, że nie było chillu na Stogach, to jeszcze było chodzenie po pokojach, a nie leżenie i czytanie LnŚ
jedyne co, to spłakaliśmy się na Nagiej Broni 33 i 1/3
wróciła Mama, co jeszcze bardziej wpłynęło na płaczliwość i niesamodzielność dziecka
na obiad kotlety i smażone ziemniaki
***
Mama wysadziła mnie pod bramą i musiałem jeszcze sporo czasu zmitrężyć
okrągłe urodziny Asi G zaliczone, dwa drogie piwa wypite i po 22 ruszam do domu
a następnie do dyżuru
22 maja, niedziela
zatę Żono ma
po poranku mieliśmy się wybrać na spacer, ale Mama trafiła w sedno i położyliśmy dziecko na drzemkę nietypowo wcześnie
***
ciepło, ale nie koszę, bo Mama na zakupach
po drugim śniadaniu, jakoś na 14 jedziemy na działkę Hegemona
obok fajny domek na zboczu, z basenem, bajka
po bigosie jemy również mięsa, dziecko się nie interaktywuje, wymaga kontroli, parę zabawek mu się spodobało
po dwóch piwach i kupie żarcia wracamy do domu
jeszcze chwila wieczornych i siup do łóżka
zrobiliśmy bardzo różnorodne zakupy
ja np. Autolux (bo tanio)
***
już niby było dobrze, ale w nocy wróciła sraczka i Mama poszła w pon do lekarza
23 maja, poniedziałek
zatę Żono ma
sądny dzień w tyrce, do jednej kobyłki (NMR) doszła druga, ta drażniąca (KI)
a ja miałem być w nastroju na występy
niemniej, będzie tyranie nazajutrz, na kacu, niewyspaniu itp.
***
znachorka rzecze, że dziecko sobie dzielnie poradziło, ale rehab każe odrywać strupa/rzepa = nieszczęście w domu
***
GSW szpetnie przegrało, a potem jeszcze pojawiły się kontrowersje z kopaniem w krocze (wtorek)
***
w końcu wysłałem (robię indeks) i jadę
jest pełnia lata, nastrój też taki, tak się rozluźniłem, że pojechałem do Matemblewa
na Niedźwiedniku chłopaki już wszystko spakowali, więc po raz pierwszy w życiu, o tej 18, wszystko bylo zrobione, nie trzeba tachać
jedziemy w klub
***
łącznie 4 browary, wszystkie za free (ale drinka bezalkoholowego ładnie wykonują)
miejsce spoko (107, były Balzak), rozstawieni, próba zrobiona, przyszli znajomi oraz wspópracownicy Pawła — był gwiazdą, było głośno
granie nam poszło nienajgorzej (prócz tego pomylonego refrenu w "I don't believe"), wyjątkowo nieźle "Stars" i nieźle bis
bez szału, ale publika raczej nie ogłuchła
***
sporo gadania ze starymi twarzami (flamenco itd.), wreszcie pakowanie, i już na bełkoczącym pijaku powrót i pakowanie do piwni
rozważania, co na przyszłość
jeszcze jeden występ i wolne, mówię
(ach, zapomniałbym, jacyś po pijaku nawet zapłacili za 4 płyty)
***
po północy wracałem przez absolutnie ciemny czarny las
niewiarygodnie
jeszcze doczytałem, że makieta klepnięta, ale już nie miałem siły na indeks, do snu
24 maja, wtorek
zatę Żono ma
miało być pół sądnego dnia, a przeszło na cały
ja skończyłem, a inni się grzebali, jedyne co, dobre wpisy, ale czasu brak
wyczerpałem się tak owym dniem, a także niewyspaniowym kacem (jelita bez konsekwencji), że nie miałem siły obgadać sobotniego kebaba z babcią
z wieczornymi i zasypianiem wytrzymałem sprawnie, zanim padłem ze starym meczem Phoenix na twarzy
a w nocy się działo z dziećmi, że ho ho, lecz spałem jak zabity
25 maja, środa
zatę Żono ma
zespół do zapobiegania nałogom dzisiaj nie miał próby, ja niby luźniej, ale zasuwanie do końca, niewiele czasu dla siebie, wciąż jeszcze załatwianie
***
korzyść była taka, że odsłuchałem mecz
niekorzyść — sromotnie przegrali na 1-3 i jest dramatycznie
przez pierwszy weekend tego tygodnia (ileż się w nim nażyłem) odsłuchiwałem palmy po dwa razy
przypomniał się też sezon, kiedy miałem league passa — to było jednak emocjonujące
***
wracałem trochę słońcem przez spacerniak na wro
przez chwilę spokoju oglądałem "Morderca zostawia ślad", potem wróciła rodzina, a myśmy wrócili do domu na wieczorne
zasypianie dobre i do dyżurownia, obejrzawszy wcześniej do końca
Blue Panther (1965)
26 maja, czwartek
zatę Żono ma
nasze dziecko miało szalenie pogodny dzień, chichrało się wiele i w różnych okolicznościach
pod koniec dnia Mama się przyznała, że jednak w swój dzień tak dobrze nie miała, ale ja nie zauważyłem, w końcu dzień cały spędziłem na kanapie, oglądając jak Cavs rozbijają w pył Toronto, łącznie z IV kwartą, której specjaliści nie polecają, a ja czułem się wyjątkowo wygodnie z tym festiwalem niecelnych rzutów Mo Williamsa, wiedząc, że już nic złego nie może się stać
ja czuję się lepiej, kiedy Kevin Love czuje się dobrze
***
historyczny dzień, wstałem wcześniej niż dziecko!
a ono chrapało do 8:50, w tym czasie już byłem w drugim pokoju, prócz tego jedna pobudka o 2:30 i karmienie o 5:40
śniadanie nam się rozeszło, a mecz przyszedł
***
pierwszy spacer, z towarzyszeniem świętypanbógzastępów po obu placach zabaw, chłodno, ale zabawa niezła, szczególnie z dmuchawcami
jeszcze o 13 dziecko nie wyglądało, ale po 14 zasnęło
działka sucha jak pieprz (a przecież padało, kiedyś)
krzaki okopane dobrze, trawa wyrzedziała, urosła, skosiłem
zapomniałem, że usunąłem większość chrustu (jeszcze do popakowania z balii do siatek), będziemy mieli owoce
***
Mama zrobiła obiad, po 17 wybyłem na drugi spacer na pętlę, pół godziny huśtania na wesoło
po wieczornych Mama przejęła obowiązki, ja machnąłem KI
i jeszcze poszedłem podlewać, hehe
po 22 przyszła pora na pakowanie wszystkiego, a do snu wciągnął mnie
Deadfall (Bryan Forbes 1968)
że pociągnąłem kolejne 10 min
potem miałem sny (do północy) (a potem obawy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz